Trzecie szczepienie

Dostałem właśnie "boostera", czyli trzecie szczepienie na covida. Nie tyle chodziło mi o to szczepienie, ale chciałem mieć wbite moje europejskie certyfikaty, w ten system tutaj. Parę tygodni temu, a może dlatego, że było to w innym stanie, trzeba było dosyć często pokazywać, że jest się zaszczepionym. Do tego musiałem otworzyć inną aplikację i Australijczycy wlepiali się w to, kiwając na koniec głową, że dobra, ok. Tyle że nigdy nie było wiadomo, czy ktoś się do tego nie przyczepi.
A może chciałem to zrobić też tak, dla zasady, żeby to mieć. Nigdy tak do końca nie wiem, dlaczego moja głowa taką, a nie inną decyzję podejmuje. W każdym razie, gdy poszedłem do centrum szczepień, jeszcze w zeszłym roku, to dowiedziałem się, że mi jednego papierka brakuje, czyli zaświadczenia z numerem szczepień. Bez tego nie da się ich wbić do system.
- Jak pan to będzie miał, to może pan przyjść po 11 stycznia, wtedy otwieramy nasze centrum szczepień — powiedziała zagubiona jakby pielęgniarka.
- Ale lepiej jakby pan to dał u swojego lekarza, w centrum medycznym zrobić - dodała.
Jakoś tak wyszło przy tym, że jak przyjdę po tym jedenastym stycznia, to mogę mieć od razu trzecie szczepienie. Więc ustaliłem termin i przylazłem.
Jak zwykle, stresowałem się tym, bo jakby inaczej. Zastanawiałem się, czy mi przepiszą te moje certyfikaty, czy mnie zaszczepią, bo to centrum uniwersyteckie, a ja do tego uniwerka nie należę.
Na koniec, gdy tam polazłem, to zobaczyłem miłą pielęgniarkę, Ann, czy jak się ona nazywała. Na widok takich istot serce mi trochę czasami staje, ale mój nowy zegarek, mierzący puls, tego coś nie wykrył. Niemniej, część tego niepokoju ulotniła się po prostu. Widok jej smukłej, zgrabnej sylwetki spowodował, że jakieś neurony w mojej głowie przeskoczyły na inny tryb, tak, jak pociąg zmienia tory gdy ktoś przełoży wajchę zwrotnicy. To duszące uczucie w klatce piersiowej zaczęło znikać, pojawiło się coś innego, trudnego do określenia.

Piszę to siedząc w kafejce, oczywiście. Zaraz zamówię sobie drugą kawę, bo po szczepieniu trzeba dużo pić, mówią. Przy stoliku obok jacyś Azjaci. Mlaskali przy jedzeniu, najpierw jeden, potem przysiadł się drugi. Nie wiem dlaczego, ale nie przepadam za mlaskaniem, może dlatego, że mój stary też mlaskał? Myślę, że w niektórych kulturach jest to czymś normalnym, żeby nie zamykać ust w czasie jedzenia. Znałem nawet jednego Portugalczyka, który tak jadł, chociaż, niektórzy ludzie z Polski też tak robią.
No i tyle na temat romantycznej historii z moim trzecim szczepieniem.

Jechaliśmy tutaj rowerami, z drogi zszedł nam, chociaż dosyć niechętnie, wielki jaszczur. Może nie taki duży, ale miał może z pół metra. One podnoszą głowę dosyć, jakby się burzyły, że ktoś waży się przejechać przez ich terytorium. Tyle że jak mówię, ustąpił.
Widok z balkonu.




Komentarze

  1. To dobrze że ustąpił, ja pewnie bym zawrócił i wybrał inną drogę... A widok z balkonu faktycznie trochę słaby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, to nie był wąż, tylko jaszczur :) Widok jest ciekawszy niż na zdjęciu, bo z prawej strony są drzewa, ale nie jest to jakaś super panorama :o)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!