Fale

Piję czarną herbatę, jest krótko przed 9 rano, sobota. Czuję się zmęczony.
- Położę się na chwilę na łóżku - przechodzi mi przez głowę.
- Wiesz dobrze, że Ci to nie pomoże, zamiast zasnąć będziesz znowu siedział w internecie - mówi jakiś głos.
- Dopiję herbatę, pozbieram się i idę na targ - planuję.
Za oknami słońce, niebieskie niebo. Przypuszczam, że moje zmęczenie jest po części spowodowane lękami. Trudno jest mi rozróżnić, to prawdziwe zmęczenie, od tego innego, próbującego mnie obezwładnić, jakby miało gumowe macki, jak ośmiornica.
Nie, żebym nie lubił ośmiornic, one są dosyć cwane.
Bywało, że ulegałem temu "zmęczeniu", mając nadzieję, że "wypocznę" i potem będę tryskał energią. Kończyło się to raczej na rozlezieniu. To jakby siedzieć na kanapie, wcinać chipsy, popijając coca-colą, oglądając biegaczy na ekranie telewizora, mówiąc - jak tak jeszcze sobie posiedzę, to nabiorę energii do biegania.
Zamiast doświadczyć napływu energii, człowiek często po prostu zaczyna obrasta w sadło.
- To genetyczne - mówią sobie niektórzy - ja przecież prawie, że nic nie jem.
Dlatego gdy jestem zmęczony, to staram się sobie przypomnieć jak to się czuję po "wypoczynku" i zamiast sięgnąć po chipsy, ruszyć d..ę.
Oczywiście, chipsów nawet nie mam w domu, nie jestem też od nich uzależniony. Myślę, że nie nauczyłem się ich jedzenia. Nie mam ślinotoku na myśl o nich. Podobnie z coca-colą. Dla mnie to woda z cukrem, więc wolę sobie kawałek makowca zjeść. Też ma cukier w dużych ilościach, ale mi smakuje. Mam za to masami czekoladę w szafce. Najsłodsza ma 85% kakao, przeważnie jednak 92%.99%. Słodsza czekolada to by u mnie długo nie poleżała. Ona po prostu znika. Tej 99% na raz nie zjem, nawet tej 92%,

W każdym razie. Zauważam po raz któryś z rzędu, że nie mam co "wypoczywać", chyba, że padam na pysk. Jak mi się uda, to staram się coś robić, cokolwiek, choćby pisać tutaj.
Często nic mi z tego nie wychodzi, ale czasami mam wrażenie, że widzę postęp, że jest lepiej.
Jak mówię, nie mam już myśli samobójczych. Nie dlatego, że coś diametralnie zmieniło się w moim życiu, ale dlatego, że mam lepszy kontakt z samym sobą, z moim "wewnętrznym dzieckiem". To codzienna praca. Myślę, że sam fakt tego, że się nad czymś pracuje, pozwala trochę wychodzić z bezradności. Wpadam w nią, wychodzę, wpadam, wychodzę. Staram się nauczyć myśleć o tym, że można z niej wyjść, gdy jestem w dołku. Kiedyś bardziej ulegałem negatywnym emocjom.
- No i ch..j - myślę sobie, gdy zalewa mnie fala smutku i pustki.
Emocja sobie, a logika sobie.
Przypomina mi się jak surfowałem. Człowiek próbuje przebić się przez fale, żeby wyjść poza nie, na spokojną wodę, a tu przychodzi taka, dwumetrowa, która potrafi zepchnąć do tyłu o parę, czy paręnaście metrów. Wtedy przeklinam na głos. Ale nie jestem zły na tą falę, albo inaczej, nie traktuję jej osobiście.
- Ku..wa - mówię, niekoniecznie po polsku.
Fala wali mi się na głowę, gdy nie uda mi się w nią zanurkować, rzuca mną, jak w pralce. Trzymam się kurczowo deski, co nie zawsze do końca mi się udaje. Fale mają swoją siłę, gdy spadają tonami wody z wysokości dwóch metrów. Czuję jak ta siła niesie mnie do tyłu, z powrotem w stronę brzegu. Ciągle jeszcze jestem pod wodą. Wreszcie zamieszanie trochę przechodzi, wirówka się kończy, mogę zaczerpnąć oddechu. Parę metrów przed sobą widzę następną falę, piętrzącą się, wykrzywianą silnym prądem. - Ku..wa - myślę znowu.
Bywają dni, że zastanawiam się, po co surfuję, jak i tak nie jestem w tym dobry. Ale bywają też dobre dni. Człowiek siedzi sobie, huśta się na wodzie, potem przychodzi gładka fala i można nią wędrować, w górę i w dół, bo dużych zawijasów nie potrafię. Człowiek jest w innym świecie.
Wiadomo, im więcej się trenuje, tym łatwiej jest przebić się przez niektóre fale, przez ich wściekłą pianę. Robiłem to czasami godzinami, aż do momentu, gdy ramiona robiły się trochę jak z waty.
Myślę, że z lękami nie jest inaczej. Po prostu są. Pochodzą z przeszłości. Fale na Pacyfiku też wędrują setki kilometrów, niektóre podobno gdzieś z wybrzeży Japonii. Po prostu są, niezależnie od tego, skąd się wzięły.


