Posty

Iść dalej

Chłodno tu w cieniu. Za szybę pewnie będę musiał zapłacić, to znaczy, za wymianę, bo naprawić się nie da. To w sumie dobre ćwiczenie, podzwonić po warsztatach, pojechać, obgadać. Wczoraj ścianka z B, jakoś poszło. Jak zapłacę, to będę się tylko denerwował, że się tak przejmowałem. Ostatnio mam trochę podejście "jutro może mnie już nie będzie". Nie przesadzam z tym, bo może jeszcze pożyję z 20 lat, trzeba jakoś wypośrodkować. Przydała by się jakaś dziewczyna do przytulenia. Gdy czułem zdenerwowanie, to starałem się łączyć z sobą samym, z tym, który przeżył tyle stresu i którego lęki wychodzą. To chyba naprawdę pomaga, takie mam wrażenie. Lęki powodują u mnie zmęczenie. Wtedy robię się jakiś ociężały i ciężki. Jem, ale tak, jakbym nic nie zjadł, tak, jakby moje ciało nie należało do mnie. Dlatego staram się nie objadać, choć czasami o tym zapominam. Z prawej strony mam las, czy park, nie wiem nawet , jaki jest on duży. W sumie, to nie park, bo nie da się przejść w poprzek, bo d

Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień. Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się c

Czym różni się grypa od samobójstwa?

Nie przepadam za ezoteryką, nawet trudno powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że zrobiłem się zbyt analityczny, zbyt cyniczny, a może też za dużo się tym interesowałem. Pewnie wszystko na raz. Moje ulubione miejsce na placu jest zajęte, ale, może tam pójdę, bo mi się niewygodnie na tej ławce siedzi, jak siedzę ze skrzyżowanymi nogami. Moje życie, to walka. Taka po prostu. Jakby trochę w dżungli, gdzie trzeba na wiele rzeczy zwracać uwagę i wiele rzeczy samych nie przychodzi. Gdy mi ktoś powie, czemu tak walczysz, siądź, wsłuchaj się w siebie, tam znajdziesz prawdę, to dziwnie mi się robi. Pewnie ta "prawda" mnie próbuje odepchnąć, albo coś. Nie wiem dlaczego, ale czasami mam wrażenie, że jestem w średniowieczu, gdy słyszę niektóre poglądy, albo widzę jak się ludzie zachowują. Ale w sumie, to czasami myślę jak Sheldon z BBT, jestem wśród małp, tyle, że w odróżnieniu od Sheldona, też uważam się za małpę ;) Kiedyś świat był prosty, byli bogowie, którzy powodowali burze, czy wojny,

Próby surfowania... Miej marzenia, jakbyś miał żyć wiecznie.

I znowu siedzę w kafejce. Nie posurfowałem za bardzo, bo mi fale nie pasowały, to znaczy, były większe niż moje umiejętności, ale fajnie było się w wodzie popluskać, próbując je złapać. Poza tym, to nie moja deska i nie chcę pierwszego dnia przesadzać i ją może połamać, czy coś. Powoli mi się podoba, tak sobie jeździć, trochę więcej luzu mieć, może też w głowie. Gdy rano pomyślę, że jadę surfować, to mi się łatwiej wstaje. Sport zawsze dodawał mi ochoty do robienia rzeczy. Tą kafejkę za pół godzina zamykają. Jadę potem do domu, to ponad godzina drogi, bo tu się strasznie trzeba wlec. W Niemczech, to średnia na autostradzie, to tak między 140 i 150, a tutaj, to chyba z 90, bo raz jest 80, a najwyższa dopuszczalna szybkość, to 110 km/h i wszyscy się tego trzymają, na to wygląda. No, może z jakimiś wyjątkami. Jeździ się jednak dużo bardziej na luzie niż w Niemczech, czy w Polsce, nie ma takiej walki na drogach i pokazywania, kto jest samcem, czy samicą Alfa. W Niemczech to jeszcze ujdzie,

