Posty

Pająk

NB (narkotyk-B) mi na moje smsy nie odpowiedziała. To znaczy, napisała, że je czyta. Każda godzina w której nie piszę do niej, to wygrana godzina, albo tak mi się wydaje. A właśnie do niej napisałem ;o) Nie chcę być zależny od narkotyków. Wczoraj wpadłem jakoś na „Nirvanę” w internecie. Kurt Cobain, gdzieś wpadło mi w oko zdanie o jego liście pożegnalnym i poczytałem o nim. Miał podobno osobowość borderline, czyli osobowość "z pogranicza", a dokładniej mówiąc, to spieprzone dzieciństwo. Ale borderline lepiej brzmi, bo to on taki był, a nie jego tak ukształtowano ;o) i tyle. Łatwiej powiedzieć „facet był trochę popieprzony”, niż „miał h...wych rodziców (albo dzieciństwo)”. Dałem wczoraj trochę Shiatsu kumpelce, tej z plecami pogiętymi od noszenia dziecka. Lepiej jej jest, ale mnie się trochę w głowie kręciło chwilę potem. Ciekawe. Dzisiaj mam się wspinać z NA (narkotyk-A). Piszę do niej bajkę, posyłam jej mailem kawałek po kawałku. Nie za bardzo mi się podoba to co piszę, ale,

Toxic

Byłem właśnie pobiegać. Wczoraj rozmowa z NB (narkotyk-B) na Skypie. Mam dosyć takich rozmówo niczym, bo jak schodzę na "poważniejsze" tematy, czyli problemy z naszą komunikacją, to ona się od razu zmęczona robi i chce kończyć. Znam tą reakcję, ale to trochę jak rozmowa ze ślepym o kolorach. Ludziom często się wydaje, że wiedzą co robią i dlaczego, oczywiście w pewnych sytuacjach ;o) Ona nie chce zerwać kontaktu, a ja nie mam siły go sam zerwać. Ona trzyma mnie na długiej lince, albo ja na to pozwalam. Toksyczna znajomość? Zastanawiam się nad życiem, nad tym, że jestem ograniczony moim lękiem (patrz PTSD). Wiem, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy ze swoich lęków, bo lęków nie widać, widać tylko często reakcje nimi powodowane. Byłem się wspinać w skałkach w sobotę. Parę osób nas było, NA (narkotyk-A) też. Czasami mam wrażenie, że ona dziwnie na mnie patrzy, jakby opuszczała swoją tarczę i szukała mojej bliskości. A może mi się po prostu wydaje. Strach, to może jest, gdy patr

Słońce

Tu słońce świecie. NB napisała maila, takiego sobie, nic o emocjach. NA się cieszy, że się jutro razem wspinamy. Może pojedziemy z jakąś grupą w skałki w sobotę. Nie szukam już tak pociechy w pisaniu do dziewczyn-narkotyków. Dzisiaj rano czułem niepokój, jak ptak zamknięty w klatce? Sam kiedyś użyłem tego porównania, z klatką i potem znalazłem go u Van Gogha. Może by mi się dziewczyna przydała? Taka z krwi i kości, a nie taka "wymarzona i nieosiągalna". Ale ważniejsze dla mnie jest znalezienie drogi do mojego lęku. Nie chcę przed nim uciekać. We wielu bajkach trzeba się ze złym czarownikeim zmierzyć, często okazuje się on być częścią bohatera. To może jego lęk. Kiedyś myślałem, że muszę przed nim uciec, zabić go dużą ilością kawy czy pisaniem do dziewczyn, bo to pomagało. Teraz chcę znaleźć jego źródła, bo to część mnie, ukryta w przeszłości, chroniona bólem. I tak dalej, jak to w PTSD. Pisuję sobie maila z A, codziennie, jednego, lub dwa. Z nią też się wspinam, ale w sumie,

uciekłem

Nie umiałem wysiedzieć w domu. Obudziłem się już coś dziwny, za dużo kofeiny wczoraj? Tak sobie myślałem nad życiem, trochę medytując. Poszedłem pobiegać i strzeliłem sobie "posiedzenie" potem, czyli wracałem myślami do powodów mojego strachu w życiu. Nie mam akurat zlecenia, ale też go nie szukam. Mimo mojej częściowej niezadalności czasami uda mi się nieźle zarobić, tak, że mam spokój przez jakiś czas. Ale po tych wspomnieniach taka mnie nerwowość opanowała, że albo mógłbym głupie seriale po angielsku oglądać, i do tego się objadać, czego nie lubię, albo pojechać do kafejki i popisać. Wybrałem to drugie. Nie napisałem do żadnej dziewczyny NA, czy NB. NB podobno moje Shiatsu znowu pomogło, bo ją w parku "masowałem", chociaż Shiatsu nie jest jako tako masażem. Mam dosyć tego cholernego lęku, wpieprza mnie, wpieprza mnie to, że stoję przed nim bezradny i czasami muszę po prostu przed nim uciekać. Kiedyś nie wiedziałem co to jest i tylko czułem jak się spalam, od środ

