Raz bez drutów w głowie

Dzisiaj rano było spotkanie trenerów szkolnych paletek. Jeden to nawet jest graczem narodowym, czy jak się to nazywa. Ale są też uczennice, które w zeszłym roku same do tej szkoły chodziły. Ja, to tak po środku z moimi umiejętnościami.
W każdym razie była tam Je, z pochodzenia, to chyba z HongKongu. Jak ją widzę, to trochę rozmiękam, choć mogła by być moją córką. Już razem prowadziliśmy treningi w zeszłym roku.
Am nie przyszła, bo miała okropne sny i budziła się parę razy w nocy, nie mogąc się rano obudzić, nawet jak do niej dzwoniłem.
- Ty też byłeś w moim śnie - napisała mi.
- Pięknie - pomyślałem sobie - jeszcze mnie tylko w czyimś koszmarze nocnym nie było.
Poszliśmy po godzinnym spotkaniu w czwórkę, z Je, na kawę. Pod koniec kawy, alarm. Wypędzili nas z kafejki, która jest zresztą częścią szkoły. Pasowało by pod sen Am.
Tyle, że podjechały dwa wozy strażackie, nic nie było widać, żeby się coś paliło.
Je, która mieszkała kiedyś na kampusie tej szkoły, powiedziała -- Pewnie znowu ktoś tosta przypalił.
I tyle. Jak poszedłem do samochodu, wkoło szkoły, to dochodząc po paru minutach widziałem, że alarm się skończył. Tyle, że tak szkoła nie składa się z jednego budynku, to raczej taki kampus.

Ja też się zresztą budziłem w nocy, żeby nie zaspać, bo spotkanie o 6.30 rano.

Jutro znowu prywatny trening. Pojadę dwie godziny wcześniej, bo pomagam trochę trenerowi, rzucam, czy zbieram lotki, czy gram z tamtymi w podwójną, czy coś. W każdym razie ostatnio tak było, bo była ich trójka, przed moją lekcją.

Zastanawiałem się, dlaczego to tak dziwnie wygląda, gdy oglądam swoje nagranie, gdy gram. Doszedłem do wniosku, że to jak z uderzeniami, pospinany pewnie byłem od samego początku i tak mi zostało. Kiedyś się strasznie stresowałem, nawet jak grałem w klubie. Nic dziwnego, że nie robię specjalnie postępów, choć ostatnio chyba zacząłem robić, przez odbijanie o ścianę i trochę przez tego trenera.
Dla mnie to, jak mówię, eksperyment. Chcę zobaczyć gdzie są moje granice, czego się jeszcze mogę nauczyć.
Podobnie jak z eksperymentem walki z lękami. Uczyć się tricków, jak z nimi wygrywać, a jak się czasami przegra, trudno. Z tym zawsze trzeba się liczyć.

Ta Je chyba nawet nie jest taka ładna, bo zrobiłem jej i kumplowi zdjęcie, w sumie przypadkowo, bo chciałem Am posłać. Na zdjęciu wygląda zupełnie normalnie, przeciętnie. Ok, sprawdziłem na innych zdjęciach, na jej chacie, jest jednak ładna.
Co z tego? Nic. Miło się raz tak normalnie pisze, nie na temat neurobiologii, czy innych drutów w głowie :)

Komentarze

  1. Uhm, nie samym chlebem (czy tam paletkami, neurobiologią i innymi drutami w głowie) człowiek żyje. Kto zabroni popatrzeć, skoro przypadła do gustu... A może nie tylko popatrzeć. ; ) Mój dziadek wręcz mawiał, że dopóki człowiek miewa te "lubieżne" myśli, to będzie jeszcze żył, nie jest z nim najgorzej. Coś w tym jest, co? W największej depresji, czy bólu nawet pieprzyć się nie chce, a co dopiero obejrzeć za jakimś ciachem. Czasem to jest dobre, ja np mam niewielką słabość do rehabilitanta i lepiej nam idzie współpraca (pewnie, że heteryk z obrączką na palcu ale popatrzeć nikt nie zabroni, co?) : )

    Ćwiczenia mi trochę pomagają. Pojawia się zmęczenie, spokój, ale nie na długo. Przyzwyczajony jestem do innego trybu życia, nie wiem, adrenaliny chyba brakuje, skoro kaleki mam ochotę się tłuc z kimś, kogo nawet nie znam.

