Posty

Reakcja lękowa, udawanie martwego, freeze, czekanie

Byłem wczoraj na paletkach. Grałem z jedną ładną, A, bo mamy grać na jakichś zawodach za dwa tygodnie. Pierwszą grę wygraliśmy, drugą przegraliśmy, a w trzeciej dostaliśmy lanie. Miałem potem dosyć paletek, odnosząc wrażenie, że coraz gorzej gram. Wiadomo, wszystko było wtedy bez sensu. Po co ćwiczyć, jak gram na koniec bez sensu. Nie chciało mi się już dłużej grać i pojechałem do domu. Fakt, może biegałem trochę wolniej, bo rano pobiegałem w terenie z pół godziny, a potem trochę potrenowałem, nie wysilając się. Rano było trochę lepiej, z motywacją, tym bardziej, że A się odezwała, pytając czy jestem wieczorem na paletkach, bo będę mógł potrenować z J i D, facetami z którymi też mam grać, bo to turniej drużynowy. Zauważam, jaki jestem spięty, gdy gram. Na tyle, że nie potrafię złapać lotki w rakietkę, co mi normalnie przychodzi bez kłopotów. Ale chcę potraktować paletki jak łucznictwo, czy medytację. Po prostu ćwiczyć, starając się poprawić technikę i koncentrację. To też element walki

Powracająca przeszłość

W ciągu weekendu nic nie robiłem, nie byłem nawet w kafejce. Nie chciało mi się. Nie czułem też uczucia duszności. Piłem dużo kawy i herbaty, dlatego może źle spałem. Zjadłem też sporo czekolady z orzechami, może ze dwie tabliczki w ciągu 4 dni. Ciekawe dlaczego nie mam tego uczucia duszności. Fakt, uciekam od robienia niektórych rzeczy, a może to dlatego, że piję tyle kawy, czy czarnej herbaty? Jutro idę na siłownię, jak mi się będzie chciało. Pouczyłem się nawet trochę Chińskiego, ale rozumienie nadal mi strasznie trudno przychodzi, choć jest nieco lepiej. Z filmów nie rozumiem prawie nic, nie licząc jakichś pojedynczych zdań. Wczoraj po południu nauczyłem się jednego słówka, które się z dwóch znaków składało. Wieczorem próbowałem sobie je przypomnieć. Pierwszy znak się udał, jest dosyć logiczny. Ale drugi gdzieś zniknął. Zastanawiałem się, czy zniknął na zawsze, jakoś się zgubił z pamięci, czy może gdzieś tam jeszcze jest, ale ja nie umiem go znaleźć. Wieczorem siadłem na łóżku, gdy

Ignorowanie duszności

Powoli zaczynam rozumieć niektóre zdania z Chińskiego, albo choćby ich kawałki. To zawsze fascynujące, jak z jakiegoś "blabla xiaociao" człowiek nagle wychwytuje znane słówka. Jakoś mi lepiej po tych zawodach, może dlatego, że udało mi się chociaż w jednym meczu, na którym mi zależało, lęk pokonać. Wczoraj też, zamiast do kafejki, siedziałem w domu, robiąc coś z papierami, co miałem do roboty. Wypiłem sporo herbaty, to fakt, ale coś konkretnego zrobiłem. Wczoraj przez ponad 4 godziny na paletkach. Powoli mi trochę forma wraca. Nawet mnie wzięli do grania ci z lepszych, w tym klubie, to znaczy, nie ci najlepsi. I tak było mało ludzi, relatywnie mało. Jeszcze mnie mięśnie bolą po tym weekendzie. Gdy mam coś zrobić, to czuję napięcie, trudniej mi się oddycha, ale w pewnym sensie ignoruję to, na ile się da. Na zawodach starałem się w czasie gry, czy przynajmniej na początku, świadomie bardzo głęboko oddychać. To chyba też pomagało. Szkoda, nie pomyślałem, ale, jakbym się postarał

