Posty

Jaka była Mama?

Moje wspomnienia z dzieciństwa wydają mi się dziwne. Pamiętam niektóre rzeczy, niektóre mi się przypominają. Gdy wracam do nich, to coraz więcej. Ale jest to jakieś niepoukładane. Nie wiem, czy coś się wydarzyło, czy nie. Jak na przykład to, co moja siostra opowiadała, że musieliśmy klęczeć na grochu, albo że mi Stary lewą rękę na plecach przywiązywał, żebym jej nie używał. Mnie się wydaje, że stary tylko o tym opowiadał, że tak kiedyś robili. Wiem, że obrywałem, jak używałem lewej ręki. Siostra jest niby starsze, powinna lepiej pamiętać, ale kto ją tam wie. Ona też jest trochę zakręcona. Ale chodzi mi o moją Mamę. Jak to w sumie było? Kochająca, ale pozwalająca, żeby Stary nas lał. Gdy raz w podstawówce dostałem tymczasową plombę i potem jakoś to olałem, bo dentystka na zwolnieniu, bo wakacje były. Jak przyszedłem po wakacjach, bo mnie naprawdę bolał, to musiała mi wyrwać zęba, bo się przez wakacje zepsuł. Tymczasowa plomba chyba wyleciała. Czy to normalne, że rodzice się tym nie inte

Ruch, a myśli.

Byłem na siłowni, to znaczy, poćwiczyć trochę kroki. Zaczynam też odbijać o ścianę, palec ma się trochę lepiej. Ruch jednak pomaga. To niby takie proste i wiem o tym, ale często trudno mi się ruszyć z domu. Rano udaje mi się zrobić parę rzeczy. Ustawiam timer na 15 minut. Tyle dam wytrzymać, zanim mnie lęki przegonią. Gdy ćwiczę, szczególnie jak dzisiaj, gdy coś mam słaby dzień, albo coś, to zaczyna mnie mdlić. Może to też późne drugie śniadanie. Gdyby to był lęk, który mnie mdli, to może bym się temu poddał. Gdy ćwiczę, to nie robi to na mnie wrażenie,  po prostu robię dalej. Jakiś Szwed koło mnie pociąga przez rurkę z plastikowego pojemnika. Robi to mniej więcej co 30 sekund. Ma tam resztkę lodu i może jakiegoś brunatnego kremu. Siorbie. Nie ma to większego sensu, bo lód i tak się tak szybko nie rozpuszcza. On może lubi siorbać siedząc w kafejce. W dodatku tak jak jego przyjaciółka, kładzie nogę w bucie na wyściełanym materiałem siedzeniu. Widać nie wszyscy Szwedzi są kulturalni. Cza

Jak magnes

Dzisiaj rano znowu - Dzień dobry - od NB, czyli narkotyku B. Ona jak zwykle zmęczona, usypiała swoją małą, sama przy tym przysypiając. Coś tam odpisałem. Wymieniliśmy parę zdań. - Idę z psem - napisała w końcu. - Miłego dnia. Bo to jak w piosence Dido, gdy u mnie noc, to u niej dzień, mniej więcej. Potem wymieniliśmy jednak parę zdań. Ona wskakiwała do wanny. Potem wyskoczyła, znowu jakieś zdanie. Nie wiem, czy ona taka uprzejma, czy może tak dla zabawy pisze. Też tak robię, z A na przykład. W każdym razie to napisałem NB, że ktoś kiedyś powiedział "goń mnie, ale mnie nie dasz rady złapać", w sensie o Niej. Ciekawe, co mi odpisze, pewnie to zignoruje, a może się obrazi. Da mi po uszach, zobaczymy. Wątpię, żeby jej to dało do myślenia. Bo nie ma nad czym myśleć. Moje urojenia, nie tylko moje, ale urojenia. Wczoraj w nocy, obudziła się, gdy akurat pisałem do niej. Zrobiła wtedy referencję do swojego życia seksualnego. Wspomniałem o tym dzisiaj, że jak tak dalej będzie pisać, to

Lepiej niż w domu

Dlaczego potrafię tu siedzieć, w kafejce i sobie coś robić, to znaczy pisać, pijąc kawę, a w domu mam z tym takie trudności? Ze względu na to, że dom mi się kojarzy z czymś, co wzbudza lęk? Coś w tym pewnie jest. Siłownia jednak dobrze mi robi, choć miałem dzisiaj jakieś miękkie nogi i najwyraźniej zmęczone jeszcze łydki. Strasznie trudno było mi się z domu wyrwać. Miałem ataki senności, czułem się jakiś ociężały, niespokojny. Spakowanie torby sportowej kosztowało mnie trochę wysiłki.

