Kiedyś tam przyjdzie.

Tu mecz Niemcy-Korea Południowa. Nie oglądam, nie chce mi się. Ostatni mecz oglądałem w klubie sportowym, ale w sumie, to jego drugą połowę, bo na pierwszej byłem w saunie. Wiadomo, fajnie byłoby jakby Niemcy wygrali, ale usłyszałbym to przez otwarte drzwi balkonu. Z ciekawości zaglądam jednak od czasu do czasu na stronę gazety internetowej. 0:0 i akurat przerwa.

Widziałem przez ostatnich parę dni, że okna sąsiada są zamknięte. Jego samochód stoi jednak blisko wejścia do domu.
- Gdzie on się podziewa? - chodziło mi po głowie.
Wczoraj zobaczyłem też, że wycieraczka nie leży przed drzwiami, ale stoi pod ścianą, tak jak ją sprzątacze zostawiają. Podobnie robią z moją. Wiadomo, żeby wyschło.
- Może jest u swojej siostry - zastanawiałem się. - Ale tak bez samochodu?
Napisałem do niego w końcu.
- W klinice jestem - odpowiedział - nie umiałem znieść stanów lękowych i depresji, więc poszedłem tam.
Fakt, skarżył się ostatnio, że przez te upały, to gorzej, choć wczoraj, czy nawet w niedzielę, to było chłodniej.
- To pewnie przez to, że oglądasz mecze drużyny niemieckiej - zażartowałem.





Idę dzisiaj na paletki, ciekawe, czy ktoś oprócz Surfisty przyjdzie. Surfista jest prowadzącym, miał kiedyś własną szkołę surfingu. Tu ładna pogoda, mecz, czas urlopowy, więc może będziemy nawet we dwójkę.

W sobotę pójdę może na ściankę, z Kanadyjką, to znaczy, tą, która była w Kanadzie. Dawno się już nie wspinałem, ale ona też nie. Ostatni raz to się chyba przed rokiem razem wspinaliśmy.

Ciekawe jestem na ten nowe książki.
Piję kawę, choć już 17. Wiem, nie powinienem, bo gorzej chyba śpię, ale, czym się przejmować.




Aha, prawie, że mi wyleciało z głowy. Dzisiaj po południu szef oddziału zwołuje nagle naszą grupę.
- Chodźcie na chwilę do biura - mówi - spontanicznie.
Co jest grane, myślę sobie.
- Mam dla was wiadomość - rzuca, robiąc do tego dosyć ponurą minę. - Kudłaty zmarł.
Kudłaty to jeden z naszej grupy, chyba najstarszy, choć był z nami dopiero może od dwóch, czy trzech miesięcy. Wesoły, wysportowany, od poniedziałku na urlopie.
- Wypadek? - pyta jeden z nas.
- Podobno coś jak był pobiegać - mówi Szef - sam nie wiem, bo on nie był naszym bezpośrednim pracownikiem.
Jeszcze jednej osoby z naszej siedmioosobowej grupy brakowała, ale ona jest od tygodnia w domu, bo jej ojciec zmarł, po dłuższej chorobie.
To daje do myślenia. No właśnie, nie ma co się byle głupotami przejmować, warto robić swoje, próbować jakoś żyć, bo śmierć, to sama kiedyś tam przyjdzie.

Komentarze

  1. Hmmm, napisałeś do sąsiada? Sms czy jakoś inaczej? Zastanawia mnie tak po prostu...Pozdrówy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Whatsapp, to jest dosyć popularne w Niemczech. Jego numer mam od lat, podobnie jak on mój, ale pisujemy do siebie może ze dwa razy do roku ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!