Uciekła krowa

Akurat wyczytałem na demotywatorze, że krowa, która miała być dostarczona do rzeźni, jak przystało, wzięła i uciekła. Wolała przepłynąć na wyspę, zimą, niż dać się złapać właścicielowi. Może samo to mówi już coś o jej stosunkach z właścicielem, ale może nie mówi nic.
Tak mi się to skojarzyło z tym, co wczoraj wyczytałem, na australijskich wiadomościach. Jakiś Chińczyk opowiadał, jaka to tragedia była, jak pierwszy raz musiał jeść mięso psa. Nie przeczytałem tego artykułu dokładnie, ani do końca, bo mi się nie chciało. Coś tam chyba też było o tych różnych organizacjach, które ratowały te psy, w Chinach.
No właśnie, krowa, to nie pies, więc mało się kto nią przejmuje. Wiadomo, tą uciekinierką teraz trochę, bo stała się popularna.
W pewnym sensie interesujące jest obserwowanie tego, co ludzie na demotywatorach na temat wegan, czy wegetarian wypisują. Myślę, że część osób nie zna różnicy między tymi dwoma preferencjami dietetycznymi. Nie wspomnę już o tym, że parędziesiąt milionów Hindusów jest jaroszami (to inne słowo na wegetarianin, jakby się tu kto przyplątał, kto tego nie wie, choć w to raczej wątpię :)
Ci Hindusi jakoś przeżywają, bez niedorozwoju psychicznego, czy fizycznego, przynajmniej oceniając po moich kumplach z Indii. Tyle, że wiadomo, tam dieta jarska nie ogranicza się do jedzenia zielonej sałaty czy makaronu posypanego cukrem. Potrzebne są białka i takie, te są oczywiście w roślinach strączkowych, dlatego jak się idzie do restauracji hinduskiej to znajdzie się tam różne fasolki, choćby soczewicę, choć to pewnie nie rodzaj fasolki.

To nie tylko moje zdanie, oczywiście, ale poczułem się w nim potwierdzony, jak Richard Dawkins, który nie jest wegetarianinem, dodam, powiedział, że kiedyś niewolnicy byli uznawani za coś normalnego, więc może nasze podejście do zwierząt też nie jest takie, jakie powinno być.
Jak ktoś cokolwiek na temat mózgu poczytał, czy postrzegania świata, to wie, że człowiek stara się mieć spójny obraz świata, w dodatku taki, który mu pasuje. Jak Dawkins powiedział, kiedyś pewni ludzie też mieli coś przeciwko niewolnikom, ale najwidoczniej większości się to podobało. Mnie by się też podobało, mieć jakąś tam niewolnicę, ładną, dodam. Oczywiście, pod warunkiem, żebym w to wierzył, że ona jest niższym stworzeniem i w sumie, to powinna się cieszyć, że ją tak dobrze traktuję i do łóżka czasami wezmę.

Na śniadanie banan i trochę orzeszków, potem kawa z czymś trochę słodkim. Nie chciałem niczego ciężkiego, bo mam zakwasy i jestem trochę umysłowo ociężały.
Kawa nie pomogła, zrobiłem sobie herbaty. Za oknem słońce. Kofeina zaczyna działać, więc mam lepszy humor.
Mimo, że niedziela i zakwasy, to zrobiłem serię porannych ćwiczeń. Raczej nie robię ich w niedzielę, ale one mi dobrze robią. Oczywiście, gdy mam się za nie zabrać, to jakaś część mojego mózgu pyta "Po co?". Dorzuca jeszcze "Masz zakwasy" i "to i tak nic nie przynosi".
Z drugiej strony wiem, że lepiej się po tych ćwiczeniach czuję, choćby dlatego, że wiem, że coś już zrobiłem. Myślę, że tak jest z wieloma rzeczami, u mnie, emocje mówią czasami "jesteś do niczego, nic się nie zmieni, więc po co się wysilać". Logika mówi "ch.j z tym, wiem, że coś się zmienia". Emocje to często dołek hormonalny, mało dopaminy i serotoniny, albo za dużo noradrenaliny, za dużo niepokoju i lęku. Człowiek by się skulił w sobie, uciekł od tego wszystkiego. Tego mnie całe dzieciństwo uczono, że cokolwiek się nie zrobi, to można oberwać, więc lepiej uciec od tego w świat marzeń. Oczywiście, były też dobre momenty, inaczej to bym może już dawno wisiał na jakiejś gałęzi, albo w więzieniu, bo kogoś zatłukłem. A może byłbym po prostu bogatym psychopatą, nie przejmującym się wyzyskiwaniem innych. Kto wie. W każdym razie, to jestem kim jestem, starając się parę problemów wyprostować, i ch.j.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!