Skąd i po co smutek?

Byłem tu pierwszy raz u dentysty. Długo się za to zabierałem i gdyby mi się jakiś drobiazg z zębem nie zdarzył, to bym pewnie do dzisiaj nie poszedł.

Było mi dzisiaj smutno, nawet na korcie. Fakt, nie byłem długo na korcie, bo musiałem do tego dentysty.
Skąd się ten smutek brał? Myślę, że z kontaktu z NB (narkotyk B). Muszę to obserwować.
Kontakt z Nią powoduje chyba smutek, wywołuje na powierzchnię jakieś takie emocje.

Dentystka, bardzo miła zresztą, chwaliła mnie, że nawet nie drgnę, jak mi zęby czyściła.
Wiadomo, pierwszy raz tam jestem, to cieszy się z nowego pacjenta, choć raczej nie ma wolnych terminów.
Mówię jej - ale tu przecież takie chłopy, z tatuażami, to myślałem, że oni twardziele.
- Panie - mówi mi ona, z pochodzenia zresztą z Rumunii - przyszedł tu do mnie taki biker, czyli motocyklista, szeroki w barach, broda, pełno tatuaży. Zaczął mi tu płakać, jak się dowiedział, że ma zastrzyk dostać.

Smutek przypomina nam o tym, że coś straciliśmy, czegoś nie mamy, coś jest nie tak, coś powoduje, że jesteśmy nieszczęśliwy, a często nie możemy nic na to poradzić.
To jeden z rodzajów bólu emocjonalnego. Od niego czasami parę kroków do depresji.

Gdy coś nieprzyjemnego wydarza się w naszym życiu, coś nas boli, coś złości, smuci, to przeważnie nie mamy ochoty, by się to powtórzyło. To dlatego nas to smuci, sprawia ból czy złości. Nasz organizm mówi nam, że tego należy unikać, tej sytuacji.
Wiadomo, nie da się uniknąć pewnych trudnych do przewidzenia wydarzeń, ale czasami uda się uniknąć spotkania z kimś, kogo nie lubimy.
Gdy coś nam się zepsuje, jakiś ulubiony przedmiot, to też czujemy smutek, bo to lubiliśmy. To oczywiście, te lżejsze przypadki.

Możemy się odciąć od smutku, wtedy nas mniej boli. Ale to trochę jak z innymi metodami odurzania się, na dłuższą metę mogą one nie zadziałać.
Gdy ucieka się od zbyt wielu rzeczy, zbyt wielu impulsów, to istnieje niebezpieczeństwo, że po prostu straci się radość życia.

Komentarze

  1. Cóż, znam twardzieli, którzy mdleją przy pobieraniu krwi. Mnie się zdarzyło tylko raz "odjechać", ale myślę, że straciłem wtedy tak wiele krwi, że jestem usprawiedliwiony. ; ) Również wybieram się do dentysty, chyba w czwartek, jednak nie robi to na mnie większego wrażenie. Kontrolnie, czasem trzeba zrobić przegląd i coś tam naprawić. Szkoda, że z mózgiem nie jest tak łatwo. Jakby ten smutek wyleczyć, albo po prostu wyrwać? Rwałbym bez znieczulenia.

    Mam nadzieję, że masz nieco lepszy nastrój, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to nawet lubię chodzić do dentysty, bo wiem, że będę miał spokój z zębami, trudno mi się tylko wybrać, jak z wieloma innymi rzeczami.
    Nastrój mam normalny. Ja nie mam już tak głębokich smutków jak kiedyś, czyli u mnie dało się "wyleczyć". Poza tym, to po części ignoruję pewne nastroje, staram się robić swoje.
    Smutek to reakcja organizmu, na sytuację.
    Masz pewnie wytrenowane, żeby nie czuć bólu fizycznego, albo go wyłączyć na jakiś czas, wiesz, że to tylko "ból".
    Smutek to też rodzaj bólu, tyle, że gdy część jego pochodzi z nieprzepracowanej przeszłości, to trudno coś z tym zrobić.
    Trzeba się wtedy stawić bólowi przeszłości, od którego ucieka się jak zając.
    Patrząc na Twoje dzieciństwo widzę, że ćwiczyłeś bezradność, to była wtedy jedyna strategia na przeżycie dla dziecka, gdy ma się takiego rodzica. Gdy coś jest nie tak, włączy się ta strategia, by Ci pomóc, bo tak to trenowałeś, latami. A czego się Jaś nauczy, ...

    Z zewnątrz wygląda to zupełnie inaczej. Możesz robić wiele rzeczy, choćby uczyć się języków obcych, pisać, wymieniać się z innymi na temat hobby i tak dalej.
    Wyuczona reakcja mówi "nic nie ma sensu, nic nie pomoże, musi boleć". To reakcja z przeszłości. Logicznie na to patrząc, to nie jesteś taki bezradny. Jesteś samodzielny, masz gdzie mieszkać, itp.
    Jak mówię, problem w tym, że ludzie widzą to co się w głowie dzieje jak jedną wielką masę, z którą nic się nie da zrobić, zamiast jako jakąś strukturę, której elementy można wytrenować, zmienić.
    To nie zmienia faktu, że działają według wyuczonych wzorców, z których istnienia nie zdają sobie sprawy, bo w głowie przecież "tylko bezładna masa". Albo walczą z nimi na oślep.
    Tak jak karabin, to tylko kawałek żelaza. Na części też się go nie da rozłożyć, jak się zatnie, to trzeba go wyrzucić, albo złapać go za lufę i walić nim o kamień, żeby się naprawił, bo to podobno kiedyś pomogło :P

    Praca nad swoimi emocjami, gdy ma się traumy, jest moim zdaniem przeważnie trudniejsza, niż dać sobie wyrwać zęba bez znieczulenia.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!