Posty

Gdy lęk przychodzi, wtedy głęboki oddech.

Brzucha mi coś nie ubywa. Wiem, że to głównie przez orzeszki z miodem. To znaczy, nie mam takiego brzucha, jaki mają piwiarze, ale mam trochę za dużo sadła na brzuchu i klatce. Przeszkadza mi to, ale do orzeszków mnie bardziej ciągnie. Wczoraj poszedłem popatrzeć na trening w szkole. Choćby po to, żeby zobaczyć co inni robią, może się czegoś nauczyć. Chcieliśmy też coś potem ćwiczyć z AM, która tego dnia była trenerem. Nawet jakieś tam ciekawe ćwiczenia zobaczyłem, to znaczy, przypomniało mi się o nich. Często się zastanawiam, jak tu ludziom coś pokazać, żeby się nauczyli, myślę nad sposobami, czy komunikacją. Po tym treningu chcieliśmy ćwiczyć z AM, ale po jakimś czasie przyszedł jeden z administracji, K, i mówi, że ta część hali jest niestety zarezerwowana, że gadał z naszym szefem i żeby używać kortu, to musimy go rezerwować. Więc zeszliśmy, za to przyszli koszykarze, dwóch, ojciec z synem, zaczęli koło "naszego" kortu grać, na tej zarezerwowanej części. Byli już też ostat
Po prostu się nie poddawać. Kumpelka do mnie przedwczoraj pisze, w stylu: "Znasz może tego X z firmy K?" "Nie znam" - odpowiadam, ale coś mam podejrzenie, że coś się za tym kryje. Fakt, że w tej firmie pracuje też mąż innej kumpelki. Temu mężowi chcą zrobić niespodziankę na okrągłe urodziny, ale dlaczego B do mnie pisze, a nie żona tego solenizanta, z którą mam częściej kontakt? Mój mózg jakoś automatycznie to analizuje. No i tak, wczoraj ona znowu. "A masz z kimś kontakt z tej firmy K", pyta. "Nie mam", odpowiadam, ale lituję się i pytam, czy chodzi o niespodziankę dla tego solenizanta. "Nie, chodzi mi o jednego I, ale nawet nie znam nazwiska. Wiem, tylko, że jest z pochodzenia z Turcji". Tu rzuca jakimś trochę dziwnym imieniem. Więc dzisiaj zadałem sobie trud i wyszukałem tego agenta, nawet jego zdjęcie znalazłem, bo imię się nie do końca z namiarami zgadzało. Dzisiaj rano, dla B rano, odpowiedź. B zachwycona, bo on nawet na facebooku

Nie poddawać się. Czyli PTSD.

Nie dać się, nie załamywać się. Prawdziwe problemy, to jak jest się rzeczywiście chorym, albo w jakiś inny sposób coś życiu zagraża. Więc powinienem się z tego cieszyć, że nic mi w miarę nie dolega, to znaczy, nic poważnego, o czym bym wiedział. Nie mówię tu o jakichś bolączkach związanych ze sportem, czy jakimiś plamami na skórze. Te ostatnie, to nie bolą. Co innego, jak człowiek dostanie gorączki, czy musi iść do szpitala. Przeczytałem przedwczoraj w internecie, że nie należy opieprzać siebie samego. To znaczy, myślę, że wtedy, gdy człowiek i tak siebie opieprza. Chcę wyjść z tej klatki, więc po co mam jeszcze sam na siebie psioczyć. Poza tym, to wyczytałem, że trzeba samego siebie chronić. Myślę, że jak mnie tak kobieta, której wynajmuję mieszkanie, trochę wykorzystuje, bo od roku mi kaucji nie zapłaciła, to dlaczego ja się mam przejmować, że się tam grzyb pojawił. W zeszłym roku go nie było, ale było inne ogrzewanie i mieszkała z nią też przez jakiś czas laska, które nieźle podkręc

Sypie się, czasami.

