Obiekt eksperymentu

No właśnie, codziennie walczę z moimi ograniczeniami. Co by się stało, gdybym tego nie robił? Parę razy próbowałem, lądowałem w nierobieniu niczego.

Jak to się dzieje, że lęki, czy emocje mną kierują. Przecież nie mam ochoty na to, żeby czuć się zmęczony, czy nie robić tego, co sobie zaplanowałem?
Na zmęczenie może pomóc kawa. Ale długoterminowo, to wolę się nauczyć nie być zmęczonym, obejść te lęki, podobnie jak obejść to uczucie gorąca.
-- To po prostu lęki -- myślę sobie.
-- Brak chęci, motywacji do robienia czegoś, to przyzwyczajenie -- dodaję.
Mimo wszystko pójdę na kort, potem do kafejki coś popisać, a potem pograć sobie.

Oczywiście, chciałbym być bardziej wydajny, móc robić więcej rzeczy. Mam wrażenie, że stoję w miejscu, to znaczy, poruszam się bardzo powoli. Z drugiej strony, to mogę sobie pozwolić na to, żeby nie pracować już ponad drugi rok. Czyli pewne rzeczy jakoś mi wychodzą?
Nie mam ochoty na bycie samemu, a jestem sam. To mi się też nie podoba.

Sam dla siebie jestem obiektem eksperymentu.

Inny temat.
Akurat jest jakaś akcja w Polsce, co do aborcji, z tego co czytałem. Za każdym razem, gdy o tym słyszę, bo powtarza się to co parę lat, przypomina mi się Boy-Żeleński.
Napisał on przed drugą wojną światową „Reflektorem w mrok”, z 1929 roku, czyli prawie, że 100 lat temu.
Cytat z książki ukradłem z jakiejś strony, przyznaję się bez bicia ;)


„gdyby zestawić wypadki śmierci młodych kobiet, wypadki ciężkich i trwałych schorzeń, które z obecnego bezdusznie podtrzymywanego stanu rzeczy wynikają, zadrżeliby może ci, którzy w zaciszu wygodnego gabinetu układają swoje ustawy. A gdyby doliczyć inne, pośrednio wynikające z nich skutki: samobójstwa, dzieciobójstwa i inne klęski, wówczas zrozumielibyśmy, z jaką słusznością nazwano ten artykuł „największą zbrodnią prawa karnego”” (s. 254).
„Oto filozofia praw, które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane. Głosić wzniosłe teorie o „prawie płodu do życia”, znów grozić matce więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć…”,
„I rzecz szczególna, ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z zimna, gdy matka – której jej „święte” macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem społeczeństwa – nie ma dachu nad głową” (s. 254-255).”

I to by było na tyle na temat postępu, gdy chodzi o niektóre sprawy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!