Posty

życie innych

Zmęczony jestem coś, takie mam dni. W nocy słabo spałem, nawet nie wiem dlaczego, może brakuje mi sportu? W poniedziałek nie poszedłem na paletki, bo miałem spore zakwasy po tym bouldern w niedzielę. Byłem w tej hali do bouldern z Blondi. Ona się kurcze lepiej wspina ode mnie, takie życie, ma silniejsze palce i lepsze poczucie równowagi, nie wspomnę już o porozciąganiu. W każdym razie, to wczoraj też mi się nic nie chciało, ale poćwiczyłem krótko na desce do podciągania się. Powoli coś tam może wychodzi. Wymyślam sobie nowe ćwiczenia. To znaczy, nie są one nowe, bo cóż można nowego na desce z dziurami wymyślić, ale nowe dla mnie, bo nigdy ich nie robiłem. Staram się na przykład zmieniać uchwyt, bo jest ich parę na desce. Póki co, to robię tą najłatwiejszą wersję, gdy ręce są na tym samym poziomie. Poza tym, to wczoraj znowu oglądałem zawody w bouldern. Mówili po japońsku, bo to akurat jakieś finały w Japonii były, ale ich nazwiska często są zapisywane za pomocą chińskich znaków. Oni m

Czy wiewiórki dramatyzują?

Za oknami szaro, powoli robi się już ciemno. Tu na północy jest dłużej jasno, wiosną, czy latem. Jestem jakiś zmęczony, może dlatego wciąłem właśnie małe Prince Polo, które jeszcze mam z Polski. Mam ich jeszcze parę, nie dlatego, że tyle kupiłem, ale staram się nimi nie objadać. W zeszły weekend byłem na "bouldern", w niedzielę. Dlatego nie poszedłem na paletki w poniedziałek. Byłem wczoraj, ciągle miałem jakieś zmęczone nogi. Po powrocie do domu piję kawę, bo nie mam ochoty po prostu paść na pysk. Może to też ta pogoda? Ciągle nie umiem utrzymać się na jednej ręce, choć to już od dwóch tygodni ćwiczę. W paletkach też nie jest specjalnie lepiej, choć pewne rzeczy chyba jakoś tam wychodzą. Nie, żebym tyle ćwiczył. W robocie zamieszanie. Wprowadzają jakiś nowy system, czy wprowadzili i teraz się wszyscy muszą dopasować. Tak czasami najprościej. W sumie, to zwalili robotę na nas, do czego się nikt nie chce przyznać, a może to ja się mylę? "Król jest nagi", póki co,

Raz w Polsce

Byłem przez parę dni w Polsce. Bardzo fajnie było, choć jak zwykle sporo biegania i odwiedzania ludzi, by byłem zbyt krótko na to, żeby to zrobić na spokojnie. Teraz siedzą tutaj i duszę się trochę, nawet nie wiem dlaczego. Powodów może być parę, bo akurat coś tam z jakimiś urzędowymi rzeczami robiłem. Z drugiej strony, to idę się zaraz wspinać z Blondi. Czy to się do tego uczucia ciężaru na piersiach przyczynia? Nie wiem. - Po prostu się trochę duszę, bo jestem zestresowane - mówię sobie. - Za jakiś czas mi to pewnie przejdzie, bo zawsze jakoś przechodzi. - Oddychaj głębiej - dodaję w głowie. Jak jestem w takim stanie, to wiem, że ważne jest ruszanie nogami, robienie czegoś. Wtedy coś tam mniej lub bardziej sensownego potrafię zrobić, choćby zebrać pranie z suszarki. Wszytko w mieszkaniu wydaje mi się nagle jakieś brudne i nieporządne. Po części to pewnie stan faktyczny, a po części wmawiam to sobie. Ciekawe, jak różne części mózgu się odzywają. Logika mówi, że nie jest tak źle,