Komentarze

  1. Mało jesz, to znaczy ze jesteś tani w utrzymaniu :)) Pozdrowienia 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jem dużo, ale mogę jeść ciągle to samo. Łatwiej wyżywić niż ubrać ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Jak dużo to jednak nie tani w utrzymaniu... :) Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

      Usuń
  2. Pod ręką mam nieprzyzwoitą ilość czekoladowych uszu... Niech Eru błogosławi Wielkanoc i zająca!
    I wcale nie kradnę ich dzieciom...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są czekoladowe zajęcze uszy? Jeśli tak, to gdzie są te zające?
      Ja jako dziecko nie przepadałem za słodyczami, oprócz czekolady z orzechami, tak, że może nikomu nic nie kradniesz...

      Usuń
    2. Uszy są w pakiecie z całym zającem, no ale lepiej powiedzieć o uszach niż kadłubie, czy tyłku. Pamiętam że jako dziecko miałam problem ze zjedzeniem jeśli miały "narysowane" twarze. Oczywiście wygrywał nałogowy głód i robiłam z nich tulipana zanim je otworzyłam, taka czekoladowa miazga nie wzbudzała we mnie litości :D nasze dzieciaki też są nałogowcami, także ten..

      Usuń
    3. Ha, czekolada różne ma Ci kształty ;)
      Nałogowy głód, to chyba też to mam, bo przynajmniej raz dziennie jestem głodny :P
      Ja dałem dzisiaj kumplowi spróbować mojej czekolady, 92%, to powiedział, że ma coś w sobie, ale patrzył trochę jak pliszka na szpaka ;)

      Usuń
    4. Taka to by mnie pewnie zabiła. Ewentualnie mogłabym ją przetopić i dodać do ciasta. W stanie surowym nie ma bata żebym zjadła. Dziś przetopiłam dwa zające, niedługo Greenpeace się za mnie zabierze :D

      Usuń
    5. A o ile nie zabiła, to mocno osłabiła :P
      To przetapiasz je na co, na odpady uranowe, że Greenpeace się ma do Ciebie dobierać? :D

      Usuń
    6. Każdy wie, że wyroby czekoladopodobne zawierają vibranium i adamantium :D

      Usuń
    7. To ja teraz też już jestem "każdy" :D

      Usuń
    8. I znów szlag trafił indywidualność i niepowtarzalność jednostki ;) Jak za komuny.

      Usuń
    9. Tyle, że nie tak do końca, bo Ty 92% i tak nie ruszysz :P
      O 99% już nie wspomnę :D

      Usuń
    10. W takim razie jesteś wybrańcem. Będziesz drugim Neo :D

      Usuń
    11. Neo, to moje drugie imię ;) Muszę teraz tylko tego Matirxa znaleźć, czekoladowego :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!