ABS w głowie

Nic mi się nie chce, z rana, akurat, temu tu siedzę i piszę, zamiast robić coś konkretnego. Czekam, aż kawa zacznie działać.
Robotę mam na niecałe dwa tygodnie, potem kończy mi się u tego klienta. Już mi rok temu powiedzieli, że koniec, ale teraz to naprawdę koniec, bo w Niemczech są takie przepisy, że nie można kogoś za długo na zlecenie zatrudniać. Jak się to za długo robi, to przychodzi rząd i każe płacić ichniejszy ZUS za tego człowieka, za parę lat wstecz i podobne rzeczy.
W każdym razie, to co robię teraz trochę się dłuży, bo straszna dłubanina i mam wrażenie, że oni oczekiwali, że już dawno będę gotowy, to znaczy, ten szef grupy. Ale on to i tak trochę fantasta, czasami opowiada rzeczy, sprzedając je jako coś super pewne. Nie da się z nim na ten temat pogadać, bo to przecież "pewniak", czego człowiek od niego chce. Po fakcie też nie ma co o tych rzeczach gadać, bo nie. Trochę to moją Siostrę przypomina, tyle, że u niej to trochę bardziej drastyczne.
Przez ten cały czas to byłem w jednej grupie, ale od paru tygodni robię coś dla tego Pewniaka. Mam wrażenie, że mnie to stresuje, bo pojawia mi się czasami tik w lewym oku. Poza tym, to nowy temat, w miarę, więc czuję się trochę jakbym nic nie umiał. Temu siedzę tu i piszę, bo i tak pracowałem trochę w weekend. W sumie, jak człowiek tak jest emocjonalnie wciągnięty w robotę to nie myśli o innych perspektywach.

Czyli, jeszcze półtora tygodnia i potem będę bez pracy. Nie, żebym sobie na to nie mógł pozwolić. Nie chodzę po knajpach więc spokojnie mogę bez pracy dłuższy czas, mówię tu o dłużej niż pół roku. Ciekawe tylko jestem, co będzie się działo w mojej głowie, w tym wolnym czasie. Jest lepiej niż parę lat temu, wydaje mi się, choć tak do końca to nie wiadomo. W każdym razie, to nie mam myśli samobójczych, a także mniej rozwalonych dni, tak mi się wydaje. Nie mam ochoty na takie dni, które spędzałem po części leżąc na łóżku, oglądając jakieś seriale.
Różnica jest może taka, że mam parę zadań, które postanowiłem robić codziennie. Wiem, że większość z nich dam radę, nad innymi jeszcze pracuję. Dokładam sobie tak trochę, od czasu do czasu. Widać siłę przyzwyczajenia, choć tylko na tym daleko by się nie zajechało. Trzeba się jednak czasami przemóc. Mniej się jednak duszę. Ciężar na klatce piersiowej to objaw stresu.
Coraz lepiej widzę, jak mój stres moimi myślami kieruje, niezależnie pewnie od mieszanki hormonalnej, która gdzieś tam buzuje we krwi.
Mechanizm jest w miarę prosty, patrząc na to z pewnej perspektywy. Gdy coś mnie stresuje, to zaczynam się dusić, lekko, czuć dyskomfort, to powoduje, że porzucam tą myśl, niejako automatycznie. Prosta piłka.

Kiedyś złościłem się też bardziej, to też był objaw dyskomfortu, lęku, obaw.
Ciekawe jak to inni czują. Bo dlaczego się w sumie człowiek złości. Po części dlatego, że coś ucieka jego kontroli, boi się konsekwencji czegoś, na krótszą, czy dłuższą metę, albo nie pasuje do tego, co człek by chciał.
Myślę, że już samo obserwowanie swoich emocji pomaga. Po części pewnie dlatego, że inne części mózgu zajęte są analizą i separują się od emocji, człek przestaje się tak sam nakręcać.
W mózgu jest wiele zwoi, które pracują po części zsynchronizowane. Trochę jak te wszystkie ABSy, czy inne układy wspomagające kontrolę kół samochodu. Czasami mimo wszystko wpada się w poślizg, bo synchronizacja nie jest idealna. Gdy jest zbyt ślisko i prędkość nie pasuje, to rzeczywistość i prawa fizyki są silniejsze od programu sterującego kołami.

Chyba będę dużo kawy dzisiaj potrzebował.

Wiszenie na desce. Poszedłem się wspinać, na zewnętrznych ścianach hal w klubie. Byłem z Blondi, było nawet fajnie, mimo tego jej nowego chłopaka, który mieszka w innym mieści, więc go nie było. Ale, do tematu. Ćwiczę sobie w domu, wisząc na desce. Ciekawe byłem, czy będzie jakiś efekt tego wiszenia. Jakoś niespecjalnie go wyczułem, brak kondycji na drogach z przewieszką. Na koniec Blondi zrobiła jaką białą V+, bo już jej ręce padały, a ja zacząłem robić VII-kę. Blondi ogólnie to lepiej się wspina ode mnie, trochę.
- Dojdę do drugiego ekspresu - mówię - a potem idę też tą białą.
Doszedłem do tego drugiego ekspresu, czyli "haka" i widzę, że jakoś da się dalej. Więc polazłem dalej. Gdzieś tam pod koniec było miejsce, gdzie musiałem siąść w linę i odpocząć chwilę, ale zaraz potem wlazłem do góry. Jak się siądzie w linę, to droga nie jest "zaliczona". Zjechałem w dół i zrobiłem tą drogę jeszcze raz, znowu bez "zaliczenia", tak po prostu dla treningu. Na koniec wlazłem na tą V+, tą zaliczając, bo to V+. Czyli jakieś efekty są, tego wiszenia, bo zrobiłem trzy drogi więcej niż Blondi, w dodatku udawane VII-ki. Podejrzewam, że jak tam następny raz pojadę, to nie będą to VII-ki, ale VI-ki. Myślę, że kiwnęli się w ocenie stopnia trudności, albo strzelili takie coś dla podpuchy, żeby ludzie mieli uciechę.

Komentarze

  1. Nie znam się, ale myślę że trzeba zrobić krok dalej. Bo to dobrze gdy jest praca i myśli "inne" nie dominują, ale tak jak piszesz z pracą może być gorzej. I trzeba mieć jakieś dobre wyjście z takiej sytuacji, aby czas bez pracy nie powodował powrotów złych rzeczy w mózgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co masz na myśli z tym "krok dalej"? Plan "B" zawsze warto mieć ;)

      Usuń
    2. Krok dalej czyli taki stan aby nie spędzić całegocałego dnia na oglądaniu YouTube, oraz by znaleźć jakiś cel, sens :) Tak mi się wydaje, ale mogę się mylić.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!