Posty

Kroki w nieznane

Leciałem najpierw Boingiem, a potem A380, czyli tym największym pasażerskim Airbusa. Mam do niego sentyment, bo coś tam, minimalnie, przy nim też robiłem, choć oczywiście nic konstrukcyjnego. Bardzo cichy samolot. Z moimi słuchawkami do wyciszania dźwięku nie słyszało się prawie nic. Gdy byłem na lotnisku, to zastanawiałem się, po co tu przyjechałem. Nawet jak mnie już X, razem ze swoją z siostrą odebrała, to miałem ochotę wracać. Ale potem pomyślałem, że nie mam się co od nich uzależniać jakoś. I pojechałem na miasto, przedtem jeszcze parę drobiazgów zrobiłem. Takie mam wrażenie, że mniej czuję lęku niż ostatnim razem. Zaczynam przysypiać na siedząco. Dwie kawy nie pomogły. Nie wiem, ile tu zostanę, myślę, że nie o to, w tym wszystkim chodzi. Chyba chodzi raczej o to, żeby po prostu coś robić, nie uciekać cały czas. Na lotnisku w Australii przglądałem się parce, przy okienku celnika. On, normalnie, ona z welonem na twarzy.

Ból głowy

Siedzę na lotnisku w Dubaiu. Głowa mnie coś bolała, po locie, a może niedoborze snu, może za mało wypiłem, wody, znaczy się? Napiłem się cappuccino i teraz mnie napieprza ;) Skasowałem sobie przypadkowo twardy dysk, z pamiętnikiem, z wpisami z prawie roku. Mam starą kopię, ale ostatni wpis pochodzi z mojego pobytu na lotnisku, też tutaj, tyle, że prawie rok temu, jak wracałem. Notebook mi upadł, po jednej z tych odpraw, bo trzeba go wyjmować co chwilę, jakby miało to komu pomóc. Zepsuł się tylko zamek pokrowca, notebookowi nic nie jest. Teraz mam kopię pamiętnika na necie i na paru komputerach ;)

I trza iść dalej, krok po kroku.

Rano czułem ciężar na klatce piersiowej. To lęk, pomyślałem sobie. Wiadomo, nie zawsze to pomaga, taka myśl, ale zawsze coś. Wczoraj impreza u J. Pogadałem trochę z B, Chinką. Wymieniliśmy się mailami, chcę próbować pisać, chociaż coś prostego, po chińsku, bo inaczej, to mi motywacja zupełnie siada. Mało co umiem powiedzieć, albo prawie, że nic. Wstałem, nie robiłem prawie żadnych ćwiczeń, poszedłem na targ, albo, powlokłem się. To trochę pomogło. Wróciłem do domu, napiłem się herbaty, siekierzastej chyba, zjadłem trochę czekolady i mam więcej ochoty do życia. Idę zaraz na paletki, choć mnie ciągle ramię trochę boli. Wiadomo, przez wspinaczkę nie jest lepiej. Nie wiem nawet, skąd mi się to wzięło, może przez ciężką rakietkę, którą rzadko używam? Coś mnie ten wyjazd do Australii stresuje. Wiadomo, z jednej strony mówią mi emocje "po co jedziesz, aż tak źle ci tutaj?", a z drugiej strony, to chcę na chwilę wyskoczyć z tego kółka. Bo codziennie w pracy czułem lęk, choć w sumie,

Boję się moich lęków

Gdy się rano budzę, to czuję niepokój. Normalka, myślę sobie. Czasami mówię wewnętrznemu dziecku, że to teraźniejszość, że starego nie ma w mieszkaniu, że jestem bezpieczny. Czasami o tym zapominam. W każdym razie staram się zrobić parę porannych ćwiczeń, choć w takim momencie nie mają one absolutnie żadnego sensu. Tak mówią mi emocje. Logika mówi mi "pamiętasz, po jakimś czasie, po południu, te ćwiczenia nabierają sensu", czy coś w tym stylu. Więc robię te ćwiczenia, choć mnie czasami jakby mdli. Robota mi się kończy. Właściwie, to sam powiedziałem, że nie chcę przedłużenia, bo biorę długi urlop, może dwu, może trzy miesięczny, nie wiem. Z jednej strony, to oczywiście stres, że nagle nie zarabiam kasy, ale z drugiej strony, to może mogę sobie na to pozwolić, pewnie sam do końca nie wiem. W każdym razie, żyć, męczyć się codziennie w pracy, bo lęki duszą? Ale czy będzie lepiej, jak będę miał parę miesięcy wolnego, czy mi to coś przyniesie? Zobaczymy. Dopóki nie wypróbuję, to s

Po prostu iść dalej, krok po kroku.