Czasami mam wrażenie, że moje życie trochę się zaczyna sypać. Kumpel, który miał mi parę ważnych rzeczy w Niemczech załatwić znowu zniknął, zostawiając mnie na lodzie, bo gdybym to wiedział, to pewnie bym tam pojechał. Teraz nie zdążę załatwić wizy. Ale, co nas nie złamie, to nas wzmacnia, podobno. Tyle, że zabiera też sporo energii. Muszę chyba trochę kasy zarobić, takie mam wrażenie, bo zaczynam się źle czuć. Sypie się coś, ale staram się temu nie poddawać. Na siłowni byłem dopiero koło 13, czy coś. We wtorek nadwyrężyłem sobie trochę udo. Wczoraj mu doprawiłem, dlatego nie mogę normalnie grać. Nie wypocząłem po zawodach, ale od razu dawka, dwa razy dziennie coś chciałem robić. Temu mam. W każdym razie, to staram się załatwiać to, co mi ten kumpel miał załatwiać. Pożyjemy, zobaczymy. Coś robię. Robienie czegoś mnie mniej stresuje, niż walka z blokadami. Czasami te blokady jakby znikają, to pewnie po części wpływ kawy, którą akurat piją w kafejce. We wtorek, po tym jak razem z AM i G

Po prostu walczyć, nawet jak deszcz pada.

Byłem w sobotę na zawodach. Muszę przyznać, że myśl o tym zawodach dosyć mnie stresowała. Mimo wszystko starałem się przygotować jakąś strategię. Napisałem sobie nawet na nadgarstku lewej ręki pierwsze litery metody "navy seals", czyli "Stawianie sobie celu", "Wizualizacja", "Mówienie do siebie, pozytywne " i "Powolne oddychanie, szczególnie wydech". W pierwszym meczu singla byłem nieźle zdenerwowany. Grałem przeciwko jakiemuś starszemu facetowi, miał dobry backhand, w miarę, to widziałem. Pierwszego seta przegrałem, a gra się do dwóch wygranych setów. Nie trafiałem porządnie lotki, serwy za krótkie. Ale przegrałem nie za wysoko. W drugim secie, jakoś lepiej mi szło, tak, że nie miał on szans, podobnie w trzecim. Wygrywając ten mecz wypełniłem niejako moje pensum, bo chciałem wygrać przynajmniej jeden mecz. Starałem się myśleć o powolnym oddychaniu i o tym, żeby się po prostu koncentrować na następnym punkcie. Drżenie rąk powoli mi prze

Przypadki, schemat jak masochizm?

Wczoraj odbierałem AM, bo zawiozłem ją na kurs, więc potem odbierałem, żeby ją zawieźć do jej samochodu, który rano ktoś zablokował. Byliśmy razem na zebraniu trenerów. Mój też zablokowali, ale kobieta dosyć szybko odblokowała. W każdym razie, siedzę sobie, przed tym biurem kursantów, czekając na AM, a tu nagle drzwi samochodu się otwierają. Patrzę zdziwiony, a to mój współmieszkaniec. Okazuje się, że on tam pracuje, ma biuro w tym samym budynku, a hale są zaraz obok. Przypadki rzeczywiście chodzą po ludziach, bo raczej się nigdzie indziej nie smykam, a to był zupełny traf, że tam pojechałem. Takie rzeczy dają człowiekowi do myślenia. Może rzeczywiście jest jakaś siła, która czymś tam kieruje? Tyle, że co to miało dać w tym przypadku? Jakiś długoterminowy plan tej siły? Bo mojego współmieszkańca to i tak widzę prawie, że codziennie. Wczoraj na treningu przegrałem w singla. Byłem przez to smutny i sfrustrowany. Stwierdziłem, że nie warto być w takim nastroju, bo to tylko gra. Nie ma co

Stres, stres, stres, w mojej głowie coś się sypie

Stres, stres, stres, w mojej głowie coś się sypie. Wczoraj chciałem AM coś pomóc, mało co z tego wyszło, potem w nocy nie umiałem zasnąć, myśląc o kłopotach w Niemczech. Kumpel, który miał mi pomóc, nie zgłasza się, nie da się go złapać. Od pół roku ma mi coś posłać i opiekować się pocztą i takie. Nie wiem, gdzie mój samochód stoi, który musiałbym odmeldować. W sumie, to musiał bym może tam polecieć, ale akurat zaczynam robotę jako trener, nie mam coś ochoty lecieć, czyli odpuścić sobie dwóch tygodni. Musiał bym też bilet powrotny kupić. Odbieram zaraz AM, bo jej samochód ktoś przyblokował, mój zresztą też, ale mój szybko "właściciel" parkingu przy szkole odblokował. Nic to, trzeba walczyć, i tak dobrze, że nie mam refleksu popełnienia samobójstwa, jakoś o tym nie myślę, co kiedyś się zdarzało.