Wiewiórki w akcji

 Chyba będę musiał serial zmienić, chiński, bo mnie męczy. Zaczął się normalnie, młoda dziewczyna, trochę niezaradna, ale z drugiej strony zaradna, jakiś piękniś bogaty z własną firmą, jakaś inna, muszę dodać że bardziej mi się podoba, no i parę tam wątków, jak to w serialach, żeby nie było nudno. Potem niestety wyszło, że ktoś tam coś tam, ona, to sierota, matka tego architekta, bo On, to architekt, też jakoś zmarła, opiekuje się On swoją młodszą siostrą, co tam jeszcze, jakiś były przyjaciel go nienawidzi, bo przez niego jego rodzice połowicznie popełnili samobójstwo, kiedyś tam. Nie wiem, jest jeszcze ze dwadzieścia odcinków chyba, aż strach oglądać, jak w każdym odcinku coś nowego dojdzie, to może się okazać, że to dramat, albo horror, a nie komedia romantyczna. Tyle, że z chińskimi filmami i tak trzeba uważać, parę razy się nadziałem, bo tam czasami nawet główny bohater umrze, nawet taki, który jest mistrzem w sztukach walki, patrz "Hero". To rzadko się zdarza w Hollywoodzkich produkcjach. W tych to Wania z drągiem za pociągiem i jeszcze gołymi rękami stado tygrysów udusi, chociaż nie, to raczej indyjskie filmy tak mają. W filmie Clinta Eastwooda ginie on, to znaczy główny bohater, ale to też Clint Eastwood. Normalnie to na końcu wyłania się z mgły, lub pyłu, w zależności od tego czym i kogo tam rozwalił, ten główny bohater, ze szramą na policzku, ale tylko po to, żeby mu mogła jakaś piękność plaster nakleić. Nie mówię tu o Rambo I, bo to też wyjątek potwierdzający regułę.

Jeśli chodzi o krótkometrażowe filmy akcji, to miałem taki, siedząc wczoraj na balkonie, jak na zimową porę przystało. Po drugiej stronie podwórka dwie wiewiórki, na daszku balkonu, takiego na czwartym piętrze. Poskakały tam, porozrabiały i wreszcie jedna zaczęła schodzić, głową w dół, co jej dosyć dobrze poszło. Ta druga podążyła jej śladem, w pewnym sensie, bo nie wiem, czy jej się znudziło, czy pazurki jej się z konstrukcji balkonu ześlizgnęły, ale poszybowała nagle wolnym lotem, z wysokości trzeciego piętra, z rozpostartymi łapami i wyciągniętym ogonem.
Bęcnęło trochę. - No, masz ci - pomyślałem, ale widzę, że ona dalej pohopsała, do tej pierwszej, która parę metrów dalej coś tam obczajała, więc chyba spoko. Polazły na dalszy balkon, ale tym razem na parterze, więc chyba tak źle z nią nie było.
Sprawdziłem potem w internecie, wiewiórka jak ma szczęście, to jej się nic nie stanie, nawet jak poleci z dużej wysokości, bo jest lekka i używa ogona jako spadochronu. Zobaczymy, czy się jeszcze pojawią, ale po mordce ich i tak nie rozpoznam, a wiewiórek ci tu sporo w okolicy.

Nie wiem, ale wiewiórki jakoś lubię.

Komentarze

  1. Rude, małe, zwinne i ładne - mnie też się podobają, choć kiedyś mnie straszyły jak biegały po strychu... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak biegały po strychu, to się nie dziwię ;)

      Usuń
    2. Tak. I turlały pewnie te swoje łupy (orzechy). Bałem się bardzo, nigdy nie zbliżałem się nawet do drzwi prowadzących na strychu... :/

      Usuń
    3. To może to nie były wiewiórki, jak ich nie widziałeś, ale po prostu duchy? ;)

      Usuń
    4. Chyba nie, ich się w ogóle nie bałem, ale myślałem początkowo że to są myszy.

      Usuń
    5. Fakt, myszy to ja bym się bał, bo mogą nieźle szkody narobić ;) Miałem kiedyś mysz, fajna była :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!