Przez pół dnia męczył mnie ciężar na klatce piersiowej, trudności z koncentracją, niepokój. Teraz mi się spać chce. Jeszcze tydzień do roboty, a potem co? W sumie, to stresowałem się tym wyjazdem do Australii, bo przedtem muszę jeszcze parę rzeczy załatwić. Poza tym, to co tam będę robił, myślałem sobie. Nie wiem, co tam będę robił. Pewnie się wspinał, surfował, chodził na paletki. Wiadomo, dalej walczył z lękiem, który mnie próbuje wepchnąć do kąta. Czy jest lepiej, niż kiedyś, parę lat temu? Trudno to ocenić, jestem sam, ale chyba mi lepiej. Nie to bycie samemu, ale bycie z samym sobą. Walczę, staram się zrozumieć co się ze mną dzieje. Może napiszę kiedyś książkę, może nie, nie wiem, ile jeszcze będę żył. Nie mam ochoty się zabić i czuję się bezpieczniej, w tym mieszkaniu blisko dużego parku. Gdy mam dołki, to myślę "o dołek", starając się nie projektować tego na całe moje życie. Wczoraj na paletkach, na treningu, przegrałem wszystkie mecze. Smutno mi przez to było. To proj

W sumie, to najtrudniej jest uwierzyć, że można coś zmienić.

Czasami czuję zimno od środka, wtedy wiem, że lęki się zbliżają. Przyłapuję się na tym, że leżę na łóżku i oglądam jakiś serial, zamiast robić, no właśnie, to co może bym chciał robić. Ale gdy czuję to zimno, to po prostu uciekam. Łatwiej uciec w jakiś serial, wtedy żyje się czyimś życiem. Nie czuję wtedy tęsknoty, za kimś, czy nacisku na klatce piersiowej, czy tego zimna, jakiegoś, takiego trudnego do zdefiniowania. W robocie udało mi się zrobić coś, co sprawia mi satysfakcję. Myślę dużo o tym wyjeździe do Australii. Nie wiem, czy chcę tam jechać. Coś we mnie chce, coś nie chce. Ale jestem świadom tego, że moje lęki, moje emocje, często kierują moimi myślami. Widzę to po czasie. Myślę, że przydała by się jakaś dziewczyna w moim życiu. Pies sąsiada szczeka, trochę wyje. To jeden młody. Były trzy młode, matka, ich właścicielka, uzależniona od narkotyków, główny lokator i smród z ich mieszkania. Teraz jej nie ma, na to wygląda. Głównego lokatora nie rozpoznałem na ulicy, a może to nie by

Sport mi jednak pomaga

Byłem dzisiaj na ściance. Oczywiście, pełno tam ładnych dziewczyn, ale, co z tego. W pracy wiedzą, że wybieram się do Australii, na miesiąc, dwa, może trzy, może dłużej. I tak pracuję tam na zlecenie. Na ściance byłem z D, która jest dosyć cierpliwa. To znaczy, czasami trzeba uważać, bo ma swoje humory. Niedługo kończy się jej półroczne chorobowe, takie, ze względu na stres, dlatego ma czas ze mną chodzić, wczesnym popołudniem, jak jeszcze nie ma takich tłumów. W każdym razie możliwe, że trochę lepiej się wspinam. Nie wiem, ale próbuję wchodzić w ósemki i z przerwami na odpoczynki jakoś udaje mi się przebrnąć przez część  . Fajnie jest próbować, czy się da dojść do następnego chwytu, a potem, do jeszcze następnego, jak się ustawić, jak się skręcić. Trochę jak w życiu, jak w mojej walce z lękami. Nie chodzi nawet o to, żeby je wszystkie przejść, ale żeby się uczyć, jak z nimi żyć, co się da poprawić, co nie. Poznawać je lepiej. Gdy jechałem na ściankę, to czułem niepokój, znajomy nacisk