Różne charaktery

To już chyba drugi tydzień bez wiadomości od Blondi. Ja nie mam ochoty do Niej pisać, bo myślę, że kiedyś trzeba postawić kreskę. W sumie, to hamowała mnie ona w poszukiwaniach kogoś innego, choć z drugiej strony to czasami było bardzo miło. Więc nie żałuję specjalnie, że ta znajomość była, wydaje mi się, że miała ona pozytywny balans

W chwilach wolnych czytam książkę o mózgu. Facet opisuje doświadczenia jakimi doszedł do swojej teorii sześciu Charakterów Emocjonalnych. To znaczy, najpierw prowadził badania, na początku z EEG, potem za pomocą tomografii komputerowej, a potem wpadł na to, że te różne "Charaktery" istniej. Według niego to odporność psychiczna (resilience), wrażliwość na kontekst (społeczny), samoodczuwanie (siebie samego, swoich emocji, ciała), optymizm/pesymizm (outlook). Dwa były podobne, więc nie pamiętam dokładnie, jedno z nich zapomniałem. Ocenia się występowanie danego charakteru w skali 1-10. Jak ktoś ma koło 1, to ma najmniej. Autyści mają małą wrażliwość na kontekst społeczny, to znaczy, nie potrafią tak łatwo odczytać sygnałów niewerbalnych, emocjonalnych. Ktoś inny ma pesymistyczne nastawienie do świata - i tak nic się nie uda, więc po co się wysilać
W sumie, to chodzi mu też o to, że te różne Charaktery związane są z różnymi obszarami w mózgu. Czy taka jego kategoryzacja ma sen, czy nie, tego nie wiem. To znaczy. Nie chodzi o to, że ludzie mają taki, czy inny charakter, ale o to, że ich zachowanie, emocje, możne jakoś za pomocą tych różnych charakterów opisać, używając tej skali. Do czego to ma służyć. Myślę, że sama świadomość swoich mocnych stron i deficytów może ułatwić zdefiniowanie własnych problemów. Jak to się mówi, definicja problemu to połowa rozwiązania.
Człowiek się zmienia, choć wiele osób w to nie wierzy, dopóki im się coś nie przytrafi, co zmieni ich zdanie. Jeden jest gieroj, pojedzie na wojnę i potem zmieni się w zająca. Ktoś inny zakocha się i okaże się, że jest w stanie wiele przeszkód pokonać, by utrzymać swoją narzeczoną.
Wiadomo, nie zawsze to się tak kończy, ale zdarza się. Często słyszy się, że nie da się. "Bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci" - istnieją takie i temu podobne powiedzonka.
Pochodzą one z czasów, gdy ludzie w różne rzeczy wierzyli, w duchy, w to, że mycie rąk nic nie daje, gdy jest się lekarzem w szpitalu. Teraz ludzie śmieją się z zabobonów, choć niektórzy kupują "leki" homeopatyczne, albo nie dają dzieci szczepić. Gdzieś tam koło Australii wybuchła znowu jakaś zaraza, bo dzieci nie były szczepione.

W każdym razie, to Blondi się nie zgłasza. NB (narkotyk-B) odpowiedziała, w tym stylu, że daje sobie amputować piersi, bo boi się raka. Coś jej tam odpowiedziałem, czy może nie przesadza, ale jako jedyny argument podała, że się mylę. W dodatku znowu pojawił się grzyb w mieszkaniu które porąbanej lokatorce wynajmuję.
W każdym razie, to rozciągałem się trochę, siedzę w kafejce i tyle. Czasami pojawia się lekki tik w oku, jak wczoraj, czy budzę się zlany potem, ale ogólnie, to jest spoko. Nie mam ochoty się zabić. Kiedyś miewałem. Myśli samobójcze są mało konstruktywne. Bo albo człowiek się zabije, albo żyje dalej. Takie -- bo i tak się zabiję, nic nie ma sensu - to stan zawieszenia w próżni. Ja mam takie tendencje, ale też wiele zwierząt tak ma. Choćby niektóre małpy, które zamierają w bezruchu. Czekają, aż niebezpieczeństwo minie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!