Jakoś się da wytrzymać.

Oczywiście, gdyby to było takie proste, zamienić teorię w praktykę. Powiedzieć sobie, że wrażenie braku tlenu, czy fale gorąca to po prostu generalizowane lęki, reakcje po przeżyciach traumatycznych. Wtedy one by sobie zniknęły. Proste to jednak nie jest. Było wolne, święta. Nie zrobiłem wiele, ale przynajmniej popisałem tych 20 minut, czy może trochę więcej i poszedłem na spacer. Zawsze coś.
Bywało, że nie zrobiłem nic, zupełnie nic i miałem na koniec dnia ból głowy. W tym sensie to postęp.
Z drugiej strony patrząc na to, co mogłem zrobić z moim wolnym czasem - Nie zrobiłeś nic - mówię sobie. Albo jakiś głos w mojej głowie tak mówi.
- Weź sobie odpuść - mówi inny głos - lepsze to, niż zupełnie nic.
Też tak uważam, to znaczy, może Ja, ten trzeci głos, czy jak to nazwać.

Obejrzałem za to sporo o Scientology. Może dlatego, że jakiś kabarecista powiedział, że oni wierzą, że na ziemi wylądował statek kosmiczny i jesteśmy teraz przez Obcych nawiedzeni, czy jakoś tak.
Sprawdziłem i rzeczywiście. Ta cała wiara "Scientology" opiera się na książce Rona H. On też wprowadził "badanie", dokładniej mówiąc "terapię" ludzi za pomocą Omomierza.
Oni tego oczywiście tak nie nazywają, tylko "E-Meter". W praktyce jest to omomierz, który mierzy opór elektryczny, wyrażany w fizyce w omach.
Co mnie zainteresowało, to wiara tych ludzi i ich zaślepienie. Teraz sporo już odeszło i opowiada o tym na YT. Ci, którzy nie odeszli, to Tom Cruise, J.Travolta i jedna grubawa blondyna, Alice, czy jakoś tak, aktorka. Inna, znana z "King of Queens", odeszła i walczy z Scientology.
Ją tam matka wciągnęła, jak miała chyba z 8 lat.
W Scientology, jak w innych takich grupach, istnieje szef, który jest dosyć porąbany, wygląda na to, że jest psychopatą, z tego co o nim mówią. Jego ojciec też uciekł, bo normalnie, to nie pozwolili by mu odejść, także jego prawa ręka i sporo innych.
O tym statku kosmicznym wierni dowiadują się dopiero po wydaniu z 15.000 dolarów, czy ile tam, to znaczy, muszą przejść sporo kursów, by dojść do OT III. Tam słyszą o tym, że Xenu, czy jak było temu kierowcy statku kosmicznego, króry przyleciał na ziemię. Przed tym III stopniem wtajemniczenia nie wolno im się o tym dowiedzieć, bo ta wiedza "mogła by ich zabić, gdy nie są na nią przygotowani". Dlatego też Scientology zaprzeczają istnieniu tej informacji, o Xenu. Ogólnie, to kłamanie "niewiernym" jest u nich uznane jako jedna z reguł, bo to uznana metoda samoobrony.
Nie wolno za to kłamać "swoim".
Czy wspomniałem, że twórca religii był pisarzem książek fantastyczno naukowych? To oczywiście nie ma nic wspólnego z tym statkiem kosmicznym, żeby tu proszę nie mieszać różnych rzeczy.
Aha, też pewnie nie wspomniałem, że oni są bardzo spirytualni, ale każdy kurs kosztuje kupę kasy. Na przykład 150 godzin jakiegoś tam wyższego kursu kosztuje 99.000 dolarów. 25 godzin chyba tylko koło 10.000, czy ileś tam. Ceny można znaleźć w internecie.
"Life Repair 2 x 12.5 hr $5,600  czyli w sumie $11,200" itd.
Poza tym, to dzieci, czy nastolatkowie są traktowani jako dorośli. Jak się jakąś taką nastolatkę zgwałci, to oczywiście jest to jej wina. Jest w pewnym sensie "nieczysta" i ona ten gwałt w jakiś tam sposób spowodowała. To znane jest z innych grup religijnych, to samo twierdzi wynalazca "ustawień rodzinnych". Kasa i seks, nic nowego.
No właśnie, oni się "oczyszczają", czy "leczą", za pomocą tego omomierza, w czasie sesji "terapeutycznych". Ktoś im zadaje pytania, w stylu "czy lubisz czekoladę", albo "czy rąbałeś się kiedyś z psem", równocześnie obserwując wskazówki omomierza, to znaczy tego e-meter. Nie trzeba chyba dodawać, że dla "wewnętrznych celów szkoleniowych", wszystkie sesje są nagrywane.
Jak się człek zaczyna pocić, to spada opór prądu, bo elektrody w postaci sztabek trzyma się w rękach. Można sobie to w domu wypróbować. Im mocniej się ściska, tym lepiej prąd przechodzi, więc omomierz pokazuje reakcję.

O co mi w sumie chodzi. Tak sobie myślę, że oni są tak samo zindoktrynowani, nie wiedząc o tym, jak części mojego mózgu, trenowane latami, że pewne rzeczy są takie, a nie inne. Nawet jak się wie, że jest inaczej, to człowiek się starego przyzwyczajenia trzyma. Trzeba dużo wysiłku, żeby się pewnych rzeczy oduczyć i dużo "wiary", w sensie logiki, która by powiedziała, że da się coś zmienić.
Widać to też po tych z Scientology. Kiedyś do nich dociera, że to wszystko jest poje..ne, to trwa jeszcze latami, zanim się odważą, z różnych względów, ten kościół opuścić, o ile się odważą. Robią to najczęściej wtedy, gdy już zupełnie nie mogą wytrzymać, są na granicy załamania psychicznego, mają myśli samobójcze. Ano, inaczej, to po co coś zmieniać, skoro "jakoś się da wytrzymać".

Komentarze

  1. Chyba muszę to przeczytać jeszcze raz... albo zbyt późna pora dla mnie...

    Natomiast w święta nie wyszedłem na spacer. Lało jak nie wiem co, wiał silny wiatr - nawet mnie to zniechęciło do wyjścia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to idę na spacer nawet przy urwaniu chmury ;)
      Ano, możliwe, że ten tekst trochę poplątanie napisałem ;)

      Usuń
    2. Tak? To w święta u mnie było tyle błota, deszczu i chłodu że... możliwe że dałbyś radę :) No i wtedy faktycznie park masz tylko dla siebie... Pozdrowienia

      Usuń
    3. Można wtedy skakać z kałuży do kałuży i nikt się nie dziwi ;)

      Usuń
  2. Dobra, wiara to taki stan zadufania, że każdy ma to, na co sobie zasłużył :)
    Pozdrawiam
    https://londynsrondyn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, nawet dzieci, które się już w jakiejś tam wierze wychowały ;)
      Ciekawe, czy wierzysz w to, co napisałaś :P
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!