Rower

 

Byłem dzisiaj znowu na rowerze, choć to zdjęcie jest sprzed paru dni. Wypróbowałem jazdę już w zeszłym tygodniu, to znaczy, najpierw w piwnicy, gdzie trzymam rower przetestowałem czy dam radę wsiąść na rower. O dziwo, udało mi się to całkiem dobrze, choć jedną ręką opierałem się przy tym o ścianę. Potem wypróbowałem czy dam radę zejść. To mi też wyszło. W związku z tym, że byłem już ubrany na spacer, albo na rower, wyszarpałem mojego metalowego rumaka po schodach i wyruszyłem w krótką podróż wkoło parku. Całkiem dobrze to poszło, tak, że dołożyłem jeszcze z pięć minut po bocznych dróżkach, zanim dotarłem do domu.
Dzisiaj byłem znowu. W sumie, to może ze 30 minut, ale czułem potem, że kondycja zerowa, jak na mnie. Tyle, że ciągnęło mnie do tego, żeby się poruszać. Jak jadę to staram się tego biodra za bardzo wstrząsami nie obciążać, ale, bez przesady.


 
 
Sikorki nadal obgryzają tą kulkę dla sikorek. Gołębie przylatują jeszcze, ale są raczej rozczarowane, że nic nowego dla nich nie ma, tego starego nie wyjadły do reszty, pewnie nie jest takie smakowite w stosunku do świeżych rzeczy które mają w okolicy. To w sumie może są synogarlice, a nie gołębie, ale tak do końca to się nie znam. 

W nocy obudziłem się, a może mnie sąsiad obudził? W każdym razie to miałem nad ranem dołek.
- Dołek masz - pomyślałem sobie.
- Ano - pomyślałem sobie znowu - nie ma się nim co za bardzo przejmować.
Jakoś mi to przeszło, może przed, a może po pierwszej kawie. Szału nie ma, ale przejażdżki rowerowe dobrze mi robią, podobnie jak spacery. Tak wszystko fajnie pachnie w okolicy i nie jest zapchane pieszymi, bo często deszcz pada.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!