Posty

Interwałowy trening życia

Kiedyś, jak miałem się na egzaminy uczyć, to ustawiałem sobie stoper, na 15, czy 20 minut. Potem przerwa, potem znowu. Jak na treningu interwałowym, na przykład biegi, gdy biegnie się 5 minut, potem wolniej 2, czy ileś i potem znowu szybciej. Więc stwierdzając, że trudno mi wytrzymać rzeczywistość, tą w domu, zacząłem sobie ustawiać stoper (count down). I 15 minut uciekam przed rzeczywistością, oglądając głupie seriale, niezależnie od tego, że po angielsku i 15 minut robię coś innego, bez komputera. Albo po prostu jestem, nie robiąc nic, ale też nie chowając się. Wspinałem się w niedzielę z J, potem gadaliśmy do północy, a teraz ona się nie odzywa. Pewnie uczy się do egzaminów, albo nie ma ochoty na kontakt. To po prostu inne, niż mój chory kontakt z NB (narkotyk B). Z J jest po prostu miło, trochę seksy, trochę fascynująco. Możemy gadać godzinami, o wszystkim i o niczym, i nie nudzę się jakoś. Dzisiaj pykałem sobie w paletki, jak zwykle z różnymi ludźmi, a w sumie, to z jedną blondyną

Imprezy

Wczoraj byłem z J na imprezie. Miło było. J to taka studentka, kumpelka ze ścianki. Idę zaraz na paletki, potem ścianka. Napisałem znowu do NB (narkotyk-B). Napisałem jej, że życzę jej szczęścia i cieszę się, że ma dzieciaka i normalnego faceta, bo tego chciała. I też tak naprawdę czuję. Ja jestem niestety za stary dla niej, przynajmniej ona tak kiedyś stwierdziła ;) I napisałem jej też, że pracuję nad sobą samym. Mało śpię ostatnio, oczy mnie trochę szczypią. Dlaczego idę na paletki, a nie spać? Bo nie zasnę, a na paletkach zapominam o całym świecie. Wiem, że kiedyś było mi gorzej niż teraz. Jedni ludzie żyją sobie, a inni muszą walczyć, wot takie życie, ja muszę walczyć, ale walka też rozwija chyba, może, tak mi się wydaje ;)

Raz tak, raz tak

Obudzilem sie kolo 4.30 rano. Siedzialem sobie, cos w rodzaju medytacji. Jakos mi dobrze bylo. A teraz mam podly humor, bo NB nie odpisuje i w robocie mnie wszystko wpieprza, za bardzo sie sam stresuje, chocby tym, ze mam wrazenie, ze mnie czasami ludzie niepowaznie traktuja, albo, ze sobie nie daje rady. Cholera wie. Bylem wczoraj u przyjaciol, powiedzialem, ze napisalem do NB. "I tak, ze sie przyznal", uslyszalem, "wiesz, ze Ci to zle robi" i na dodatek, ze wierza w telepatie. Chodzi o to, ze NB mi po prawie pol roku niepisania siadla do komputera, ze mi cos napisac, bo jej sie przysnilem, a ja akurat poprzedniego wieczoru do niej napisalem, tez moze po paru miesiacach. Ale nie wierze w telepatie, szczerze mowiac. Mam niedlugo urodziny, ale nie planuje imprezy, nie jestem w nastroju. Najchetniej ugryzl bym kogos w noge. Ale ide dzisiaj popykac w paletki, to moze mi sie humor poprawi.

Jak narkotyk

Coś ostatnio znowu więcej o NB myślę, czyli narkotyku B. Może dlatego, że czuję pustkę w moim życiu, może dlatego, że często sobie z moimi lękami nie radzę? Byłem na ściance, nawet się fajnie można było powspinać. Tym razem byłem z jednym kumplem, a nie jakąś dziewczyną. Myślenie o NB, to jakby życie w dwóch różnych światach. Jednym realnym, tutaj, w którym ona gdzieś jest ze swoim dzieckiem, facetem, i drugi świat, w którym o niej myślę, w sumie, to bez sensu, bo po co? Jakieś zamknięte kręgi neuronów w mózgu i trochę hormonów szczęścia, za marzenia o NB. Potem znowu, powrót do tego świata. I wiem, że gdy napiszę do NB, to będę się potem źle czuł, ale, brakuje mi jakoś tego. Czyli pomieszanie z poplątaniem :)

