Z dwóch stron.

Wczoraj niedziela, obeszło się nawet bez bólu głowy. Siedziałem nawet na balkonie, z herbatką i książką w ręce. Czytam tą książkę powoli, bo jest to na temat PTSD, "Ciało zapamiętuje wynik", czy coś w tym rodzaju, w tłumaczeniu na nasz. Chodzi o to, że to, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci, albo czego Jaś się nauczył, to Jan będzie umiał.
Jak się człek nauczył, że jest do du..y, bo tak mu to otoczenie wbiło do głowy, to trudno to potem zmienić, choć w sumie, to się da.
Pytanie tylko, jak przeprogramować swoją głowę, żeby nie zachowywać się teraz tak, jak by się człowiek zachowywał, gdyby to było to traumatyczne "kiedyś".
Istnieje wiele różnych sposobów, jedne pomagają mniej, inne więcej, w zależności od przypadku.
Samo gadanie pomaga podobno najmniej.
W związku z tym, że z emocjami tak dobrze się nie pogada, bo są one trochę jak pies, nie rozumieją za dobrze języka, ale reagują na ton głosu, na głaskanie, czy na bicie.
Normalną reakcją jest ucieczka, a gdy się nie da, to oddzielenie się od samego siebie. Wtedy emocje nie znikają, ale przez jakiś czas ich się nie czuje. Burzą się tam one w głowie, a czasami wyskoczą, w postaci agresji, bo szklanka stoi nie na swoim miejscu, albo zupa jest chyba przesolona.
Wtedy najlepiej komuś przy..bać, a jak się nie da, bo nie zawsze ktoś jest pod ręką, albo głupie społeczeństwo często nie pozwala na to, to te emocje można uśpić, alkohol, narkotyki. Można też sobie samemu przyj..ać, walnąć głową w ścianę, choć częściej ludzie walą pięścią w coś twardego.
To normalna reakcja, jak człek nie radzi sobie z nadmiarem emocji.

Łatwiej jest w coś walnąć, czy sobie strzelić kielonka, niż pracować nad swoim problemem, szczególnie, gdy człek do tego nie przyzwyczajony.
- To nic nie da - można usłyszeć.
Samospełniająca się przepowiednia, bazująca na wychowaniu. Wyuczona bezradność, nic się nie da.
Wiele ludzi przyzwyczajona jest do pokonywania problemów, bo wiadomo, życie zawsze jakieś za sobą niesie. - Będzie dobrze - mówią oni sobie. Znam parę takich osób.
- Jedyne wyjście, to się powiesić - mówią sobie pewnie inni.
Też parę takich osób znałem, wiadomo, część z nich się powiesiła, więc tu forma przeszła. Ja też tak sobie czasami myślałem, ale się nie powiesiłem. Takie życie, każdy jest inny.

Istnieje parę metod na dogadanie się z emocjami i nauczenie ich czegoś nowego, choćby tego, jak się uspokoić, bo tak naprawdę, przeszłość, to przeszłość, ale one tego nie kapują w tym momencie.
Można od strony głowy, poprzez medytację, choćby taką, mindfulness, czyli zwracanie uwagi na to, jak się ciało czuje, czy jak się oddech odczuwa itp.
Da się też od strony nóg, czyli za pomocą swojego ciała, aparatu ruchowego, poprzez sport, spacer, kontrolowane oddychanie, taniec, czy tulenie się, choćby do psa.

Tyle, że zmiana czegoś, to jak naginanie prętów bambusa, by zrobić z nich łuk. Wymaga to pracy i cierpliwości.
Podobno jednym z największych problemów ludzi, którzy mają traumy, to utrzymanie w miarę stabilnej sytuacji emocjonalnej, to znaczy, redukcja tych skoków.

Mnie się to czasami udaje, a czasami nie. Staram się obserwować te momenty spokoju, jak ten wczoraj na balkonie. Starać się je zapamiętać.
- Wczoraj na balkonie było fajnie, miałem pozytywne myśli - powiedziałem sobie dzisiaj rano, gdy wszystko wydawało się bez sensu i do dupy. To jakoś mi tam pomogło, wydaje mi się.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!