Posty

Dziewczyna narkotyk

Rano obudziłem się niespokojny. Czy wspomniałem już, że to nic nowego? Prawie codziennie budzę się jakiś zestresowany. Zastanawiam się co zrobić z moim pobytem tutaj, z moim życiem i tak dalej. Napiłem się mocnej kawy, to dodaje mi odwagi. To prawie śmieszne, wtedy mam więcej fantazji, więcej rzeczy chcę robić, mniej czuję tego duszącego lęku. To znaczy, piję jeszcze tą kawę. Jest koło pierwszej po południu, byłem przez dwie godziny na siłowni. "Siłownia" się to chyba nazywa, albo klub sportowy. Najpierw godzina jakichś ćwiczeń grupowych, z małą sztangą, od której wagi odwracał mi widok wydekoltowanych uczestniczek. Potem poszedłem pobiegać, na tej sztucznej bieżni, bo akurat jedna tam zasuwała, jak mały motorower. To czemu ja nie? Przez 15 minut straciłem podobno 198 kalorii. Nie lubię tych maszyn do biegania, bo boję się szybciej biec. Poza tym, to mam wrażenie, że głośno tupię. Nie wiem, jak szybko normalnie biegam, ale pewnie 12 km/h, albo szybciej, bo na tej maszynie bie

Walka jak co dzień.

Skoki nastroju, czyli jak zwykle. Ogólnie, to tak sobie jakoś żyję. Nawet mi się pomyślało, że wcale by nie było tak źle jeszcze trochę pożyć. Akurat jadłem coś z wodorostami, iniari się to nazywa, czy jakoś tak, iniari z wodorostami. Zrobiłem sobie na chwilę przerwę z siedzeniem w bibliotece, z 10 minut. Zawziąłem się trochę na ten chiński, ale nie jestem do końca przekonany, czy mam właściwą technikę uczenia się, pewnie nie. Z drugiej strony, to robię to dla zabawy. Interesujący jest proces uczenia się. Na tym programiku, który mam na komórce ćwiczę sobie rozpoznawanie tonów. Na początku miałem 34 poprawne na 50, bo pokazuje wyniki tylko 50-ciu ostatnich prób. Teraz też tak mam, ale czasami dochodzę do 42:8. Czyli, jak się ćwiczy, to coś wychodzi. Dlaczego z głową ma być inaczej?  To znaczy, z emocjami. Dla zwolenników mięsa, to wczoraj się dowiedziałem, że Carl Lewis odżywia się wegańsko, czy jak to się nazywa (nie mylić z jaroszami) czyli nie je produktów zwierzęcych. Czy tak się p

Kiedy wracać

Zapisałem się do klubu fitness, czy jak to się po polsku nazywa, bo nazwa "klub sportowy" zawsze mi się z jakimś konkretnym sportem kojarzy. Nawet nie wiem czemu się zapisałem, może dlatego, że ma basen i można wewnątrz ćwiczyć, niezależnie od tego, czy deszcz, czy słońce. To znaczy, jak tu nie idę pobiegać o 7 rano, albo wcześniej, to potem padam zupełnie na pysk z gorąca, bo planeta daje. Poza tym, to pomyślałem sobie, że trochę motywacji, w stylu ładnych panienek w klubie, dobrze mi zrobi. Bo w parku, to albo jednego dziadka, albo masę ptaków miałem do towarzystwa. I jak mówię, w parku zaczynało się robić gorąco. Dzisiaj tu też koło 30C, w cieniu, oczywiście. No i ten basen, bo jak znowu się kiedy na surf wybiorę, to bez kondycji w machaniu łapami, to tylko frustracja. Nie było dzisiaj tej znajomej Chinki w bibliotece, ale byli jej znajomi. ćwiczę sobie rozpoznawanie podwójnych tonów, to następny powód do frustracji, bo najlepszy wynik jaki osiągnąłem, to 30 dobrze, na 40.

