Posty

Chowany

Napisałem do NB, bo ona przestała się odzywać, to nic nowego dla niej. Może nie powinienem do niej pisać, ale mnie to trochę wpieniło. Jak mnie i moje lęki wpieniają. Robiłem masaż Shiatsu kumpelce, po jakichś 15 minutach zacząłem się czuć spokojniejszy, choć masaż taki sobie był. Próbuję zachować zimną głowę i wydaje mi się, że lepiej mi się z moim wewnętrznym dzieckiem gada, łatwiej jest mi się bronić przed innymi, czyli ładnymi dziewczynami. W piątek jadę w skałki, może być fajnie. Czuję stres, trzyma mnie za żołądek, ale czuję też w sobie wściekłość, na to wszystko, nie na mnie, na innych. Moja ciotka powiedziała mi, gdy ją niedawno spotkałem: "Pamiętam, jak twój ojciec krzyczał na ciebie, jak byłeś mały, ty stałeś z rękami po bokach i łzy spływały ci po policzkach. Nie umiałam tego wytrzymać, więc wzięłam moje dzieci i wróciłam do domu". No, dziękuję ciociu ;) Ale mi pomoc. Mam dosyć moich lęków, wściekają mnie, przeszkadzają mi, a jednocześnie są częścią mnie, więc chce

Wołanie śmierci

NB poprosiła mnie, żebym trzymał za nią kciuki, napisała mi, że wieczorem mi powie dlaczego. Wieczorem mi napisała, że dziękuje, że jest w ciąży. Gdy przeczytałem tego smsa, pomyślałem, że chciałbym umrzeć. I gdyby był taki przełącznik, gdzieś w mózgu "śmierć", to bym go nacisnął. Ale go nie ma i parę razy już to miałem, że chciałem się zabić. Tak wiele bólu, że nie wiadomo, co z tym zrobić, ale przeszedł on. I tak mam inne problemy, i czas, żeby tą wieczną i nieszczęśliwą historię z NB jakoś zakończyć. Wczoraj napisała mi ona smsa, gdy zobaczyłem, że to od niej, jakaś żelazna pięść ścisnęła mnie za splot słoneczny. Dlaczego ma mi być źle, z jej powodu, dlaczego nie mogę po prostu zapomnieć? Ale teraz się chyba ciężko obraziła, bo jej napisałem, że wiem, że ona się z tego cieszy, ale ja się nie cieszę. No i może dobrze. Moim problemem jest, że nie umiem się z mojej klatki wydostać. Ale nie mam zamiaru się zabić, choć myślę z uśmiechem, że spisałem testament, ale tylko po to,

Pogodzenie

W tym momencie czuję się jakoś pogodzony z losem, przez moment. Jeszcze parę godzin temu byłem nerwowy, czułem ucisk w okolicach splotu słonecznego, ale teraz jest lepiej. Napisałem do NB (narkotyk B), ona mi napisała w mailu, że czasami za mną tęskni. No i co z tego, myślę sobie, jak ona może tam w ciąży, ze swoim chłopakiem, psem i kotem. Więc trzymam się na odległość, uczuciową i pozwalam życiu płynąć, na ile się da. Mój ojciec zmienia się w marchewkę, czy inne warzywo. Przykro na to patrzeć, bo szkoda mi go jako człowieka, ale nie szkoda mi go jako rodzica, bo wystarczająco dużo w moim życiu spieprzył. Sprzedał mi za tanie pieniądze kawałek działki. Uznałem to jako miły gest, ale piszę testament, tylko po to, by nie dostał czegoś po mnie, jak mi się coś wydarzy. Spotykając go czułem się w miarę dobrze. Bo dogadywał swojej kobiecie, a nie mnie. A pamiętam, gdy leżałem dwa lata temu w małym domku, gdy on był może 500 metrów dalej, to przez głowę przeszła mi myśl, że on przyjdzie i m

Starczy życia?