Czarna ściana

Jest tyle rzeczy, które chciałbym zrobić, i sporo takich, które musiałbym zrobić. Ale gdy tylko o nich pomyślę, czuję coś dziwnego. Tak, jakby mnie coś od tych myśli odpychało. W okolicach splotu słonecznego powstaje coś twardego, co mi utrudnia oddychanie. I jak mówię, moje myśli zaczynają uciekać od "niebezpiecznego" tematu. Gdy pozostaję przy nim, zaczyna mi się mieszać w głowie, tak, jakby długość pojedynczego zdania, które sobie układam w czasie myślenie, zaczynała się skracać, aż rozsypie się, w drobne ziarenka, jak piasek. Wtedy zapominam, co myślałem przed chwilą, wracam do tej myśli, znowu mi ona ucieka, muszę za nią gonić. To jak próbować zbudować skomplikowaną strukturę z piasku, a nie po prostu blok, czy piramidę. Nic się nie trzyma kupy, co chwilę się coś osypuje, jakiś fragment się gubi. I czasami mam wrażenie, że napotykam na ścianę, po prostu ciemną ścianę, której nie widzę, ale przed którą najczęściej uciekam. Pomyślałem sobie wczoraj, że życie leci, coraz mn

Ale mi sie robic nie chce...

Co za dzien, tu dopiero poranek, a mnie sie za cholery wstac nie chcialo. Nawet nie wiem dlaczego, jak i nie wiem, dlaczego mi NB (narkotyk B) po glowie chodzi. Wczoraj jeszcze J napisala, ze idzie sie wspinac, czy przyjde. Niech sie wypcha, ja ide na paletki, tym bardziej, ze jedna hala chyba zamknieta i tlok bedzie. Motywacja do roboty zerowa. Zastanawiam sie jak sie dobrac do moich lekow. Zrobilem sobie liste malych rzeczy, ktore chce zrobic. Mozliwe, ze nigdy sie tych lekow do konca nie pozbede, wiec musze aproksymowac i nauczyc sie lepiej z nimi obchodzic. Moze sobie moje tricki pospisuje, jak picie kawy, czy herbaty, bo to pomaga. Ciekawe, ze moja siostra radzi sobie w pewnym sensie gorzej ode mnie, ucieka w ezoteryke i od rzeczywistosci, bardziej niz ja, choc sama mowi, ze jej bylo lepiej niz mnie. Ale kazden jeden jest inny. Ja mam bardziej analityczny sposob myslenia, choc bardzo pomieszany z emocjonalnym. I gdy emocje mi mowia, ze jest bez sensu, albo, ze nic nie ma sensu, to

Nic nowego

Pooglądam chwilę finał zawodów badmintona w Indonezji i idę spać. Pograłem trochę na gitarze z T. Nie wiedziałem, że się rozstał ze swoją dziewczyną. Ale specjalnie na ten temat nie gadaliśmy. Nie wiem, może powinienem go był o szczegóły zapytać? Miła była ta jego dziewczyna. Nic się nie pouczyłem języka dzisiaj, ale naprawiłem jedną rzecz dla dzieci J. Może się trochę znowu Francuskiego pouczę, bo na paletkach czasami coś tam do Francuza jednego zagadałem. On wyjechał, ale ma przyjechać znowu i koniecznie chce ze mną na jakimś turnieju zagrać. Nawet dało się dzisiaj wytrzymać, z lękiem. Były moment, że kojarzył mi się on z domem rodzinnym, podobne uczucie. Dziwne do określenia, ale od którego chce się uciec, po prostu tego nie czuć. Ale bywały dużo gorsze niedziele. Oglądam sobie BBT (big bang theory), czasami odnajduje siebie w niektórych rzeczach. Jutro paletki, może niezdrowe dla moich ponadrywanych stawów, ale, ile przy tym uciechy :)