Po zawodach

Siedzę w kafejce. Kawa coś nie pomaga, choć zamówiłem dzisiaj dużą. Te zawody mnie chyba coś  z rytmu wybiły. Przed zawodami postanowiłem sobie, że chcę wygrać przynajmniej 3 gry, bo jadę na 3 konkurencje. Pierwszego dnia grałem 5 gier, z tego wygraliśmy tylko 2, bo grałem podwójną, mieszaną i z facetem. Mało brakowało, a byśmy wygrali jeszcze jedną, w mieszanej, ale popełniłem dwa błędy na koniec, pod rząd. Trudno. W podwójnej, którą grałem najpierw, byłem niewątpliwie zdenerwowany. Przegraliśmy pierwszą, a potem w rundzie pocieszenia o mało nie zaczęliśmy przegrywać ze słabym przeciwnikiem. Mój partner dostał kopa energii i zaczął popełniać błędy. Czyli, jak ja się stresuję, to nieruchomieję, w pewnym sensie i popełniam błędy, on znowu biega jak oszalały, popełniając błędy. W niedzielę grałem pojedynczą. Pierwszą grę przegrałem, stres, grałem tylko na przeciwnika, albo w siatkę, czy out. Potem czekałem dosyć długo na drugą grę, w rundzie pocieszenia. Miałem dosyć dużego przeciwnika.

Chrześcijanie jako pokarm dla rybek

Jutro jadę na zawody, ciekawe jak to będzie, ile mnie lęku i stresu będzie zjadać. Zawsze to jakiś trening ciałka migdałowatego. Gdy sobie piszę o moim dzieciństwie, to zdaję sobie sprawę, jak było porąbane. Nauczyło mnie ono niewłaściwego sposobu reakcji na wiele rzeczy. Właśnie ciałko migdałowate, amygdala, jest odpowiedzialna za zapamiętywanie reakcji emocjonalnych i za wiązanie emocji z wydarzeniami. Gdy ludzie mają uszkodzoną amygdalę, to nie potrafią powiedzieć, czy kogoś lubią, czy nie. Gdy jej brak, to mają kłopoty z odczuwaniem lęku i agresji. Mój współmieszkaniec ogląda z zamiłowaniem "Doktor Who". Jak to ktoś w innej serii powiedział, "zadziwiające, że ten Doktor, mogąc się poruszać gdziekolwiek w czasie i przestrzeni zawsze wyląduje we współczesnej Anglii". Tu w Niemczech dyskusja na temat migrantów, którzy się pchają drzwiami i oknami do Europy, a szczególnie do tych nazistowskich Niemiec ;) Nazistowskich, bo takie przytyki często są na polskich stronac

Przekładać deski

Dzisiaj rano smutek i bezsens. No trudno. Wstałem i poszedłem na siłownię, poćwiczyć na kortach do squasha. Bo co mam robić, za każdym razem siąść w kącie i płakać, albo oglądać coś tam w telewizji, złoszcząc się, że nic nie robię, obżerając się i frustrując, że mi sadło na brzuchu rośnie? To kosztuje trochę wysiłku, znaczy, nie to leżenie na kanapie przed TV, ale poderwanie się. Udaje mi się często przezwyciężyć te emocje. One sobie są, jak robię swoje. ćwiczyłem, a coś w mojej głowie mówiło mi "po co to robisz, to nie ma sensu". Nie podejmowałem tego dialogu, jak i nie dyskutuje się czasami z dzieckiem, gdy ono coś uparcie twierdzi. Czasami ma to sens, czasami nie ma, dzisiaj najwyraźniej nie miało. Gdy brałem prysznic po siłowni, to nagle zauważyłem, że mam dobry humor. Przyszłość wydaje się być bardziej różowa. Potem w domu znowu lekki dołek. Za to w kafejce powspominałem trochę dzieciństwa, czasami uda mi się trochę wrócić w przeszłość. Nie jest to takie proste, ale czas
Rano nie umiałem się coś pozbierać, ale napiłem się kawy i poszedłem na siłownię, poćwiczyć paletki na korcie do squasha. Potem kafejka, biblioteka, bieganie z A, nawet zrobiliśmy 7,5 km, choć ona na koniec padła. Sama takie tempo chciała, choć i tak jeszcze się nie rozpędziłem. I tak dzień jakoś przeszedł. Codziennie walczę, nawet, jak się dzień źle zacznie, jak coś nie wyjdzie, to po prostu do przodu, coś robić. Wracam do przeszłości, goniąc lęki, bo one gonią mnie w teraźniejszości. I tak się gonimy. Nawet miałem jakieś miłe sny.