Kierowanie emocjami

Wiadomo, emocje są subiektywne, to to, co się czuje, w sumie. Tyle, że ich powód, na przykład powód do smutku, czy radości, często bierze się z zewnątrz. Po prostu reaguję na to, co się dzieje i odpowiednio to interpretuję. Jak moja ulubiona zawodniczka, czy zawodnik przegra, to się tym trochę zasmucę, mniej lub bardziej, choć ich nigdy nie spotkałem, nie znam osobiście. Wiadomo, to nie odkrycie ameryki. Był powód, to się smucę. Czasami jednak budzę się rano i nic nie ma sensu. Czasami budzę się i jestem pozytywnie nastawiony do świata. Skąd się bierze to jedno, albo to
drugie? Co się wydarzyło, że tak się akurat czuję? Często nie mam pojęcia, co było powodem.
Czyli wiem, że czasami jest jakoś, jakoś mi się tak wydaje, że słońce świeci, albo że noc kompletna. Dlatego próbuję to jakoś kontrolować, bo wiem, że moja głowa nie zawsze jest konkretna.
Dzisiaj rano budzę się i nic nie ma sensu. Wiadomo, wstaję jakoś, po tym, jak coś tam na komputerze w łóżku pooglądałem. Chcę iść na ściankę, bouldern. Nie, żeby mi się chciało, ale tak sobie postanowiłem, że w weekend zawsze gdzieś wyjdę. Kupiłem roczną wejściówkę tutaj, więc chodzę tutaj. Po pierwsze dlatego, że to mnie trochę w formie utrzymuje, po drugie dlatego, że są tu najczęściej ładne dziewczyny, a po trzecie dlatego, że kawa jest dobra, powiedziałbym nawet, bardzo dobra. Mam już taki rytm, że wychodzę w weekend, szczególnie w niedzielę. Gdy przychodzi niedziela, to nie zaczynam się zastanawiać, "wyjść, albo nie wyjść". Po prostu wiem, że tak sobie postanowiłem, jak byłem akurat przy zdrowych zmysłach i teraz nie ma co tu filozofować.
Efekt jest taki, że najczęściej lepiej się czuję, po tym jak się poruszałem, trochę porozciągałem i naooglądałem tego, co tu się kręci. Poza tym, to nie ma stresu, szczególnie gdy jestem tu sam, bez Blondi, to nie muszę się z nikim porównywać.
Staram się zapamiętać takie momenty, w których mi gorzej, albo lepiej. Potem używam tej wiedzy gdy jestem w dołku.
- Jestem w dołku - mówię sobie - przejdzie mi to.
Wiadomo, nie czuję się wtedy lepiej, dalej mnie coś dusi, ale z drugiej strony to wiem, że to przejdzie, więc jest to łatwiejsze do zniesienia. Jak ktoś powiedział, problem z PTSD, czy innymi takimi, polega często na tym, że trudno jest z dołka wyjść. Wiadomo, łatwiej jest siedzieć w dołku, niż próbować z niego wyjść. Nie mówię, że jest to przyjemne, siedzenie w bagnie, ale próba wdrapania się na oślizgłą ścianę kosztuje sporo wysiłku. Więc po co się wysilać, jak i tak się w to nie wierzy, że uda się wygrzebać?
To wyuczona bezradność, w wielu wypadkach. Lepiej zachować energię, nie robią nic, czekając, aż coś samo się zmieni, niż miotać się bez sensu. Tego nauczyło mnie moje dzieciństwo. Stulić mordę w kubeł i czekać. Teraźniejszość jest jednak inna. Codziennie muszę się uczyć, że warto inaczej reagować.

Komentarze

  1. Ładne dziewczyny i kawa bardzo dobra - to już naprawdę warto się wybrać :) Pozdrówy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój własny komentarz zniknął stąd, dziwne. Pozdro :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!