Coś robić

Rano budzę się, koło szóstej, choć to sobota, a jak do do 24 jakieś głupoty oglądałem, na YT. W ciągu tygodni WLAN wyłącza mi się o 22 wieczorem, więc nie mogę tak długo siedzieć. Może muszę też tak w piątek zrobić. Nie wiem, coś mi się nie chce pisać, może po części dlatego, że jakoś zmęczony byłem ostatnio, albo nie było mnie tyle w domu. Najpierw w robocie zamieszanie, a potem święta wielkanocne. Na święta byłem na łonie natury, w drewnianej chatce pod lasem, a przynajmniej na łące koło lasu. Chodziliśmy się przez 3 dni wspinać z Blondi. Pierwszego dnia maszerowaliśmy chyba ze dwie godziny, głównie to raczej pod górkę, w słońcu. Potem udało nam się znaleźć krótszą drogę, bo tylko godzinną. Wspinaczka była fajny, choć ja to cienki Bolek, bo się mało ostatnio wspinam, czy przez ostatnie 4 lata, ale ten czas leci. Ostatnio znowu coś tam więcej, bo Blondi znowu ma ochotę na ściankę i jest w tym samym mieście i kraju. W każdym razie, to zacząłem więcej ćwiczyć na desce kampusowej, czy

Cisza

W zeszłym tygodniu, w czwartek, powiedziano mi, że zlecenie się kończy, bo mają kogoś na moje miejsce, kogoś na stałe. To znaczy, o tym to wiadomo od miesiąca, tyle, że zastanawiałem się kogo on zastąpi, jak przyjdzie z początkiem czerwca. W każdym razie, to miałem jeszcze zostać jakiś miesiąc, czyli w lipcu, żeby tamten zdążył się zapoznać z tematem. W sumie, to jest nas tam trzech, więc nie jestem aż taki konieczny, czy niezbędny, ale o niektórych rzeczach coś tam lepiej wiem. W każdym razie, we wtorek szef grupy mówi mi, że gadał z wyższym szefem i mam mieć zlecenie do końca sierpnia. To znaczy, nie powiedział mi tego, tylko napisał w mailu, bo akurat nie było mnie na miejscu pracy, a jemu się pewnie śpieszyło z wiadomością. Wsio ryba. Muszę powiedzieć, że nawet się trochę ucieszyłem. Ciekaw jestem, czy rzeczywiście mi się ta robota skończy w sierpniu. I tak planuję wypad do Australii, na który się już nawet trochę cieszę, mimo lekkiego wrażenie, że się duszę, gdy o tym pomyślę. Tyl

Po prostu wyżej, "Free Solo"

Właśnie pogadałem z Blondi, która się lepiej ode mnie wspina. Nie wiem, czy to, czy może kawa, poprawiła mi humor. Kończy mi się zlecenie, już mi powiedzieli, że potrzebują mnie tylko do końca maj, może jeszcze potem z miesiąc, dwa, bo znaleźli zastępstwo dla mnie. Jestem więc lekko w szoku. Pierwszego dnia czułem silny niepokój, bo powiedziano mi to w czwartek. Teraz powoli wraca normalność. Rano jestem może zestresowany myślą, że koniec roboty, ale z drugiej strony, to na tym polega moja praca. Jestem wynajmowany na czas, w tej firmie byłem przez ponad dwa lata. Przedtem, zanim sam się nie zmyłem, też ponad dwa lata chyba. Zastępują freelancerów pracownikami na stałe. Głupio mi tylko, że mnie jako pierwszego wymieniają, z mojej grupy, ale, takie życie. Tak sobie myślę, że mój stres związany jest z tym, że nie wiem co ze sobą zrobić i pewnie z tym, że coś się znowu zmieni. Proponowali mi, że mnie zatrudnią na stałe, bo to z wymianą freelancerów mają odgórnie, ale nie chciałem. Gdyby

Błędy

Wkurzają mnie małe problemy, czy fakt, że czasami coś źle zrobię. Pewnie boję się konsekwencji. Ta obawa jest pewnie nie zawsze relatywna do popełnionego błędu, ale, jak sobie to w głowie poustawiać?