Brak wiary w siebie

Brak wiary w siebie. To chyba typowe dla mnie. Dlatego też staram się unikać zawodów, czy stresu? Jak byłem w Australii to grałem dużo na zawodach. Indywidualnie zająłem najwyżej drugie miejsce, raz, w mojej klasie. Grupowo chyba częściej coś tam zajmowałem, raz nawet wygraliśmy. Wiadomo, to takie zawody podwórkowe, to znaczy, druga klasa od dołu.
Dlaczego mi to przyszło do głowy? Tak sobie po prostu myślę, dlaczego mi tak trudno pisać tą książkę. Jest to związane ze stresem. Bo muszę coś "zrobić"? Podobnie mam czasami w robocie, gdy mam coś zrobić. Tyle, że w robocie, to wiem, że raczej jestem w stanie większość rzeczy wykonać. W życiu prywatnym jest trochę inaczej. Byłem dzisiaj na bouldern, to znaczy, wspinaczka do wysokości odskoku, bez liny. To jakby to ktoś jeszcze czytał, choć czytelników mam niewielu, co mi jakoś nie przeszkadza. Wiadomo, fajnie by było, żeby ludzie czytali to, co napiszę, mówili "o, jakie fajne". Z drugiej strony oznacza to stres. Bo raz się coś fajnego napisze, a raz nie. Człowiek się przejmuje co inni sobie pomyślą. Tak skończył na przykład ten "Avinci", czy jak mu tam było. W młodym wieku był alkoholikiem i strasznie się występami stresował. Managerowie nie pozwalali mu przerwać tournee, wiadomo, kasa to kasa. Więc znalazł swój sposób na uzyskanie spokoju.
Czy to wszystko prawda, to nie wiem, ale nie on pierwszy, nie ostatni, który załamał się pod presją oczekiwań.
Ja, wiadomo, nie mam takiej presji wielu ludzi. To co piszę mało kto czyta, ale miło jest utrzymywać taki kontakt z niektórymi Tomkami, czy innymi Czarnymi na przykład ;)
W każdym razie, to mniej się stresuję grając, ale czasami to myślę, że wolę przegrać, żeby nie musieć potem wygrać. Pewnie do niczego to nie prowadzi, to taka forma ucieczki.
Dlaczego mi to przyszło do głowy? Na bouldern też się stresuję jak ktoś patrzy. - Bo widzą, jak się nieporadnie wspinam.
Poza tym, to siedzę tutaj i chciałem popisać książkę, ale piszę tutaj, bo to prostsze. Książka, to jakaś odpowiedzialność, musi być "dobra", ktoś ją może skrytykować, o ile ją kiedykolwiek napiszę. Ciekawe, jak się to człowiekowi w głowie mamrocze.
Ładna pogoda. Ja byłem w hali, teraz rowerkiem do domu. Wiadomo, mógłbym gdzieś na plażę, pocić się w słońcu, dla pociechy oglądając krągłości plażowiczek. Nie korci mnie ta perspektywa. Przyszedłem tu do hali, bo tu też trochę niewiast, poza tym to lepsze to od siedzenia w domu.

Ta z obsługi tutaj, z wejścia i barku, coś do mnie zagadywała. - Wiesz ile Ci jeszcze zostało - pyta kasując moją 10-razową wejściówkę. Jak zamawiam kawę, to pyta, czy już skończyłem, czy tylko przerwa. Klienta za mną nie pyta o to, może dlatego, że ma on jakiś plastik na nodze i kule.
Ona się tu nie wspina, mówi, bo sobie skręciła nogę w kostce. Woli na zewnątrz, z liną, bo to bezpieczniej. Przypomina mi ona trochę NB, jest kudłata, to znaczy, długie kręcone włosy, ma czym oddychać.Nie wiem, może mnie zna skądś, z innej hali czy ze skałek. Ja jej nie kojarzę. A może jest po prostu służbowo miła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!