Posty

Wyświetlam posty z etykietą wyuczona-bezradnosc

No worries

Tak się po prostu lekko duszę, czyli trudniej mi się oddycha, czuję niepokój, czasami mnie coś w okolicy splotu słonecznego ściska. Wiadomo, lęk. Co z nim zrobić? Tak do końca, to oczywiście nie wiem, ale szukam różnych dróg. Staram się robić to, co muszę zrobić, choć czasami mi się to nie udaje. Czasami mi się udaje. W sumie, to jakoś to idzie do przodu, ale bardzo powoli. Staram się żyć spokojniej, nie uciekać tak. Ucieczka, to leżenie na łóżku i oglądanie jakichś filmów, czy seriali, czy czytanie czegoś. Kiedyś bardziej mnie złościło, że oglądam jakieś głupie seriale, bo chciałem coś innego robić, ale nie umiałem się zabrać. Teraz, widzę, że jakoś to i tak idzie. Równocześnie, gdy za dużo stresu sam sobie robię, to robię się dziwny, tak, jakbym miał stan gorączkowy. Łapią mnie też bardziej afty. Dlatego staram się robić swoje, ale też odpuszczać, w stylu "no worries". Coś mi ostatnio znowu NB (narkotyk-B) chodzi po głowie. Nie, żebym za nią tęsknił, ale czasami przychodzi

Wyuczone baździajstwo

Mam parę rzeczy do zrobienia, które muszę zrobić, papiery. Zwlekam, już do mnie dzwonili, żebym posłał. Zwlekam. Rano budzę się i myślę "wstanę i zrobię", ale ogarnia mnie zmęczenie. Denerwuje mnie aft na języku, piekący cały czas, czasami mniej, czasami więcej. Poszedłem do sklepu i na targ, to mi trochę poprawiło humor. Przedtem zadzwoniła jedna znajoma, muszę coś załatwić. Czasami wszystko wydaje się jakieś trudne i nie do przeskoczenia. To Amygdala i wyuczone schematy, wspomnienia, które mówią "nie dasz rady, uciekaj". Więc często uciekam, jak rano, w serial, w kawałek filmu. Ale napiłem się herbaty, zamknąłem laptopa, przy którym oglądam, czy czytam, leżąc na łóżku. To niebezpieczne, to można tak cały dzień. Przez chwilę zastanawiałem się, czy iść na paletki, ale KJ (K-Japonka) ma przyjść i wariat kumpel A, więc będzie wesoło. Może znowu cały dzień sportu, czyli 13-16 paletki, potem przerwa, potem znowu paletki. Takie ucieczki, w sport, tyle, że będą tam jacyś

Skąd brać energię do życia? Czy zawsze jej trzeba do walki?

W sumie, to nie wiem, skąd brać energię do życia. Z wakacji, z miłości, czy jakichś radości? Dużo tu czytam o szczęściu, na blogach. Szczęście, miłość. No i rozczarowania. Mnie też brakuje czasami, czy często energii, do życia. Co robię wtedy? Staram się iść dalej. Od kiedy obejrzałem parę filmików o ultramaratonie, szczególnie tym "Badwater", to mam to przed oczami. Facet z protezą na nodze, brakuje mu też przedramienia. Potrafi przebiec 40, 100, czy 200 kilometrów. Do tego musiał trenować. Każdy z tych biegaczy musiał ciężko trenować, by móc biec ponad 20, czy 30 godzin. W dodatku w Death Valley, gdzie temperatury sięgają do 40C, czy może więcej. I gdy tak myślę o moim życiu, to widzę, że to też jak jakiś ultramaraton, czyli bieg dłuższy niż maraton. Nie wystarczy, żeby sobie czasami pobiec, bez treningu. Powiedzieć sobie "to ja sobie pobiegnę 100 kilometrów". Bo wtedy, może się uda, a może nie. Gdy ktoś próbuje przebiec "Badwater", to bez treningu po pr

Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień. Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się c

Lęki i plan B, czy jakiś tam

Mój ojciec ma Alzheimera. W sumie, to chyba nic nowego dla mnie, ale trochę mnie to jednak zaszokowało. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze jak psa, a mimo wszystko czuję coś do niego. Gdy jego żona powiedziała, że rozmawiali o mnie, to zrobiło mi się jakoś milej. Rozmawiałem z nią, potem z ojcem, ale nie była to płynna rozmowa, z nim, była jakaś urywana i skończyła się jakoś, tak jakby w pół zdania. "Ma lepsze i gorsze dni", stwierdziła jego żona. "To też zależy od pogody". Wiem, napisałem jakoś automatycznie "ojciec", zamiast "stary" ;) Słucham sobie Vanessy Mae. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze, jest chory. Jest na drugim końcu świata. Z jednej strony mi go żal, jak każdego człowieka, czy zwierzęcia, chorego, z którym bym się zetknął, z drugiej strony czuję jakąś wewnętrzną, jakby ulgę. Tak, jakby moje podświadome lęki cieszyły się z tego, że on jest daleko i że jest w miarę obłożnie chory. że nie zjawi się nagle w drzwiach,

Ataki

Coś jestem jakby nieprzytomny. Wczoraj było gorzej, afty mnie wykańczały, a może świadomość tego, że jestem tak zestresowany, że je mam. O ile przedwczoraj coś jeszcze zrobiłem, to wczoraj byłem po prostu do tyłu. Musiał bym na zapytanie o zlecenie odpowiedzieć, ale nie wiem co napisać, nie wiem nawet, czy chcę znowu siedzieć w biurze, nie chodzić regularnie na basen, który tu jest czynny tylko do 18.00. Wiadomo, jest inny basen na mieście, ale to wszystko oznacza zmiany, na które teraz może nie mam ochoty. Może ich teraz wcale nie chcę, choć też wcale nie chcę tego, jak teraz jest. Przeczytałem jeszcze raz kawałki z "Wyuczonej bezradności", czy jak to zwał. Doczytałem się dokładniej o co tam chodziło z tymi psami. Jedną grupę psów przymocowali do uprzęży i dostawała ona jakiś czas szok elektryczny, na który nic nie mogła poradzić. Niezależnie od tego, co by robiły, to i tak im się obrywało (prądem). To znaczy, psom z tej grupy, bo testowali je osobno. Druga grupa, to po pros

W sumie, to ciekawe

Czytam sobie trochę książkę na temat wyuczonej bezradności. W sumie, to ciekawe, bo oni próbują eksperymentalnie dojść do tego, co i jaki ma wpływ na to, że stworzenia (ludzie/zwierzęta) nie dają rady wyjść z jakiejś sytuacji. Między innymi chodzi też o to, jak się ma ta wyuczona bezradność do pewnych sytuacji, w których może wystąpić. To zależy od tego, między innymi, na ile jest ta sytuacja podobna, do tej, w której bezradności się "nauczono". Dokonują też podziału na zewnętrzne i wewnętrzne czynniki. Np, "piątek, 13-go, dlatego coś nie wyszło", albo "mam za niskie IQ". To z IQ jest mniej przyjemne, gdy ktoś tak o sobie uważa, bo jest to czynnik, który jako tako trudno zmienić, czyli jeśli ktoś tak o sobie uważa, to ma pecha ;) czyli, powinien przestać tak uważać ;) Inny czynnik, to kwestia stałości problemu. "Byłem zmęczony", temu nie zdałem, bo po imprezie. To też lepsze niż uważanie, że jest się głupim.