Niewidomy na Mont Everest.

W radiu akurat wywiad z niewidomym, który wszedł na Mont Everest. Po zapowiedzi tego wywiadu pomyślałem sobie "Czego to ludzie nie wymyślą, po co on się tam pchał".
Teraz jednak słysząc pewny siebie głos alpinisty dziwię się jakoś mniej.
Ten niewidomy jest zawodowym alpinistą, tak go przynajmniej zaprezentowali, czy tak to zrozumiałem.
- Mhmm, niewidomy profesjonalny alpinista? - dziwię się.
Fakt, od urodzenia nic nie widzi, ale nawet widzącym trudno jest zostać zawodowym wspinaczem.
Sprawdzam w internecie, fakt, przedstawiają go tam jako zawodowca. Andy Holzer.
- Każdy krok, to krok w nieznane - mówi Andy.
On nie widzi, gdzie nogę stawia, musi to dopiero wyczuć.
Wiadomo, jak o tym marzył i to marzenie spełnił, to fajnie. Ale też od lat, czy dziesiątek lat chodzi po górach. W dodatku, to musiał do tego wejścia nieźle trenować, więcej, niż widzący, bo widzący wie, gdzie stawia nogę, więc mu niejako łatwiej.


Gdzie są w sumie granice tego, co da się zrobić, co można?
Tyle, że on mówił, że od dziecka udawał trochę widzącego, żeby wolno mu było pewne rzeczy robić, jak skakać ze skoczni na rowerze, czy temu podobne.
Ciekawe. To też trochę przykład na to, że dużo granic istnieje w głowie. Wiadomo, nie chodzi o Mont Everest, ale o uświadomienie sobie, że wiele można zrobić, jak się nad tym pracuje, jak się tego chce.
Można też chcieć wyjść ze stanów lękowych, jakoś się przez nie przebić, nauczyć się żyć mimo ich ograniczeń. Jak Andy Holzer, choć oczywiście, różnych innych przykładów jest wiele.

Komentarze

  1. Jednakże pewne rzeczy i tak pozostają nie do zaakceptowania, prawda? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy coś jest do zaakceptowania, czy nie, to zależy oczywiście od wielu rzeczy. Jak ktoś mi portfel, czy rower chce ukraść, to raczej tego nie akceptuję ;)

      Usuń
    2. To w pełni zrozumiałe, :-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!