Plan, albo bez planu

 Zastanawiam się, czy pójść jutro na ściankę. Chciałbym spróbować tą jedną drogę, ale z drugiej strony to strasznie mnie noga, czyli biodro ostatnio siekało, po tych próbach. Zobaczę. Może pójdę grzecznie na siłownię, czy jakoś tak, albo na jaką jogę. 

Potrzebny by mi chyba plan na życie, bo tak jak w łódeczce, płynę sobie, ale nie zawijam na stałe do żadnego portu. Na dłuższą metę jest to uciążliwe, chyba zaczyna mi samotność dokuczać, tym bardziej, gdy nie mogę się w sporcie wyżyć. A może lepiej, zastanowić się trochę nad życiem, przystopować, nie uciekać tyle od tego uczucia sprawiającego, że mam wrażenie, że się duszę?

Za oknami pogoda nie może się zdecydować, czy ma padać, czy może słońce. Jakby było słońce to bym poszedł na rower. W sumie, to odkryłem fajną kafejkę w parku, mogę się tam przejechać rowerem, zawsze coś tam ruchu.
Wczoraj poćwiczyłem, minimalnie, wiszenie na desce. Muszę wreszcie wyjść z tego dołka spowodowanego biodrem. Nie umieram jeszcze, choć doszukuję się nowych plamek na skórze, czy denerwuje mnie fakt, że jedno z żeber coś tam jest nie tak. Kiedyś je złamałem, czy nadłamałem.

Jak się tak będziesz przejmował, to jeszcze jakiego zawału dostaniesz, czy coś, wtedy będziesz miał -- mówię sobie. Pisząc to zdaję sobie sprawę, że powinienem się inaczej motywować.
- Jak się będziesz regularnie na desce wieszał, to kiedyś szarpniesz jaką 7+ - mówię więc sobie.
- A może nawet jaką laskę znajdziesz, taką która też lubi na desce wisieć - dodaje moje wisielcze poczucie humoru.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!