Posty

Lost in Translation

Jest taki film "Lost in Translation", z Murray i Scarlett Johanson, czy jak oni się tam nazywają. Zgadałem się z jedną Japonką, Na, że gramy razem na jednych zawodach tutaj. -- Dobra -- mówię, to nie zapomnij się zgłosić na te zawody. Każdy z nas musi się zgłosić osobno. Dowiaduję się, przez SMSa, bo ja nie mam facebooka, że coś jest nie tak. Ona zgłosiła się najpierw z kumpelką, z którą gra, ze mną nie. Potem chciała się zgłosić, ale coś nie działało. To wszystko trwa dniami, bo ona nie pisze zbyt często. Jakoś, skończyło się na tym, że przez telefon pomogłem jej się zgłosić. Tak przynajmniej myślałem. Ona coś tam klikała, na swojej komórce, coś wychodziło, coś nie, coś tam mruczała, w tym jej bardzo łamanym angielskim. -- Zapłaciłaś -- pytam na koniec. -- Tak, zapłaciłam -- mówi. -- Ale teraz muszę już iść. -- Dobra -- myślę sobie -- jak zapłaciła, to spoko, bo to ostatni krok, więc wszystko ok. -- Czy muszą coś jeszcze zrobić? -- pyta Na w SMSsie. -- Nie, wszystko ok -- od

Próba obserwacji.

Jeszcze tylko jakieś dwa miesiąc tu posiedzę i spadam. Już teraz za dużo się nad tym zastanawiam, jak to zrobić, jak i kiedy sprzedać samochód, co z rzeczami, kiedy tu wrócę. Nie wiem, myślę, że wrócę. Zobaczymy jak będzie w Niemczech. W każdym razie, bo nie mogę sobie zarzucić, że nie zmieniam krajów, choć tutaj nie podróżuję, choć mógłbym. -- Taka okazja, możesz tyle zwiedzić, zobaczyć -- mógłby ktoś powiedzieć, a mnie się nie chce, poza tym, to pewnie bym się bardziej dusił gdzieś indziej, niż w domu, to znaczy, w wynajętym pokoju, choć oczywiście używam też wspólnego pokoju, mieszkalnego. Ten pokój ma ładny widok, mój pokój też, bo okolica tu pagórkowata nie ma piętrowych domów, dużo ogrodów i zieleni. Poprzednim razem bywało, że sypiałem na plaży, czy gdzieś w lesie, w samochodzie. Teraz jestem akurat w rytmie treningu, choć wiadomo, sam siebie pytam, po co to robię. Ale, to moje hobby, jeden ma takie, drugi inne. Ciekawe jak to będzie po powrocie do Niemiec, czy znajdę pracę, czy

Codzienna walka

Dzisiaj dzień zaczął się bez sensu. W sumie, to już wczoraj wieczorem było jakoś do niczego. -- To moje emocje -- pomyślałem sobie. -- Mówią mi, że nie daję sobie rady, że nic nie ma sensu. -- Ode mnie zależy, na ile im się poddam -- pomyślałem sobie. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Teraz siedzę w kafejce, choć nie miałem siły to przyjechać. Jak widać, siłę jakoś znalazłem, mimo, że nie wierzyłem, będąc w domu, że przyjazd tutaj ma sens. -- Jestem zmęczony -- mówiło mi wszystko w domu. -- W domu i tak nie wypoczniesz, a w kafejce może coś popiszesz. -- Do niczego, to moje pisanie -- odpowiadałem sam sobie. -- Nieważne, spadaj do kafejki -- powiedziałem sobie na koniec. "Bić się z myślami"; czy "bić się w myślach?".

Czasami coś wychodzi, czasami nie.

