Przyjemna pogoda

 Dwa tygodnie temu byłem z Blondi na wspinaczce. Ona wyszła za mąż, parę miesięcy temu, a jej chłop urządzał jakąś imprezę z kumplami, więc zostawiła mu wolną chatę. Temu pojechaliśmy razem. Pogoda była taka sobie, ale w sobotę udało nam się zrobić 2,5 drogi, czyli dwie całe i jedną na wędkę, temu pół. Było zimno i deszczowo trochę, więc nie było szans na więcej. Za to odkryliśmy nowy teren do wspinaczki, to znaczy, nie nowy, bo był już w przewodniku opisany, ale ani ja, ani ona tam jeszcze nie byliśmy. 

Trochę mnie ta wyprawa wyczerpała, po części przez to łażenie po pagórkach w deszczu, po części może przez obecność Blondi, bo mam jeszcze mieszane uczucia w stosunku do niej, a trochę może przez saunę.
Poleźliśmy do takiego centrum z basenami i saunami. Poszedłem na napar, czy jak się to nazywa, w saunie. Gościu, który to robił, tak dał czadu, że połowy grupy wyszła, nawet z tych, którzy na dole siedzieli. U samej góry siedzieliśmy w trójkę, czyli ja z dwoma gośćmi. Nie wiem, czy któryś z nich wyszedł, już nie pamiętam, ale dawno czegoś takiego nie przeżyłem. Ale w sumie to fajne było, japońska mięta, był ten zapach. 

Teraz siedzę w kafejce hali do boulderingu. Porobiłem tylko godzinę na ściance, bo chciałem tu do kafejki, a równocześnie nie za późno, bo kawy się chciałem napić, a ta tutaj daje kopa. Odważam się powoli skakać z samej góry, mimo mojego biodra. To znaczy, musiałem zeskoczyć, bo nie obczaiłem, że nie dało się inaczej. Normalnie, to są dodatkowe chwyty do schodzenia, ale przy tej nie było. 

Książka jakoś idzie dalej. Chciałbym ją już skończyć, temu wyrzucam, co się da. Łatwiej mi się chyba pisze, może się moja głowa przyzwyczaiła do tego, na to wygląda. 

Za to pogoda dzisiaj całkiem przyjemna, słońce, nie ma deszczu. Zamówiłem sobie hamulce do roweru, bo mi te stare już siadały. Mam hydrauliczne i już się chwyt w jednym wyrobił, puszcza. Tak, że jeżdżę na jednym. Chciałbym kupić samochód, wiza do Australii kończy mi się z końcem listopada i myślę, że już tam nie pojadę, bo musiałbym znowu na jakie dwa lata, żeby ją przedłużyć. Postaram się szybko skończyć tą książkę, przynajmniej tak daleko, żeby można było oddać komuś do korekty, wtedy zobaczę jeszcze.

Co było na pewno super, to makowiec, który tam kupiłem. Jak polski. Tyle że było to gdzieś na wiosce. W dużym mieście gdzie mieszkam nie ma takiego, przynajmniej nie widziałem nigdzie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!