Czekaj

NB napisała, że się zmienia, i nie chce przez to zrywać kontaktu ze mną. Dziękuje mi, bo teraz lepiej widzi pewne rzeczy. Coś mi ostatnio często dziękuje, a ja wolałbym, żeby się ze mną pokochała. W sumie, to mam sporo kontaków z jakimiś dziewczynymi, ale zręcznie też chyba unikam zbliżeń. Tak mi się wydaje. W każdym razie dzisiaj się nie wspinam, bo NA (narkotyk-A) nie miała czasu. Pewnie, że jakbym się uparł, toby się poszła wspinać, ale się nawet nie upierałem, bo mnie też już palce bolą. Ogólnie, to chyba łatwiej narzekać na brak dziewczyny, niż co..., mhmm, nie wiem. Nie chce mi się dzisiaj o śmierci pisać, bo za ładna pogoda, jakoś mi to nie pasuje. Nie mam ochoty się zabić, to znaczy, może od jakiegoś roku, czy coś, dlatego też wierzę w terapię. Podobnie, jak NA wierzy w moje Shiatsu, bo jakby nie było, to pomaga to. Samemu trzeba dużo robić, ale na koniec jest trochę lepiej. Zacząłem pisać bajkę dla NB, piszę po kawałku i posyłam jej w mailu. Nie po to, żeby ją poderwać. Nie po

Ano

Rozmawiałem wczoraj z NB, tak rozmawialiśmy o tym, czy zerwać kontakt. Ona powiedziała, że nie ma w tym żadnego interesu, ale jak będę chciał, to potrafi to zrobić. "Ale co wtedy, gdy się okaże, że za pół roku jest to samo"-zapytała mnie. Ano, co mam jej powiedzieć. W sumie, to nic nowego nie uzgodniliśmy. Dzisiaj wspinałem się z NA. Trochę się od razu wykończyłem, bo za trudno zacząłem. Ona była padnięta, bo ludzie w akademiku imprezują od 3 dni i nie mogła wogóle spać. Z takimi młodymi dziewczynai się zadaję. Jest chyba dosyć ładna, mnie się podoba. Poleżeliśmy na trawie, bo fajne słońce było i na koniec dałem jej trochę Shiatsu. Jeden krąg był zablokowany, i w czasie Shiatsu się odblokował. Poskarżyła się, że ma coś jeszcze w kręgach szyjnych, więc pomasowałem chwilę. Ona pokręciła trochę szyją i podobno wskoczył ten, z którym od 2,5 miesiąca ma kłopoty. Nie wiem, czy jej wierzyć, ale dlaczego miała by kłamać, że z nim miała kłopoty? Szkoda mi jej trochę, bo leci często na

kasuja sie

Coś mi się notatki kasują, jak je próbuję publikować... Rozmawiałem z NB, w drodze, jak chciałem zapamiętać, to się skasowało. --------------------- i dalej o samobójstwie Nie boję się śmierci, albo może tylko mi się tak wydaje. Gdy lecę samolotem, to myślę o tym, że może spaść i zastanawiam się, jakby to było. Ludzie by pewnie wrzeszczeli bez sensu, w panice, jakby to miało pomóc. W sumie, to szkoda by było, bo akurat nie chce mi się umierać. W sumie, to umierać to może mi się nigdy nie chciało, ale śmierć była jedną z opcji. Czasami musiałem stać na baczność i znosić jak mi ojciec rozum do głowy wbijał, pukając mnie swoją pięścią w głowę. Stoję tak i go nienawidzę i boję się. Bo w sumie, jako dzieciak to chyba trudno odróżnić taką sobie groźbę od prawdziwej. Nigdy mnie nie zabił, to fakt. Ani też nie zatłukł, jak mi nieraz groził. Co mi się często przypomina, to jak mam krwawienia z nosa, a miewałem je często. Pamiętam jak idę na drugie piętro i na każdym stopniu pozostawiam kroplę k