Czasami dołek, ale co z tego.

Coś słaby dzień dzisiaj, zmęczenie i bezsilność. Tyle, że piję drugą kawę i staram się robić swoje, choć jeszcze wolniej niż normalnie.
- Jestem w dołku - mówię sobie.

Wczoraj na tym chodzeniu po ogródku linowym, czy jak się to nazywa. Nie było to specjalnie trudne, przynajmniej dla mnie, ale sporo z naszej grupy się męczyło.
W sumie, to chodziło mi o to, żeby zmienić otoczenie i pobyć trochę z fajnymi ludźmi w lesie.
Dzisiaj jestem trochę połamany, ale to też ciągnie się od soboty, gdzie sporo grałem, przez niedzielę, gdzie też sporo grałem. Wczoraj to jednak też trochę wysiłku kosztowało.

Miło było na kolacji, objedliśmy się wszyscy, w jakiejś koreańskiej knajpce.

Myślę, że jakiś czas temu, to po prostu surfował bym po internecie, albo wpatrywał się w ekran TV, tłumacząc to zmęczeniem. Teraz jednak wiem, że co z tego. To jak w pracy, trzeba się napić kawy i robić swoje. Dla mnie to praca nad własnym życiem, próba walki ze swoimi ograniczeniami, jak z kłopotami z pisaniem książki, czy ze sztywnością na paletkach. Robię po części rzeczy, gdy chodzi o sport, których nie mogłem robić w dzieciństwie, a książkę zawsze chciałem napisać. No właśnie, napotykam po drodze na blokady, wiem, to lęki. Więc dlaczego mam z nimi nie walczyć, uczyć się, jak się z nimi obchodzić.

No właśnie, może tym różni się moje podejście od tego, parę lat temu, że kiedyś, to bym powiedział - to nie ma sensu i tak się zabiję.
Teraz mówię - to może nie ma sensu, ale co z tego, postanowiłem sobie, to robię.
To podejście "i tak się zabiję" nie prowadzi raczej do niczego, bo albo się człowiek zabije, albo co. To już wolę coś robić, żeby zmienić moją sytuację. Jak mówię, jakiś czas temu przestałem myśleć o samobójstwie, właśnie między innymi poprzez pracę nad zmianą pewnych schematów myślenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!