Wiszenie na jednej ręce, przesuwanie granicy

Skończyła mi się robota w grupie. Dali mi nawet jakiś prezent na pożegnanie. Dali mi też kasę, w ramach tego prezentu, taki tu zwyczaj. Daje się kartę, podpisaną i kawę, żeby człek sobie sam kupił co chce. Głupio mi się zrobiło, choć wiem, że taki zwyczaj. Poza tym, to nie znikam z firmy, ale idę do innej grupy, o czym oni nie wiedzieli, ja zresztą też nie, na pewniaka, do czwartku.

Dzisiaj byłem znowu na ściance. Interesujące jest odkrywanie jak się coś da zrobić, jaką drogę. Na bouldern to tylko parę ruchów, ścianka ma tylko chyba ze 4 metry, czy coś, choć czasami idzie trochę przez niby dach, w zależności od drogi. To nie prawdziwy dach, ale pochyła część ściany.
O co mi chodzi. Zrobiłem już wszystkie zielone drogi, te które były w pomieszczeniach na dole. Nad jedną jeszcze pracuję, tą w "dachu", bo nie dam rady jej za każdym razem zrobić, mam trochę za słabe palce i technikę. Wczoraj ją trochę ćwiczyłem, choć w tym kącie, gdzie ona jest, jest dosyć pełno. Na parterze, czyli piętro wyżej też są zielone, ale jakoś nie mam ochoty ich próbować, koncentruję się na tych na dole, to znaczy, ćwiczę też niebieskie. Niektóre są łatwe, powiedzmy sobie, jak na niebieskie to bardzo łatwe, nad niektórymi się męczę, ale czasami zrobię. Niektórych nie dam rady zrobić.
Akurat słońce wyszło, choć przed chwilą deszcz padał.
Co mnie zawsze trochę fascynuje, to proces uczenia się drogi. Akurat pracuję nad dwoma. Jedną dam radę zrobić, ale nie za każdym razem, w innej nie dochodzę nawet do połowy.
Tyle, że tej ostatniej nie umiałem zacząć, jak pierwszy raz próbowałem. Potem jakoś umiałem się utrzymać, na pierwszym chwycie. Dzisiaj próbowałem parę razy i naraz okazało się, że na pierwszym chwycie, czy jak to zwał, spokojnie potrafię stać. Udało mi się dojść do następnego i następnego.
Teraz wiem, że potrafię dojść dalej, choć ostatni raz próbowałem w czwartek, czyli nie chodzi to o przyrost siły, ale o technikę i wiarę w siebie. Powoli zaczynam w to wierzyć, że dam ją radę zrobić, chyba, że ją odkręcą, bo tu czasami zmieniają drogi.
Staram się to jakoś przetransponować na moje życie prywatne. Ile rzeczy nie robię, nie próbuję nawet, bo nie wierzę, że się da? Wiadomo, nie ma co dać się zwariować, ale myślę, że gdybym bardziej wierzył w siebie, to byłoby mi łatwiej.

NB, czyli Narkotyk-B, odezwała się znowu. Parę dni temu miała operację, usunęli jej piersi i ma chyba "nowe". Nie wiem, czy ta operacja była niezbędna, bo odkąd ją znam, to boi się ona, że dostanie raka, bo ma jakiś tam gen. Jej mama ma raka. NB dała sobie już niektóre rzeczy wyciąć, teraz poszły pod nóż piersi. Ciekawe co będzie dalej. Co można sobie jeszcze dać wyciąć?
Pogadać się z Nią nie da na ten temat, bo jak coś pisałem, czy jest pewna, że to nie obawa przed rakiem przemawia, to odpisała, że się nie znam. Argumentacja bardzo logiczna.

Chcę się nauczyć wisieć na jednej ręce. Póki co, to wytrzymam chyba tylko ze dwie sekundy, na największym chwycie, bo mam deskę w domu. Zrobiłem test, na wiszenie na dwóch rękach. Musiałem sobie pomóc taśmą z gumy, bo nie umiałem się utrzymać na dwu centymetrowej listwie przez 7 sekund. Zainstalowałem sobie aplikację, taką do testowania i ćwiczenia. Zobaczymy jak się to rozwinie. Będę tu pisał o postępach, albo ich braku. W czasie tego testu dochodziłem do granicy możliwości, takie to było ćwiczenie. Przesuwanie granicy, we wspinaczce i normalnym życiu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!