Cisza

W zeszłym tygodniu, w czwartek, powiedziano mi, że zlecenie się kończy, bo mają kogoś na moje miejsce, kogoś na stałe. To znaczy, o tym to wiadomo od miesiąca, tyle, że zastanawiałem się kogo on zastąpi, jak przyjdzie z początkiem czerwca. W każdym razie, to miałem jeszcze zostać jakiś miesiąc, czyli w lipcu, żeby tamten zdążył się zapoznać z tematem. W sumie, to jest nas tam trzech, więc nie jestem aż taki konieczny, czy niezbędny, ale o niektórych rzeczach coś tam lepiej wiem.
W każdym razie, we wtorek szef grupy mówi mi, że gadał z wyższym szefem i mam mieć zlecenie do końca sierpnia. To znaczy, nie powiedział mi tego, tylko napisał w mailu, bo akurat nie było mnie na miejscu pracy, a jemu się pewnie śpieszyło z wiadomością. Wsio ryba. Muszę powiedzieć, że nawet się trochę ucieszyłem. Ciekaw jestem, czy rzeczywiście mi się ta robota skończy w sierpniu. I tak planuję wypad do Australii, na który się już nawet trochę cieszę, mimo lekkiego wrażenie, że się duszę, gdy o tym pomyślę. Tyle, że wiem, że tak po prostu reaguję na stres.
- O duszę się znowu - myślę sobie wtedy. Kiedyś się tym jakoś bardziej przejmowałem, teraz jest to po prostu jakiś kawałek mojego mózgu, emocjonalny, reaguje w ten sposób. Amygdala i Hippocampus. To jak z zakwasami. Te po prostu są, czuję je w sumie prawie że codziennie, raz tu, raz tam. W jednym miejscu znikają, pojawiają się w innym, ale najczęściej to jakieś tam mięśnie nóg, bo tych jest sporo, mięśni na nogach, nie nóg. Teraz czuję trochę ramiona, wiem, że przedtem trochę plecy, trochę uda i tak dalej. I tak porobię zaraz parę pompek i trochę brzuszków. Od kiedy nie jem kolacji dwa razy w tygodniu, po treningach tutaj w okolicy, to tracę na wadze, trochę.
Skóra na brzuchu zaczyna mi się marszczyć, gdy robię pompki. Wiadomo, straciłem tylko 1-2 kg, ale trochę sadła zniknęło.

Wczoraj byłem na treningu w kółko, jest on dosyć intensywny, potem trochę paletek, a na koniec rundka sauny. Przy saunie jest mały taras, ogrodzony, z drewnianą podłogą. Byłem tam sam, otoczony drzewami. Pochyliłem się, opierając dłonie na stopach, zamknąłem oczy i po prostu czułem się dobrze. Nawet nie wiem już, czy ptaki śpiewały, pewnie tak. Po prostu byłem, bez wielu myśli, jakoś tam spokojny, wewnętrznie. Staram się takie stany świadomie zapamiętać, by wiedzieć, że istnieją one. To przydaje się szczególnie rano, bo najczęściej wtedy nic nie ma sensu.
- Po południu będzie ci lepiej - mówię sobie wtedy - pamiętasz, że czasami jest fajnie, choć teraz jest do niczego.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!