Wczoraj zawody. Gram w najniższej grupie, to znaczy, jest jeszcze niższa, ale tamta to dla początkujących. Przegrałem pierwszy mecz. Ręce mi się trzęsły, czyli normalka, popełniałem bardzo dużo błędów. Następne trzy gry wygrałem, ale brakło mi 3 punktów, żeby wejść do ćwierćfinału. No właśnie, miałem grać o 1:15, tyle, że gdy wszedłem na halę, to mnie od razu wywołali, o 12:20, czyli godzinę wcześniej.
Byłem oczywiście sfrustrowany, bo mogłem ten pierwszy mecz wygrać, gdybym nie był taki zestresowany, ale i tak jest lepiej niż kiedyś.

Po zawodach nie poszedłem na wspólną kolację, bo już było koło 21.
- Pojedziesz do domu i będziesz się czuł sfrustrowany - mówiłem sobie.
Ale z drugiej strony, to nie chciało mi się iść do jakiejś knajpki.
- C..j z tym, czym ja się tak przejmuję - powiedziałem sobie.
Wiem, że mam sporo deficytów w mojej grze, pracuję nad tym, jak i nad stresem.
Podobnie mam, gdy próbuję pisać książkę. Trudno, mówię sobie, po prostu rób swoje.
- Po co to wszystko robisz, zajmij się czymś sensownym, to strata czasu - mówi mi jakiś głos w głowie.
Tyle, że co jest sensowne.
- To daje mi radość - odpowiedziałem sam sobie.
Nie wiem po co żyję, ale ten głos wie, że marnuję czas? Dla mnie sport to też forma zdobywania energii, tak, to bym pewnie jeszcze bardziej siedział w kącie, uciekał od wszystkiego, przede wszystkim od uczucia lęku.

I tak było lepiej na tych zawodach, niż kiedyś, uważam.
Idę zaraz potrenować z dwójką innych, trochę się poruszać, dobrze mi to zrobi, przedtem na targ.
Kumpelka z którą trenuję wygrała podwójną mieszaną w najwyższej klasie, fajnie :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!