Posty

Codzienna walka z lękami.

Dzisiaj trochę lepiej. Byłem na korcie, nie chciało mi się, ale po kawie wybrałem się jednak. Po korcie i prysznicu poczułem się jakoś spokojniej. Kumpel z Niemiec, który miał mi w paru rzeczach pomóc, który zniknął na 3 tygodnie, pojawił się znowu. Nadal mi pomaga, ale jedną z ważniejszych, znaczy, najdroższych rzeczy przez niego trochę zawaliłem, jak gruntowną renowację łazienki. A po części dlatego, że nie lubię kontaktów z ludźmi, z którymi muszę się kłócić. Jak tu się uporać z moimi lękami i blokadami? Napisałem dzisiaj K, tej Japonce, wspólnej znajomej ze znikającym kumplem, że mimo wszystko, że straciłem przez tego kumpla, i w ogóle, to chodzi tu tylko o pieniądze. Najważniejsze, że człowiek w miarę zdrowy. Bo co mi po pieniądzach, jak okaże się, że ze stresu dostałem raka, czy może zawał serca? Powoli zaczynam się też starzeć. Kto by pomyślał, że tak sędziwego wieku dożyję. Z drugiej strony, to patrząc na moje życie nie odnosi się może wrażenia, że może być mi źle. Facet siedzi

Bezsens istnienia, ociężałość.

Może coś lepiej, łatwiej mi rano coś robić, mniej się duszę. W poniedziałek byłem potrenować, do dzisiaj mam zakwasy, kumpel nas tak pogonił. Próbuję rozgryźć moje słabości. Siedzę w kafejce, na zewnątrz zima, według kalendarza. Internet mówi, że 27C. Dlatego nie chciało mi się jechać na rowerze, bo przyjechał bym pewnie spocony. Z Chińskim słówka trochę lepiej idą, ale ciągle nie umiem czytać żadnych normalnych tekstów. Wkurzające. Ale codziennie rano przelatuję przez jedną z list ze słówkami. Zobaczymy, jak to będzie. Kumpel z Niemiec odezwał się. To znaczy, napisał SMSa, że się odezwie. Jego partnerka od gry podwójnej, raz jest na niego zła, że on się z jedną zadaje, raz go broni, albo się nim martwi. Tu w kafejce przeprowadzają wywiad na temat pracy w jednej z tutejszych sieci "fast foodu". Próbuję jakoś się wygrzebać z tego marazmu w którym siedzę. Za dużo czytam wiadomości na internecie, potem komentarze do tego, denerwując się głupotą ludzką. Wiadomo, niektóre komentar

Spocony w nocy. Coś mi się śni?

Nadal coś się nie umiem pozbierać. Zastanawiam się, czy jest sens tu jeszcze tyle czasu siedzieć, prawie rok. Nie chce mi się. A może to lęki? Mogę robić co chcę, a siedzę w domu i się duszę. Chciałem iść na kort, poćwiczyć, ale nie umiałem się pozbierać. Jadę zaraz potrenować trochę z Z. Jakoś to wszystko takie bez sensu. Tęsknię trochę za NB (narkotyk-B). To po prostu taka jakaś ucieczka, od tego lęku teraz. Tyle, że nie oglądam raczej TV, staram się uczyć tego Chińskiego, żeby coś umieć czytać, żeby nie musieć się tylu słówek uczyć. Coś tam powoli może mi wychodzi, ale strasznie powoli. Nic nie piszę, nic nie robię, mandat mnie dobił, dusi mnie. Nic to, pakuję rzeczy i jadę na te paletki. Mandatu jeszcze nie zapłaciłem. Powoli się cieplej robi, w ciągu dnia 26C, w nocy już nawet koło 16. I tak się budzę w mokrej koszulce, zdejmuję ją, czasami zakładam drugą, czasami nie. Ciekawe dlaczego się tak pocę, coś mi się śni?

Czy kiedyś cieszyłem się życiem?

