Wywaliłem się

W zeszły poniedziałek, czy kiedy to było, wypieprzyłem się na rowerze. Jechałem sobie spokojnie, co nie znaczy, że całkiem powoli, chodnikiem, co tu wolno robić, gdy nie jest to centrum miasta. Tym bardziej że po drogach tu nie lubię jeździć, bo wprawdzie kierowcy utrzymują odstęp dwudziestu centymetrów, wyprzedzając mnie, ale jakoś mi to nie wystarcza, do komfortu. W każdym razie to zjechałem z chodnika na trawnik, jak wymijałem słup na przystanku autobusowym. Tyle że wcięło mi kółko, nawet nie wiem, czy przednie, czy tylne, bo daleko mi było do kąta prostego, gdy wjeżdżałem z powrotem na betonowo kamienną dróżkę. Potem się tym chodnikom tutaj przyjrzałem. To beton, a pomiędzy nim a trawą jest często coś w rodzaju głębokiego rowka. Muszę zdjęcie zrobić. Lecąc już, zakląłem brzydko. Miałem przy sobie plaster, tak, że okleiłem łokieć, na którym wylądowałem. Poza tym to podrapałem sobie też inne miejsca. Klatka piersiowa mnie do dzisiaj trochę boli. Pewnie byłaby w lepszym stanie, gdybym nie poszedł na bouldering.
Tyle że tym razem nie mam żadnego zakażenia, chyba, bo dobrze to wymyłem i posmarowałem. Zobaczymy kiedy się to do końca zagoi. 

Ruscy napadli na Ukrainę. Jak już człowiek myślał, że nie będzie wojny w europie, a tu ci masz. Jak leciałem tutaj, pod koniec listopada, to siedziała koło mnie Ukrainka, która powiedziała, że boi się wojny. Pomyślałem sobie, że przesadza.

Komentarze

  1. Słabo. Myślałem że nie dojdzie do konfliktu zbrojnego jednak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, bez sensu. Ale w tutejszej prasie piszą, że Putin się zawziął na to, żeby przejąć Ukrainę. Tak jak już Krym przejął, Georgię też, tyle że mało kogo to obchodziło wtedy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!