    Propo "braku specjalnych postępów" to myślę, że znowu nie doceniasz swoich umiejętności. Jasne, że nie widziałem Cię w akcji ani pewnie się na tym nie znam, bo skąd jak nie gram, ale przeczucie mi tak mówi. Może nie jesteś najlepszy, ale też nie musisz być najlepszy, a grasz pewnie całkiem nieźle.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na zdjęciach wychodzi się całkiem inaczej. Często zdarza mi się patrzeć na moje foty i szukać podobieństw. Jak kiedyś w którymś czasopiśmie, tylko odwrotnie..znajdź 10 różnic... :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopóki pies ma zimny nos, a facet się rozgląda, to wszystko z nimi w porządku ;)
    Mój jeden nauczyciel miał słabość do nauczycielki fortepianu, dlatego był jednym z niewielu gitarzystów, którzy też dobrze na fortepianie grali ;)

    Kaleki, czy kontuzjowany, to dwie różne rzeczy. To ja jestem kaleką na paletkach, bo się za bardzo spinam, od lat i temu często przegrywam :P
    Myślę, że kalectwo, to kwestia definicji i jak kto potrzebuje, to kasy chorych. Ale wiem, Ty lubisz źle mówić o sobie :P

    No właśnie, są tu w paletkach cztery klasy, według umiejętności, jest piąta, ale ta się nie liczy, bo to początkujący, albo dzieci.
    Ja jestem w górnej części tej najniższej, czyli czwartej. Fakt, z większością z tej klasy wygrywam, w pojedynczej bo w tym jestem lepszy, ale nie ze wszystkimi. Z małą częścią z 3 klasy też mam jakąś szansą, bo oni w pojedynczą nie grają za często, z drugiej klasy, to tylko wygrywam z kumplem, bo on się gruby zrobił ;) O pierwszej klasie, to mogę zapomnieć :P
    W każdym razie, odkryłem, że strasznie się spinam, zupełnie inaczej się poruszam, niż to robię w czymś innym, co trenowałem.
    Do dzisiaj granie powoduje, że czasami "zamarzam" trochę w moich ruchach, poruszam się jak robot :P
    Doszedłem do tego jakoś w poniedziałek chyba, temu z trenerem to ćwiczyliśmy.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, coś w tym jest :) Szczególnie, że są tacy ludzie, którzy na zdjęciach rzeczywiście gorzej wychodzą, a są tacy, którzy lepiej, większość, to przeważnie jednak ta pierwsza kategoria, tym bardziej, gdy się nie ustawią ani nic, bo aparat jednak inaczej traktuje światło niż oko ludzkie. Dlatego najlepsze zdjęcia, to rano, albo wieczorem :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Próbowałeś robić zdjęcia swojego odbicia w lustrze? U mnie najlepiej wychodzą zdjęcia w lustrze łazienkowym. W innych nieszczególnie. Jakby każde lustro pokazywało moje inne oblicze. W łazienkowym wychodzę najbardziej realnie, a w lustrach pokojowych moje odbicie na zdjęciu ma 10 kilolat więcej:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami robię sobie zdjęcia, ale tak może dwa razy do roku i przeważnie po to, żeby zobaczyć, jak moja sylwetka wygląda, bardziej dla celów archiwalnych. Mam w pokoju lustro na całą szafę.
    Wiem to po moich mięśniach brzucha, że światło z góry zaostrza rysy, czy kontury, bo tak mam w łazience, a z przodu łagodzi. Dlatego mówię, że światło, nie tylko barwa, ale też ilość jego źródeł i ostrość, odgrywa dużą rolę. Nie wspomnę już o tym, co aparaty robią, bo też zmieniają kolory. Prawie każdy robi teraz zdjęcia telefonem, a tam jest cienka optyka.
    Częściej robię zdjęcia różnego rodzaju kontuzji, których doznaję, niż twarzy :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Po co zdjęcia kontuzji?:)
    Ja chyba najlepiej wychodzę na zdjęciach z góry, ale ostatnio nie czuję potrzeby fotografowania siebie, może dlatego, że w koło tak pięknie i kolorowo:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po co zdjęcia kontuzji, mhmm, może żeby popatrzeć jak długo to się goiło, albo czy coś się poprawia, ale nie robię tego systematycznie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!