Mam jednak nieźle namieszane w głowie

Dobrze mi zrobił ten wyjazd na kamping. W sobotę pobiegłem sobie na jakiś pagórek. Kostka mi wprawdzie trochę spuchła, ale fajnie się biegło grzbietami jakichś małych górek. Potem zaraz wędrówka przez las, w gorącu, ale miłym towarzystwie. Dotarliśmy do malutkiego jeziorka wśród skał, gdzie można było się wykąpać, nawet popływać trochę, a potem z powrotem, na gorący kamping. W sumie, to został bym tam dłużej, ale jedna dama, czyli A, z Polski zresztą, nie wzięła nic ze sobą do jedzenia, miała tylko butelkę z wodą. A może też tęskniła za jej byłym, który był na kampingu, kto wie? Dzisiaj, to znaczy, teraz wieczorem, zrobiło się nawet chłodno. Afty mi nawet zeszły. Może to trochę spokoju, może witamina B, może nacieranie olejkiem, nie wiem. Ważne, że zadziałało. W bibliotece gadałem znowu z E, pouczyła mnie chińskiego. Aż się spociłem z wrażenia, bo nagle mi wszystkie słówka wyleciały. Ale, powoli może się przyzwyczaję do mówienia przy ludziach. A E mi wymowę poprawia. W sumie, to powini

Ulewa i afty

Coś jestem od dwóch dni do tyłu, choć pewnie się to zaczęło trochę wcześniej. Dostałem sporych aftów. Strasznie to denerwuje, szczególnie na końcu języka, bo zaczynam, prawie że, seplenić. Pali to jak cholera. Czasami budzę się chyba przez to w nocy. Ale znalazłem sposób, smaruję to olejkiem z drzewa herbacianego, czy może drzewa cytrynowego. Wyczytałem, że to antyseptyczne i kupiłem. Poszczypie, ale ból na jakiś czas znika. Możliwe, że za bardzo się zagłębiłem w emocje z dzieciństwa. Nie po raz pierwszy tak mi się dzieje, że robię się od tego chory, tak, jakby się organizm bronił. Już dwa dni temu nie miałem ochoty iść do kafejki, jakby coś we mnie wiedziało, że to za dużo stresu. Wczoraj nie robiłem nic, bo mnie te afty bolały i byłem jakiś do tyłu, budząc się poza tym w nocy. A może to przez to, że zaciskam szczęki w czasie snu, tak, że mnie rano bolą. Może to też gorąco, może łokieć, przez który nie mogę chodzić na paletki czy surf? Może za dużo myśli na myśli? Wczoraj była tu niez

Lodowata ściana nienawiści

Zastanawiam się rano, czy tak już do końca życia będę rano smutny, czy niespokojny. Może tak, może nie, trudno wyczuć. Kiedyś wiem, że zastanawiałem się, czy ból mi przejdzie. Też mi się wtedy nie wydawało to możliwe, że coś, co mnie po prostu zginało wpół, ściskając jakby przeponę, czy boląc, w sumie, to nie wiadomo gdzie, może przejść. Teraz wiem, to znaczy, wyczytałem, że ból nie odróżnia, czy to ciało boli, czy, że tak powiem, dusza,czyli emocje. Nawet nie wiem, kiedy tak ostatnio bolało. Pamiętam, jak czasami siedziałem na kanapie, starając się pracować nad sobą i po prostu trudno mi było wytrzymać. Strzelałem sobie kawę, puszczałem muzykę i siedziałem tak po prostu z godzinę, starając się wrócić do przeszłości. Czasami, gdzieś tam w środku głowy, bolała może ta daleka przeszłość, dzieciństwo, a czasami ta bliższa, czyli jakieś nieszczęśliwe zakochanie. Zauważyłem kiedyś, pisząc sobie o moim dzieciństwie, że to jakieś płaskie. Długo się nad tym zastanawiałem, o co chodzi, dlaczego

39 w cieniu

Rano jak zwykle, niepokój pomieszany ze smutkiem. Obudziłem się koło 4.45, bo już się wtedy ptaki zaczynają drzeć. O ile odgłosy wydawane przez wrony, papugi i inne kraczące, gwiżdżące i skrzeczące stwory ze skrzydłami nazywać śpiewem, to ptaki zaczynają śpiewać przed piątą. Nie zamykam drzwi balkonu na noc, bo bym się czuł jak w beczce, z której ktoś jakiś czas wcześniej wrzątek wypuścił. Zresztą, i tak chciałem wstać wcześniej, żeby iść pobiegać. Poza tym, to nawet lubię tak sobie rano poleżeć i pomedytować nad sensem i bezsensem moich smutków i innych emocji. Chodzę biegać i ćwiczyć rano, bo mi to dobrze robi, jestem przez to chyba spokojniejszy. Gdy dobiegam na placyk ćwiczeń, to przed pierwszym ćwiczeniem siedzę na czymś w rodzaju krzesełka. Za każdym razem zastanawiam się, czy to ma sens, te ćwiczenie i w ogóle. To znaczy, jakiś głos w mojej głowie się zastanawia. Inny głos mówi, "dobra, możesz się zastanawiać, ale w sumie, to chodzi o to, żebyś coś robił, nawet nie tak ważn