Idę sobie tą moją drogą życia. Wiele się zmienia, rzeczy, które kiedyś chciałem, stają się nierealne, chcę innych, też nierealnych, niektóre mogę, ale nie wiem, czy chcę ;) Pamiętam, jak kiedyś waliłem głową w ścianę, jak mi źle było, albo się ciąłem. Teraz tego już nie robię. Nawet nie myślę poważnie o tym, żeby się zabić. Czyli jest lepiej? Uczę się o samym sobie. Tak, jakbym rozbierał plastikową zabawkę, bo zobaczyć, co jest w środku, próbować coś naprawić. No, może to porównanie nie jest za dobre, ale tak mi do głowy wpadło. Czuję czasami wiele lęku, czasami głęboki smutek, taki, który mi mówi "zabij się, to nie ma sensu". Ale on przechodzi, chyba coraz szybciej. Uczę się rozmawiać z moim wewnętrznym dzieckiem, pojęcie z psychologii, o którym kiedyś nie miałem pojęcia. Gdy jest mi gorąco, tak na raz, gdy mam coś zrobić, to wiem, że to adrenalina, lęk, coś tam wychodzi z przeszłości. I nie mam przez to uczucia, że się spalam, od środka, nie wiedząc co z tym zrobić. Wiem, ż

Ostatnio

Ostatnio mi się coś dobrze wspina na ściance, może przez jogę, nie wiem. Niezależnie od tego, że reszta życia trochę leży i kwiczy. Ale teraz siedzę sobie w kafejce, cappuccino, za oknem pochmurnie, może będzie lało. Udało mi się wdrapać na VIII-, ale i tak nie dałem rady jej przejść a w jednym miejscu, to musiałem się obcego chwytu złapać, żeby linkę w express kliknąć. Ale uciecha i tak była, bo kiedyś, to mi się VIII nieprawdopodobne wydało, a teraz próbuję się do nich dobierać. Coś trudno mi jest robić coś sensownego w domu. Coś mnie tam blokuje, w kafejce dużo łatwiej. Ciekawe dlaczego. W domu czuję moje lęki, ale wiem, że to lęki, mogę się o to złościć, ale przynajmniej jest problem jakoś zdefiniowany, wiem, co to jest.

kafejka II

W sumie, to mógłbym to samo napisać, co ostatnim razem, tyle, że obejrzałem sobie o tym S. Stephenson : http://www.youtube.com/watch?v=9J-LPLECebY Fakt, rodzice go najwidoczniej kochają, bo jego ojciec przestał pracować, żeby się nim zajmować, a może dlatego, że mu się to bardziej opłacało? Nie wiem, ale chyba dlatego, że chciał coś dla niego zrobić? Nie mam pojęcia. Ja się cieszę, że mnie mój ojciec nie zabił, albo mi nic nie złamał. Ciekawe, czy byłby do tego zdolny. Kiedyś musiałem robić różne rzeczy, nie zawsze odpowiednie dla mojego wieku i kiedyś mi gruba płyta kości dłoni złamała. Wiem, że mojej rodzinie często się to nie podobało, jak musiałem na przykład studnię kopać, bo mojemu ojcu się zwidziało, że będzie woda ze studni na działce. Ale po tym, jak się dokopałem do dwóch metrów i trafiłem na jakiś kamień po byku, to mu przeszło. Później kuzyn, na tej działce studnię zrobił, to znaczy, ciągnie z głębokości ok. 20 metrów, bo tam dopiero jest woda. Ale, mój stary miał takie po

kafejka

Siedzę tu sobie. Szukam zleceń, piję cappuccino, albo galao, co tam popadnie. Po prostu idę dalej, krok po kroku, raz do przodu, raz trochę do tyłu. Nie tak wyobrażałem sobie moje życie, ale też nie wyobrażałem go sobie inaczej, nigdy się nie zastanawiałem co będzie w przyszłości, kiedyś, to wychodziłem z założenia, że i tak długo nie pożyję. I jak to człowiek może się pomylić. Nie chce mi się pisać, ale coś tam popiszę. Męczą mnie trochę te moje lęki, kiedy coś mnie dusi, kiedy nie umiem znieść rzeczywistości i uciekam w jakąś prostą gierkę, słuchając równocześnie jakiegoś serialu, tyle, że po angielsku. To taki stan niebycia. Ale uczę się, żeby rano nie przejmować się za bardzo moim humorem, wiedząc, że po południu będzie lepiej. Gdy czuję nerwowość, to łatwiej mi iść pobiegać, jak dzisiaj rano, koło siódmej. Nic to, trza walczyć dalej. Ale to z Seanem Stephensonem podoba mi się, wiadomo, nie do końca, to co on mówi, ale energia, jaką ma w sobie. Mnie nikt inny nie pomoże, niż ja sam