Byłem na korcie, odbijałem sobie o ścianę, ćwiczyłem trochę kroki. To mnie uspakaja. I jak zwykle, trudno było mi wyjść z domu. W mieszkaniu czułem senność, zmęczenie, bolały mnie mięśnie. -- Po co pójdziesz -- mówiłem sobie -- odpuść sobie dzisiaj. -- Taa, ale potem, gdy się wybiorę na kort, to będę żałował, że znowu tak późno -- odpowiedział inny głos. W sumie, to może bym został w domu, bo to mi moje zmęczenie mówiło, ale pomyślałem sobie, że pewnie i tak wcale nie wypocznę. Będę siedział na internecie, albo oglądał jakieś głupie seriale. Na koniec, po paru godzinach będę zły i sfrustrowany, może jeszcze bardziej zmęczony. To w sumie interesujące, jak to działa. To jak uczenie się nowych schematów, czy poprawa starych. Te ostatnie mówią mi -- nic nie ma sensu, co się będziesz wysilał. Tak to przynajmniej interpretuję, bo wiadomo, zmęczenie, czy uczucie senności nie używa słów. Podobnie z tym wrażeniem, że się trochę duszę, że coś mi przeponę ściska. Próbuję pić wodę, oddychać głębok

Zrobić emocje w konia

Emocje i rozsądek. Ja ciągle w kółko to samo, ale akurat był artykuł w gazecie o tym, że emocje, to najstarsza część mózgu. Nie doczytałem, przeleciałem tylko, nic tam pewnie nowego, ale dobrze, że się o tym pisze. Jak komuś odbija, to najczęściej nie kapuje, że mieszają mu się pewne systemy w głowie. Jeden jest odpowiedzialny za logikę, inny na przykład za emocje. Gdy się to wie, to łatwiej jakoś uczyć się panować nad tym, a przynajmniej wie się, co jest grane. Mózg to nie mieszanka nerwów, ale zbiór różnych center, które czasami współpracują, a czasami sobie przeszkadzają. Jak na przykład emocje na egzaminach. Emocje mówią "uciekaj stąd, bo tu coś groźnie", a logika mówi "rozwiązuj kurna to zadanie, jaki to był wzór na to". W związku z tym, że emocje chcą uciekać i koncentrują się na niebezpieczeństwie, to zajmują część pamięci operacyjnej, potrzebnej do rozwiązywania zadania, na przykład z matematyki. Dodam tylko, że emocje są silniejsze, z natury, niż logika. I

Czy istnieją drzwiczki?

Czasami mam wrażenie, że istnieją jakieś drzwiczki. Gdy uda mi się je znaleźć, to wszystko jakoś nagle pójdzie łatwiej. Nie znajduję ich. Zamiast tego wspinam się pod górę, czasami po mokrym, gliniastym podłożu. Gdy się poślizgnę, to mogę się nieźle uderzyć. Na ile to tylko moja interpretacja, a na ile w miarę obiektywne spojrzenie na rzeczywistość? W chwilach dobrego humoru wiele staje się nagle prostsze, gdy jestem w dołku, to prawie wszystko staje się trudne, nie widzę żadnych postępów w tym co robię. Jak tu wywołać ten stan w którym udaje mi się pokonywać przynajmniej część lęków, czyli blokad?

Ucieczka od emocji

Spać mi się chce. Może dlatego, że na parterze kumpelka B nocowała? Jeśli ktoś myśli, że Australijczycy są bardzo otwarci, to może się pomylić. Są na pewno bardzo mili, przynajmniej ci, których ja spotkałem, choć niektórzy z security, czy policja, to wiadomo, jak się trafi. Cudów nie ma. A może chce mi się też spać, bo źle spałem. Nie jadłem normalnej kolacji, bo ta kumpelka na dole nocowała. W dodatku dzisiaj rano jeszcze coś w rodzaju treningu, przyglądałem się też trochę ludziom, którzy dobrze grają. Wiem, że moje emocje zależą od stanu mojego mózgu. To znaczy, nie zawsze odzwierciedlają stan rzeczywisty, w jakim się znajduję. Chodzi o to, żeby się nie poddawać, szukać jakichś dróg. Mam wrażenie, że nie posuwam się do przodu, choćby nawet w paletkach, tak, jakbym nie umiał przezwyciężyć jakichś barier. Te bariery znowu, czy blokady, są wkurzające. Znowu ta sama piosenka, "Dziewczyna z Ipanemy". No właśnie, jestem sam. B, mój współlokator też jest sam. Dlaczego on jest sam?