Marchewka na kwarantannie

W zeszły piątek poszedłem do sklepu, bo mi się powoli zapasy kończyły. Normalnie to chodzę w soboty, ale wykumałem, że w piątek będzie mniej ludzi. Sklep nie był pusty, ale pełno też nie było. To poza tym sklep ekologiczny, więc tłumów tam raczej nie ma, bo marchewka i inne kalarepy trochę droższe niż w normalnym sklepie. Za to kupuję mleko od krów, z którymi ich cielaki chyba ze trzy miesiące mogą spędzić czy coś. Jak już mleko piję, to przynajmniej taki. I tak, 60% masy ssaków lądowych to zwierzęta hodowlane, 36% ludzie. Jakoś mi się to ciągle przypomina, tym bardziej teraz, w czasach tego wirusa.
W każdym razie to nawet koszyk w sklepie łapałem przez papier, bo na tej rączce to chyba pełno różnego baździajstwa. Starałem się zachowywać środki ostrożności bez wychodzenia na porąbanego. Teraz już czwartek, tydzień potem, to ludzie bardziej zwracają uwagę na możliwość zarażenia. W Niemczech jest obecnie ponad 43.000 przetestowanych jako zarażeni. Tydzień temu było chyba jedna trzecia tego, bo ilość podwaja się mniej więcej co trzy dni.
Miałem już zaplanowane co zrobię po powrocie do domu, żeby nie musieć szaleć z myciem rąk co chwilę. W związku z tym, że ten wirus pada na twarz po paru dniach przygotowałem po proste dwa pudła kartonowe i wstawiłem tam moje zakupy. Wylądowała tam nawet niewinna niczemu marchewka.
Dzisiaj już je powoli te zakupy wyciągam. To znaczy, marchewkę już wcześniej podskubywałem.
Takie przebywanie w domu ma tą zaletę, że człowiek musi czasami gotować. Mogłem się objadać chlebem, ale bez sportu to bym się chyba zaczął toczyć. Robię sobie więc zupki. Znalazłem nawet jakieś czarne grzyby w szafce. Nie mówię tu o pleśni, ale suszonych takich. Trzeba je parę godzin namoczyć i już. To takie chińskie, czy azjatyckie, ale kupione jeszcze, powiedzmy sobie, dosyć dawno temu. Myślę nawet, że dostałem je od kumpla chińczyka, już nie wiem. W zupce smakuję wyśmienicie.

Pracuję z domu, jak prawie wszyscy z tej firmy gdzie się udzielam. Na obiad wychodzę na balkon, na słońcu da się wytrzymać. Plac zabaw zablokowali taśmą. W Polsce to by ludzie może taką taśmę zignorowali, ale tutaj chyba nie. Pożyjemy, zobaczymy. Kumpelka za Australii dziwiła się dlaczego tak mało zmarłych, w porównaniu z Włochami. Trudno wyczuć, po części dlatego, że mają pewnie dwa razy więcej respiratorów i może mniej mafii, która by ten sprzęt rozkradła? Pożyjemy zobaczymy. Ogólnie, to praca w domu jest fajna, bo mam święty spokój. Mnie to i tak trzeba wypędzać do ludzi, więc wychodzi na to, że jestem introwertykiem i jakoś mi nie przeszkadza, że muszę w domu siedzieć. Wczoraj byłem pobiegać, może jutro też pójdę.
Kiedyś muszę znowu do sklepu, może jutro, albo może wytrzymam do poniedziałku. Tyle, że z każdym dniem rośnie prawdopodobieństwo zarażenia, tyle, że z każdym wyjściem do sklepu rośnie ono też. A może jest ono takie minimalne, jak się uważa, że nie ma się czym przejmować? To duże miasto i jest tu już według oficjalnej statystyki ponad 1500 zarażonych.


Komentarze

  1. Tu u nas także place zabaw ogrodzone taśmą. Z tego co widzę nikt tego nie rusza, więc ludzie trochę zdyscyplinowani.

    Ja normalnie chodzę na spacery, tylko unikam innych ludzi ale chodzę około 10 rano a wtedy prawie nikogo nie ma.

    W sklepie rękawiczki i płyny do dezynfekcji na każdym kroku, a kasjerzy odgrodzeni przezroczystą płytą, poza tym ludzie się boją i prawie ich nie ma w sklepie - przynajmniej w tym sklepie. Fakt że jest on największy w mieście a raczej pod miastem. Dla mnie nie jest to problem żeby podjechać autem i zrobić też w tygodniu większe zakupy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem wczoraj w sklepie i teraz też już mają przezroczyste płyty w sklepach, ale żadnych rękawiczek dla ludzi, czy płynów dezynfekujących. Ludzie w parku też sobie tak uważają.

      Usuń
    2. No właśnie w Lidlu jest podobnie. Mają tylko przezroczystą płytę od ludzi, ale ani rękawiczek ani płynu nie ma - trochę słabo. Gdy wczoraj wieczorem tam byłem (pierwszy raz od momentu wprowadzenia stanu epidemicznego) to nie czułem się bezpiecznie i raczej tam nie wrócę. Wolę zakupy w Auchan.

      Usuń
    3. W Australii chyba po części jeszcze gorzej, bo tam nie wolno urządzać zgromadzeń w pomieszczeniach powyżej 10 osób, czyli do 10 wolno :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!