Trudno się zabrać za cokolwiek.

Wczoraj coś dzień do niczego. W niedzielę surfowałem sporo, po raz pierwszy od dłuższego czasu, więc byłem trochę sieknięty. Poza tym, to spaliło mnie trochę. Wziąłem jednego kumpla ze sobą, w sumie, to jedna moja dobra przyjaciółka tego chciała. Myślałem, że ten kumpel podzieli się kosztami benzyny, ale on nic nie wspomniał, mnie głupio było zagadywać. On to chyba większa sknera niż ja. Nawet nie ma własnego samochodu, bo nie lubi jeździć, boi się trochę, więc pewnie mu do głowy nie przyszło, że benzyna kosztuje. To taki Anglik, pracuje tu już od jakiegoś czasu. że byliśmy większą grupą, potem jeszcze dołączyła się ta kumpelka z mężem, to wypadłem z mojej rutyny surfingowej. Tym, bardziej, że jedna grupa chciała spróbować jak to się surfuje. Więc nie posmarowałem się zbyt dobrze. Wszystko na szybko. Tłok, niedziela po świętach. Normalnie, to jadę w ciągu tygodnia, jest spokój. W każdym razie, podobało im się, mimo, że próbowali tylko na mojej desce, która jest za mała dla początkujący

Dopamina, a poszukiwanie miłości lub wolności.

Jem czekoladę, z orzechami. To w końcu święta, pierwszy dzień się kończy. NB (narkotyk-B) nie odezwała się dzisiaj. Za to poczytałem i pooglądałem trochę o uzależnieniu od narkotyków, dopaminie i innych takich neuroreceptorach. Aha, dowiedziałem się, że człowiek się nie uzależnia od kawy, bo nie aktywuje ona pętli nagradzania się, za robienie czegoś. Ale z powrotem do moich narkotyków. Szczególnie spodobało mi się jedno zdanie: "Miłością-uzależniona osoba jest w stanie zaprzeczenia, wierząc, że jest ciągle w relacji, albo że może przekonać tą inną osobę do powrotu do związku, albo jego kontynuacji." To w sumie prawie, że zabawne, obserwowanie, co się z moją głową dzieje. Wydaje mi się, że rozumiem pewne rzeczy lepiej, niż 10 lat temu. Możliwe, że dlatego jest mi teraz też trochę łatwiej się z tym obchodzić. Niezależnie od tego, że jestem, poprzez PTSD, do tego przyzwyczajony, że rzeczywistość i emocje to czasami dwie różne rzeczy. Na przykład lęki. Ktoś powiedział, że w PTSD

Uścisk Skośnookiej, a Friendzone.

Tu się powoli ciemno zaczyna robić . Cykady rozpoczęły swój wieczorny śpiew, ten tuż przed zapadnięciem zmroku. Tak się zastanawiałem trochę, jak spędzę święta, chciałem iść do kafejki po siłowni. "A" do mnie napisała, że jedzie do centrum handlowego koło mnie, możemy się tam spotkać. A jest zamężna, z S, też z paletek. Razem z nią prowadziłem treningi. Razem tez często trenujemy, tak, że znamy się dobrze. Ciekawe, co robiła po drugiej stronie miasta, w tym centrum koło mnie. Coś wspominała o nowej pracy, pewnie to było powodem. Nie zapytałem. Jak zwykle, nigdy o takie coś nie pytam. Poszliśmy najpierw na krótkie zakupy do jednego sklepu, żywność, pięć minut nam zajęło.  Potem coś przekąsić, to znaczy, każdy sobie coś tam zamówił. Ja z jednego stoiska coś indyjskiego, ona z innego coś pewnie taiwańskiego. Siedzieliśmy przy metalowym okrągłym stoliku i tak sobie gadaliśmy. Zeszliśmy na święta, taniec. Na to, że Azjaci nigdy się na powitanie, czy pożegnanie nie obejmują. - Ale