Posty

Wąż na drodze

Wczoraj z A właziliśmy na jedną górkę. W górę może 1,45 godziny, a zbiegliśmy, bo tak to można nazwać, w jakichś 45 minut. Dobrze, że sobie nóg nie połamaliśmy. Nic tam na tej górze w sumie ciekawego nie było. Ładny widok, sporo turystów, niektórzy nawet z Polski. Ciekawe było tylko, że A się węża wystraszyła, ja go nawet nie zauważyłem, może wąż nie był jeszcze tak daleko, z przechodzeniem przez ścieżkę. A coś tam krzyknęła, że wąż, zanim wyjąłem z plecaka komórkę, to był już tylko na pół ścieżki. Wycieczka dzieciaków też się rzuciła, żeby parę zdjęć zrobić. Wąż nas najwyraźniej zignorował, jak małpa w cyrku czasami ignoruje zwiedzających. To był taki mały pyton (carpet python), to znaczy, miał ze dwa metry chyba. Potem plaża, gdzie udało mi się nawet jakąś falę złapać. Woda była nawet przyjemnie ciepła, jak się człowiek po pierwszym szoku do niej przyzwyczaił. Rano jak zwykle, od trzech dni, bezsens. Tyle, że odbieraliśmy z A jej siostrę z lotniska, którą lepiej znam od A. Wróciła z

Wyuczone reakcje, emocje.

Coś wypadłem z rytmu przez te święta. Wczoraj i przedwczoraj nic nie robiłem, oprócz siłowni. Byłem jakiś taki do niczego. Brały mnie afty, ale przeszły, prawie, że całkiem. Napiłem się zielonej herbaty i dziwnie się czuję. To znaczy, wypiłem parę łyków i resztę wylałem, bo zauważyłem, że robię się agresywny i zaczyna mi się gorąco robić. Za dużo kofeiny, za mało płynów dzisiaj wypiłem. Byłem na siłowni najpierw przez godzinę, potem byłem na body combat, to w sumie, takie cardio, ale fajna prowadząca, a potem grałem ponad godzinę w squasha, z A. Rano, jak przyszedłem na siłownię, to nie chciało mi się biegać, wszystko mnie jakoś bolało, ale, głupio było by nie pobiec nawet 15 minut. Potem skakanka, potem inne ćwiczenia. I tak, że poszedłem na te "body combat". Podoba mi się ta prowadząca, to też jakaś motywacja. Jutro jakieś górki tu w okolicy, żadna wspinaczka, tylko wędrówka, ze 4 godziny, choć myślę, że krócej. Ma być 30C, zobaczymy, jak to będzie. Moje życie wydaje mi się

Gdy coś mi mówi, że nic nie ma sensu.

Nie przepadam za porankami. Nie dlatego, żebym musiał wcześnie wstawać, ale dlatego, że budząc się często czuję niepokój. Czuję się sam. W sumie, to jestem sam. Czasami niepokój przychodzi chwilę potem, tak, jakby był zaskoczony, że już się obudziłem. Razem z niepokojem przychodzą różne emocje i myśli. Znane, w stylu "nic nie ma sensu, co ja tu robię, nie daję sobie rady". To jakby taki stan ducha. Wiem, że mi on przejdzie, to znaczy, kawałek mojej świadomości o tym wie. Inny kawałek, chyba ten większy, jest smutny, czuje się bezradny i przytłoczony. Ale i tak wiem, że wstanę, bo na 7 jestem umówiony na siłowni, z A. Czasami ćwiczenia które robimy są nudne, męczące, ale we dwójkę, to się je łatwiej robi. Poza ty, to robię też inne ćwiczenia. Dlaczego w ogóle piszę o tych ćwiczeniach? Gdy ćwiczę, to nie czuję niepokoju. Mogę go chyba zamienić w energię kinetyczną. A biega na taśmie, w tym, jako tako, klubie fitnesowym. Ja staram się iść pobiegać na zewnątrz. Jest przeważnie ci

Szukanie energii do walki z lękiem.