Jakiś do tyłu jestem, nie umiem się pozbierać. Niby wszystko jest ok, nie jestem chory, ale cały dzień jakoś się duszę. Wracają trochę wspomnienia z dzieciństwa. Mogłem jechać do kafejki, ale chciałem mieć trochę spokoju. Nawet nie poszedłem na targ po owoce. Brakuje mi jakoś energii, do życia. Uczyłem się trochę Chińskiego, napisałem coś tam do V, takiej jednej z paletek, trochę, parę zdań z AM. Z pytał mnie, czy bym z nim nie potrenował jutro, pewnie, dobrze mi to zrobi myślę. Jeszcze się od tego mandatu nie pozbierałem. Pokazało mi to, że czasami jestem bezradny, obudziło się coś z przeszłości. Wiem, że to tylko neurony, które wysyłają sygnały, coś tam przechodzi przez ciałko migdałowate, coś tam przez jakiś hipokampus. Ale mimo wszystko coś mnie dusi. Muszę iść pomedytować, albo obejrzeć mecz do końca. Mam też jeszcze ze 100 słówek do przypomnienia. Wkurza mnie to wszystko. Głupi policjant, głupia przeszłość. Wiem, że mogło by być dużo gorzej, ale jakieś kawałki mojego mózgu tego n

Wewnętrzna walka, nienawiść, bezradność

"Twoim największym przeciwnikiem jesteś ty sam", powiedział Jet Li w jednym z wywiadów. Ciągle mam podły humor, nawroty bezradności z dzieciństwa? "Jestem do niczego, nie daję sobie rady. Nie dajęęę sobie rady!!!" coś krzyczy w mojej głowie. Smutek, bezradność. I co dalej? W takim dołku jakoś trudno myśleć pozytywnie. Próbuję. "Tak zawsze będzie", mówi mi coś w mojej głowie. "Dlaczego nie powiedziałeś, że masz urodziny", powtarza jakiś głos w mojej głowie. "Do niczego się nie nadajesz, nic z Ciebie nie będzie", słyszę głos. Stoję znowu na podwórku, jakby daleko od mojego ciała. Uciekam gdzieś, nawet nie wiem gdzie. Gdy stary mnie uderzy, to i tak nie będę czuł. Będzie mi huczało w uchu, będę czuł gorąco i lodowatą nienawiść do każdego. Mam w sobie wiele nienawiści do ludzi. Nie do zwierząt, do ludzi. Interesujące. Ale ta nienawiść, to jakby tylko jedna warstwa, jeden kawałek, w moim mózgu, który się czasami budzi. Inny, to bezradność, s

Popieprzony świat

Nawet mi się nie chce pisać. Tak, jakby duchy przeszłości wracały i rzucały na mnie niewidoczną lepką siatkę, oplatającą mnie jak pajęczynę. Parę dni temu miałem urodziny. Zadzwoniła dobra kumpelka, nie z życzeniami, ale, żebym im coś kupił w sklepie, bo ich oboje z mężem grypa zupełnie rozłożyła. Więc jadę do sklepu i na czerwonym świetle sprawdzam coś na komórce. Chcę zdążyć na trening, przedtem jeszcze te zakupy i te cholerne urodziny. Sprawdzam coś na internecie, bo muszę coś wysłać, nagle widzę kątem oka, że ktoś mi kiwa przez prawą szybę samochodu. Policja. "Co pan robi z tym telefonem?", pyta. Mówię mu, że coś sprawdzałem, bo co go będę czarował, chyba widział co robię. "Niech pan jedzie, jadę za panem", mówi. Zrobiło się zielone, to jadę, on miga, że mam zjechać, bo akurat było tam miejsce żeby stanąć. Co się będę rozpisywał. Kosztowało mnie to 353 dolary i 3 punkty. Nawet nie chodzi mi o to, że muszę zapłacić, ale o to, że nie powiedziałem mu, że mam urodzi

Po prostu zmęczony

Rano budzę się i nic nie ma sensu. Skąd my to znamy. Do głowy przychodzi mi to mieszkanie, które wynajmuję, które mnie ciągle kasę kosztuje, a miałem na tym coś zarabiać. Lokatorka, z którą muszę się kłócić, pleśń na ścianach, drogie remonty, których końca nie widać. Małe mieszkanie, duży kłopot. Możliwe, że boję się też czegoś, nie umiem się z tą babą kłócić, która za ten miesiąc znowu nie zapłaciła czynszu, pewnie dlatego, że "remont". Poza tym, to po co tu jestem. Może powinienem być w Polsce, szukać szczęścia u NB (narkotyk-B). Ona obecnie po rozwodzie, z dzieckiem, "ma kłopoty, to może by mnie chciała". Tak sobie coś myśli w mojej głowie. Nie chce mi się wstać, w takich momentach. Tym bardziej, że w nocy się budziłem, bo za późno kawę w kafejce wypiłem. To chyba przez to. Leżę i miota mną tęsknota, za kimś bliskim. Ale co na to poradzę, jestem sam. W głowie szaro, może nawet ciemno? Ale jaka jest sytuacja, gdy ny nią spojrzeć z zewnątrz? Nic mnie tu nie trzyma,