Bywa

Ja dalej zmęczony, już tak, od paru dni, a może tygodni. Powoli wiosna idzie. Jeżdżę już na rowerze w kamizelce i krótkim rękawku. Na głowie czapka, na rękach grube rękawice narciarskie.
Wczoraj coś się poderwałem do lotu, po tym jak fachowiec mi klęczał przed lodówką i pojechałem kupić buty, wodoodporne. Nie chodziłem po sklepach. Pojechałem do jednego, sporego, sportowego. Zobaczyłem parę, wybrałem jedne do przymierzenia. To znaczy, był jeden, lewy, o dwa numery za mały, mimo wszystko w desperacji akcjonizmu chciałem go na nogę założyć, co mi się połowicznie udało, to znaczy, do połowy już go miałem...
W końcu rozsądek przemówił i poprosiłem jednego kudłatego z obsługi, żeby mi przyniósł inną parę, większą, jak jest. Nie dość, że była, to była jeszcze o pół numeru większa. Popróbowałem więc jeszcze na zmianę, tak z pół godziny, obie pary, w różnych kombinacjach, na jednej nodze większy, na drugiej mniejszy i tak dalej. Nawet poskakałem jak kózka po specjalnych platformach, bo to spory sklep sportowy, i są platformy udające skalistą dróżkę.
Na koniec nawet nie wziąłem pudełka, potrzebnego do wymiany, gdyby mi się coś odwidziało. Założyłem ja na murku przed sklepem.
Owszem, w domu sprawdziłem, na internecie, co to za buty, ale markę znałem. A jak się ma trafić na badziewie, to się trafi. Mama koleżanki z pracy ma drugą chemię. To są problemy, tak naprawdę.

Jak mówię, przyszedł mechanik od lodówki, bo głośno chodziła. Miał gruby kocyk, czy dywanik. Klęknął przed tą lodówką, jakby się miał do niej modlić. I czekał, aż ona zawyje, czy zacznie hałasować. A lodówka nic, oczywiście. Coś zaczęło stukotać, to fakt, ale to akurat była pralka u sąsiadów piętro wyżej. I jak tu w takich warunkach wytłumaczyć, że lodówka za głośna, że coś tam chrobocze, albo chrapie?
Na koniec miły mechanik ją rozkręcił i usunął taśmy mocujące, tak, że teraz sam sobie ją mogę rozkręcić, tyle dobre. To znaczy, nie wolo mi, bo bym stracił gwarancję, ale i tak ją już zacząłem rozkręcać, tyle, że ta niebieska taśma klejąca na styropianie mnie powstrzymała, poza tym, to nie chciałem nic urwać. Mechanik przykleił jakąś plastelinę na kapilara, który podobno hałasował, podał mi rękę na koniec i życzył szczęścia, w poszukiwaniu cichej lodówki?
Już chyba nigdy nie kupię takiej NoFrost, bo ja lodówki nigdy nie rozmrażam, co parę lat nie ma prądu, czy się przeprowadzam, to wtedy sama się rozmrozi. Ta którą mam, super nowoczesna, chodzi za dużo i nie wiem, co ona tam cuduje.

Przypadkowo zobaczyłem znowu zdjęcia NB (narkotyk-B) na mojej komórce. Nie wiem jakim cudem, ale czasami pokazują się one jako jedne z pierwszych, choć są dosyć stare. Siedząc tutaj pomyślałem, że czas je skasować, ale nie chciało mi się wstać, bo komórka akurat się ładuje, trzy metry stąd.

Na nodze, na mięśniu mam opuchliznę. Przynajmniej już wiem w którym miejscu coś jest rozwalone, przedtem było chyba całe spuchnięte. W sobotę coś tam grałem, minimalnie, potem mnie ostro bolało, taki piekący ból. Bywa.

B zostanie w robocie chyba do końca marca, trochę szkoda, bo cieszyłem się na jej powrót. Z tym, że ona i tak potem spada, na rok, więc nie ma co się przyzwyczajać.

Walczę codziennie, żeby coś w pamiętniku napisać. Na spanie mnie wzięło.
-- Napiję się kawy -- wpadł mi do głowy wspaniały pomysł, bo godzina już 8 wieczorem.
Kawa czasami pomaga, choć jeszcze częściej nie, to znaczy szczególnie wieczorem. Na koniec piję herbatę z ingwaru i zagryzam 85% czekoladą. Inną, to bym po prostu zeżarł, tej 85% się nie da, trzeba po małym kawałku ;)

Komentarze

  1. To jest złośliwość rzeczy martwych. Zawsze jak coś się zepsuje i przyjedzie osoba, która ma to naprawić, nagle ów przedmiot zaczyna cudownie działać, robiąc z nas idiotów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to już jest :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ośmielę się stwierdzić, że jestem chyba trochę dziwna, ale uśmiałam się niesamowicie na tym Twoim poście. Może nie w głos, ale w głowie tak. Kiedyś miałam tak, że mi wszystkie korki wyrzucało przy określonej konfiguracji podłączonych sprzętów. Przychodzi elektryk, oczywiście Pan obeznany w fachu i każe mi podłączać wszystko, żeby sprawdzić, gdzie jest jakieś przebicie. A korki jak siedziały tak siedzą dalej. Myślałam, że tam zejdę z wściekłości. Oczywiście jak poszedł - znowu coś tam walnęło. Typek patrzył na mnie jak na niezdrową na umyśle, zupełnie jakbym sobie wyobraziła to wszystko. Ale co poradzić, tak to już działają te sprzęty w połączeniu z fachowcami. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, tak to czasami bywa, że sprzęt człowieka w konia robi :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!