Gwałtowne skoki nastroju. Raczej dołek.

 Coś mi się nie chciało pisać. Jestem już po operacji biodro. Ciągle jeszcze walczę z tą myślą, że mam jakiś kawałek metalu i ceramiki, zamiast stawu. Przechlapane. 

O operacji napiszę innym razem, bo mi się teraz nie chce. Byłem potem w sanatorium, co było dobre, bo człowiek wiedział, że nie tylko ona ma problemy ze snem w nocy, bo albo boli, albo coś innego.
Średnia wieku była tam może ze 70 lat, trochę przesadzam, ale chyba nie za bardzo. Tyle, że okolica ładna. Było paru facetów, jeden był byłym żołnierzem, albo może jeszcze w służbie, bo nie był taki stary i skakał tam często na jednej nodze. Tego często spotykałem na klatce schodowej, bo podobnie jak ja nie używał windy.
Inny, który przyszedł pod koniec mojego pobytu był młodszy ode mnie, też były wojskowy, spadochroniarz, potem w służbach specjalnych policji. Oczywiście, uprawiał sztuki walki.
- To pewnie przyczyniło się do moich rozwalonych bioder - powiedział.
Zaczepiłem go po jednych z zajęć grupowych, bo wyglądał na wysportowanego. Pogadaliśmy chwilę.
- Już przeżyłem swoje - powiedział mi - więc teraz nie chodzę biegać, choć żona mnie wyciąga, bo nie mam ochoty na szpital, wolę się bawić z moją pięcioletnią córką.
Wynika z tego, że miał tym razem już drugie biodro robione.

Możliwe, że jednym z powodów, że tu nie pisałem, był fakt, że nie piszę na mediach socjalnych o tym, że mnie akurat w domu nie ma. A potem, bo już jestem od tygodnia w domu, jakoś musiałem dojść do siebie.

Poranki mam w miarę bez sensu, zastanawiając się trochę nad tym, czy nie warto by się powiesić, ale nie biorę tego na poważnie, to raczej objaw stresu u mnie.
Czuję też kolano, od paru miesięcy, nie mam ochoty, żeby mi jeszcze to operowali, ale może jest to jeszcze pozostałość po krzywym chodzeniu.

Nie mam planu na życie. Nie wiem, jechać do tej Australii, czy nie, szukać tu jakiejś dziewczyny, a może przenieść się do Polski? Za dużo możliwości i za dużo lęku, bo musiałbym się na coś zdecydować.

Za tydzień idę do lekarza, już chyba bez kul, bo póki co, to mam chodzić o kulach, 6 tygodni. To znaczy, gdy jestem poza domem. Za dwa miesiące wolno mi już na rowerze i może trochę truchtać, teoretycznie. Zobaczymy, co mi lekarz za tydzień powie.

Komentarze

  1. Może potrzeba trochę czasu, może jakiś (dobry) plan się pojawi, tylko trzeba więcej czasu i przemyśleń? Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę, że potrzeba czasu, jak w każdym rozstaniu, tu się rozstałem z częścią ciała ;) Trzeba się do nowej sytuacji przyzwyczaić. Zastanawiam się, więc istnieje szansa, że coś tam mogę wymyślić. Pozdrowienia :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!