Rano budzę się i moje emocje mówią mi, że nic nie ma sensu. Depresja dodaje, że tak już zawsze będzie. Jest to takie realne, że mógłbym w to uwierzyć, ale, na tym polega wiara, że się nie wie. Bo skąd wiem, że nic się nie zmieni? Chodzę codziennie na siłownię, albo prawie codziennie. Teraz spotykamy się tam z A, o 7 rano. To jednak motywacja, bo tak, to żadne z nas by chyba dzisiaj rano nie wstało do robienia ćwiczeń. To znaczy, ona pracuje, ale ja, to bym sobie może odpuścił, tym bardziej, że mam dobrą wymówkę. Łokieć mnie boli po wczorajszej ściance. Byłem w hali, takiej nowej, trochę podobnej do tej w Niemczech. Nawet mi dobrze szło, bo wymęczyłem jakąś VIII-. Dziwne. Dobrze, że nie wiedziałem ile to jest, bo pewnie bym nie wszedł. To znaczy, nie przeszedłem jej tak "red point", bo pod koniec, to nie wiedziałem, gdzie się kończy. Myślałem, że to jakieś VII. Nie wspinałem się ponad 2 miesiące, myślę, że ćwiczenia na siłowni i rozciąganie się, dobrze mi robią. Tak sobie rano

Po prostu bariery. Raz w miejscu, raz do przodu, może.

Znowu mnie coś afty łapią. Może to fizyczne zmęczenie, która dochodzi do psychicznego, w sumie, prawie cały czas obecne, bo codziennie zmagam się z lękami. Najchętniej, to bym uciekł, w miejsce, które znam, do roboty którą znam. Było by mi źle, ale jakoś by szło, przynajmniej bym zarabiał kasę. A tak, to mam wrażenie, przynajmniej czasami, że marnuję czas. To jedna strona medalu. Z drugiej strony, to pracuję nad sobą, próbuję coś zmienić. Oczywiście, mógłbym żyć jak żyłem, ale po co, skoro mi było źle? Fakt, nie miałem ochoty się zabić, ale to może też trochę z myślą o zmianie. Tam jednak mnie bardziej lęki męczyły, nie pozwalając czasami robić prostych rzeczy. Tutaj jakoś jest łatwiej, nawet nie wiem dlaczego. To znaczy, może dlatego, że mam niej stresu, w pewnym sensie, bo nie muszę chodzić do pracy, czy coś? W każdym razie więcej piszę w pamiętniku i o swoim dzieciństwie. Staram się wracać do tego jak było i coś z tym zrobić. Staram się też robić niektóre rzeczy według listy. Czasam

I tak dalej, lęki

Tak sobie tu siedzę, w bibliotece. Rano, jak zwykle, nic nie miało sensu. Za oknem słońce, znowu będzie gorąco, pmyślałem sobie. I było, tak ze 32C, może mniej, może więcej. Ale człowiek się do tego przyzwyczaja. Staram się wtedy jechać powoli, do kafejki, żeby się potem ze mnie nie za bardzo lało. Siedząc przy stoliku dyskretnie wycieram sobie brzuch papierową chusteczką. Muszę się chyba przerzucić z kawy na jakiś sok pomarańczowy. Bo picie gorącej kawy, przy takich temperaturach, to trochę kopanie się z koniem. Rano poszedłem potrenować. A nie była, napisała mi, że musi odpocząć. No i dobrze, bo poszedłem do parku, tam sobie poćwiczyć. Lało się ze mnie, ale nawet miałem butelkę z wodą przy sobie. Litr wody wypiję wtedy jak nic, a może i więcej. Wtedy nie muszę o niczym innym myśleć, starając się po niektórych ćwiczeniach po prostu złapać oddech, bez zginania się wpół. Tak się zastanawiam, dlaczego tu jeszcze siedzę. Coś mnie tu trzyma. Wiadomo, nie chcę wizy stracić, ale w Niemczech

Po prostu dalej

Byłem dzisiaj w bibliotece. Nic się tam nie zmieniło. Tyle, że byłem może bardziej zaspany, bo wczoraj do późna w nocy czytałem o nastawieniu australijskich kierowców do rowerów. No więc, część kierowców nie lubi rowerzystów, niektórzy są nawet zdolni do tego, żeby ich czymś polać. Czasami mam wrażenie, że Australia to jednak jest taka duża wyspa, na której się w niektórych miejscach rozwój trochę spóźnił ;) Ale za to dosyć sympatyczna wyspa. Stwierdziłem, że widok dziewczyn wywołują czasami u mnie stany depresyjne, to znaczy, mam wrażenie, że wszystko jest do niczego i że zawsze będę sam. Czasami jednak widok ich jest zupełnie miły dla oka. To kwestia nastawienia, stwierdziłem, przynajmniej po części. Wiadomo, instynkty chcą, żebym się rozmnażał, że tak do brutalnie wyrażę. Więc postanowiłem się rozejrzeć za jaką, jeśli nie do rozmnażania, to przynajmniej dlatego, żebym nie miał uczucia, że nic się nie dzieje w moim życiu, że jestem w klatce, a cały świat jest po drugiej stronie tych