Z bilbioteki

 Udało mi się dzisiaj popisać dwie godziny, zawsze coś. Siedziałem większość czasu w bibliotece, potem przed biblioteką, pod daszkiem. To znaczy, pisząc to, nadal sobie siedzę. Przyjemny wiaterek, koło 26 stopni. Sprawdziłem to na telefonie i widzę, że pokazuje on lekki deszcz. Więc pojadę zaraz dalej, bo chcę wskoczyć do kafejki, zanim nie zacznie padać.
Wczoraj byłem na basenie, z Krakowianką i Małym. Oni siedzieli w środku, w gorącej zupie, która miała podobno koło 34 stopni Celsjusza, z czym muszę się zgodzić, bo wlazłem do tej substancji na chwilę.
Ja polazłem sobie na 25 metrowy basen, w którym były wolne linie do pływania. Na koniec byłem prawie że sam. Mam nowy zegarek, Garmin Instinct Solar, który pokazuje nawet przepłynięte długości basenu. To znaczy, gdy macha się przy tym rękami. Gdy pływałem używając do tego tylko nóg, to nic nie wskazywał. 

W każdym razie, to bibliotece jest dużo ciekawiej, niż w mieszkaniu Krakowianki i Australijczyka.

Aha, wczoraj byłem też na ściance, coś tam się powspinałem i na ściance z auto-ubezpieczeniem pomęczyłem się z jedną białą drogą. Biała, to znaczy, że niewiadomy stopień trudności. Była na tyle trudna, że za każdą próbą, od połowy drogi, umiałem się posunąć o chwyt wyżej. Na koniec brakło mi sił, więc mam jeszcze dwa chwyty do zrobienia, żeby wleźć na górę. Może spróbuję tego jutro. W każdym razie, to miałem trochę zabawy z tym. 

W piątek jedziemy może na kajaki, to znaczy, oni na pewno, ja jeszcze nie wiem.

Komentarze

  1. 34? To już tylko jako wypoczynek w bąbelkach. Bo na sportowym u mnie jest sporo mniej i to dobrze, bo nie mógłbym pływać w takiej zupie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!