Poranna deprecha

Interesujące jest obserwowanie zmiany nastroju. Rano, gdy się obudzę, to często nic nie ma sensu, tu mnie coś boli, włosy wypadają, jestem sam, robota mi się kończy. Taka normalna litania negatywnych myśli. Najchętniej to bym leżał tak, rozkoszując się tą niewidoczną siłą ściskającą klatkę piersiową, dającą do zrozumienia, że i tak nie ma sensu walczyć, bo już zawsze tak będzie. Z drugiej strony, jakieś inne zwoje w głowie mówią mi - normalka, po południu będziesz miał lepszy humor. W sumie, to wiem, że tak jest. Może dlatego, albo z siły przyzwyczajenia, robię parę ćwiczeń w łóżku, jeszcze zanim zaktywuję komórkę. Przedtem jeszcze dziesięć minut medytacji. Potem wstaję, po krótki, czy dłuższym czasie. Robię parę pompek, tak z rozpędu, jak co dzień. Autopilot włącza się i ćwiczę sobie dalej. Nie, żebym uważał, że ma to sens, to raczej obawa przed tym, że będę sobie po południu pluł w brodę, że rano się poddałem. A może to po prostu przyzwyczajenie.

Mamy dzisiaj z kumplem prezentację w robocie. Temu mnie dodatkowo coś ściska w żołądku, bo takimi rzeczami się przejmuję. Robota mi się kończy z końcem maja, to znaczy, zlecenie. To oznacza stres, z jednej strony, bo wiadomo, kasa nie wpływa na konto i trzeba iść dalej, ale to niesie ze sobą też jakąś swobodę. Wiem, że chcę znowu do Australii, nawet nie wiem po co. Może dlatego, że mogę? Część ludzi chyba myśli, że to fajnie, móc po prostu pojechać dokąd się chce, gdy mają pełno dziecisków i obowiązków. Marzą im się plaże z lazurowym morzem. Ja póki co, to jestem zadowolony z balkonu, na którym mogę czytać książkę o neurobiologii. To moje lazurowe wybrzeże. Porąbane. Ucieczka od szukania kogoś bliskiego, stresu z tym związanym. życie we własnej bańce, wiedząc, że ona trochę mydlana i tak do końca, to nie całkiem prawdziwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!