Czekanie na deskę

Obraz
Usiadłem sobie tu w kącie i zimno tu za cholerę, musiałem się przesiąść. Wczoraj nad morzem. Kiedyś by mnie strasznie ciągnęło do surfowania, ale teraz jakoś niespecjalnie. W sumie, to chciałem kupić deskę, ale zadzwoniłem do UA i ona mi kogoś zorganizowała, od kogo mogę pożyczyć, tyle, że ta dziewczyna jedzie gdzieś dzisiaj i ma mi posłać smsa z adresem jej kumpelki, czy chłopaka, gdzie się mam z nią spotkać. Rozmawiałem z nią wczoraj przez telefon. Dzwoniła z samochodu, bo jej zostawiłem wiadomość. Ciągle mi trudno tych Australijczyków zrozumieć, nawet B, u którego mieszkam, to znaczy, płacę mu tygodniowo. Idę się dzisiaj wspinać z B, do hali. Przedtem ta deska, czekam na adres. Jestem tutaj rowerem, ale potem pojadę do domu i dalej samochodem. Ale kurcze zmarzłem. Już dawno mi tak zimno nie było. Tu poniżej 10C, nocą, teraz, to chyba ze 12C w cieniu, temu siedzę na tarasie, tej części ze ściankami z folii, ale ptaszyska tu i tak wlatują. Nikt ich specjalnie chyba nie przepędza, ludz

Gdzie jest się na koniec, w sumie...

Siedzę w kafejce. Za oknem mokro. Zostawiłem samochód trochę daleko, gdzie może nie ma takich kłopotów z parkowaniem. Potem przyjechałem tu rowerem. Można tu rower na pół godziny wynająć. Kosztuje to 11 AUD na tydzień. Jedyny problem, to kask, bo trzeba go mieć na głowie, jak się jeździ. Wrzuciłbym parę zdjęć do galerii, ale mam przeważnie takie powolne połączenie, albo mało czasu, że mi się odechciewa. Dalej szukamy z UA sposobu na jakieś dowody, że jestem związany z Australią. Założyłem sobie już konto, jestem członkiem w paru klubach sportowych ;) Wynająłem samochód. Dobrze, że to automatyk, bo inaczej, to by mi się zupełnie pomieszało. Z moją świetną orientacją w przestrzeni cieszę się, że mam GPSa, czy jak to się nazywa. Czyli system nawigacyjny, za który płacę osobno, ale jest warto. Nie doczytałem i zamiast samochodu, który chciałem wypożyczyłem inny, taki z namiotem na dachu, a ja chciałem z rozkładanymi siedzeniami. Ale, może na dachu też się da spać? Ciekawe. A może da się si

Codziennie rano

Siedzę jak zwykle w kafejce. W domu chyba mi trudno pisać, możliwe, że mnie ściany trochę przygniatają, czy coś. Wiadomo, dom nie był nigdy bezpiecznym miejscem. Umiałem coś robić w domu, gdy wskakiwałem niejako w ten inny świat, czy jakby inny. Od jakiegoś czasu próbuję połączyć te światy, to znaczy, nie uciekać w jeden, gdy w drugim coś nie wychodzi. Już mój terapeuta próbował coś z moim smutkiem zrobić, bo uważał, że może przez to lepiej będzie z lękiem. Lęk się wtedy nie zmniejszył. Ludzie często próbują tego, co znają, taka natura ludzka, czasami trudno abstrahować. Zauważyłem, że lęk się trochę zmniejsza, gdy mam kontakt z wewnętrznym dzieckiem, czyli wspomnieniami z przeszłości. Zgodnie z teorią, że "amygdala" zapomniała ze względu na stres tego połączenia "lęk" i "powód lęku". Dlatego zaczyna reagować lękiem na mało adekwatne bodźce, ale może zbliżone do tych, które kiedyś lęk, czy strach wywoływały. W sumie, to chodzi o wyuczone procesy, a nie o g