Posty

Po pobycie w Polsce

 Już wróciłem z Polski, fajnie było. Przytyłem chyba z kilogram, co najmniej, ale że moja waga nie jest tak dokładna, to nie wiem tego tak do końca. Obawiałem się tego jak to będzie w Polsce, co ja tam będę robił, w dodatku z tym bolącym biodrem, czy nogą, bo mnie od niego cała noga czasami sieka. Przyleciałem w poniedziałek, a już we wtorek Kierowniczka wycieczki wywlekła mnie w pagórki, na cały dzień. Noga mi przeszkadzała, ale cieszyłem się, że byłem w lesie i na pofałdowanym terenie, więc nie narzekałem. Momentami było ostro, ale jak człowiek się na bólu nie koncentruje, a na tym, żeby się wyluzować, to może być całkiem fajnie, tym bardziej, że przestaje siekać po pięciu, czy dziesięciu minutach przerwy.  Pootwierało się dużo barów, czy jak to nazwać, z domowym jadłem. To niebezpieczne, tym bardziej, że porcje dwa razy takie jak to, co normalnie w domu jadam. Pojeździłem też trochę na rowerze, po lesie, z siostrą, ale też sam. Nic lepszego od świeżego powietrza, takiego po deszczu,

Cierpieć, a nic nie robić.

Obraz
 Jadę niedługo do Polski, choć mi się nie chce. - Przyda ci się zmiana otoczenia - mówię sobie. Fakt, bo siedzę już trzeci miesiąc nie robiąc w sumie nic, to znaczy, do tej diagnozy o biodrze coś tam robiłem, teraz nie uprawiam sportu i coś mi się nie chce uczyć chińskiego. Jedyne co robię, to czytam książkę o neurologii, choć trudniej mi się skoncentrować. Byłem wczoraj u laryngologa, bo w uchu mi piszczy, nawet nie wiem dokładnie od kiedy. Możliwe, że to przez nową plombę i stres, bo zaciskam szczęki nocą, tak też twierdził laryngolog, bo nic innego nie stwierdził. Przepisał mi kortyzon. Zobaczymy, czy będzie to też wpływ na bół w biodrze miało. W Polsce chciałem odwiedzić kumpla, ale jest on całą rodziną na wycieczce w Australii, chociaż oni tam też po części żyją. Od razu mnie zazdrość wzięła, głównie przez tą rodzinę, myślę. Możliwe, że dlatego, że nie chodzę na sport, mniej się z ludźmi spotykam, bo też nie chodzę do roboty, to mi bardziej samotność dokucza.  - Nie poddawaj się -

Plan, albo bez planu

 Zastanawiam się, czy pójść jutro na ściankę. Chciałbym spróbować tą jedną drogę, ale z drugiej strony to strasznie mnie noga, czyli biodro ostatnio siekało, po tych próbach. Zobaczę. Może pójdę grzecznie na siłownię, czy jakoś tak, albo na jaką jogę.  Potrzebny by mi chyba plan na życie, bo tak jak w łódeczce, płynę sobie, ale nie zawijam na stałe do żadnego portu. Na dłuższą metę jest to uciążliwe, chyba zaczyna mi samotność dokuczać, tym bardziej, gdy nie mogę się w sporcie wyżyć. A może lepiej, zastanowić się trochę nad życiem, przystopować, nie uciekać tyle od tego uczucia sprawiającego, że mam wrażenie, że się duszę? Za oknami pogoda nie może się zdecydować, czy ma padać, czy może słońce. Jakby było słońce to bym poszedł na rower. W sumie, to odkryłem fajną kafejkę w parku, mogę się tam przejechać rowerem, zawsze coś tam ruchu. Wczoraj poćwiczyłem, minimalnie, wiszenie na desce. Muszę wreszcie wyjść z tego dołka spowodowanego biodrem. Nie umieram jeszcze, choć doszukuję się nowyc

Przedostatni chwyt.

Jakoś sobie tak żyję, wysypiając się może więcej rano, nie wstaję już tak wcześnie, bo stwierdziłem, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Przez nią mam chyba rozwalone biodro, bo tak gorliwie trenowałem.  Byłem dzisiaj na ściance, próbuję zrobić jedną drogę, na samoubezpieczeniu, czyli top rope. Droga 7+/8-, czyli 6c. Nigdy nie zrobiłem żadnej 7+. W każdym razie próbuję ją już trzecią sesję, za każdą dochodząc coraz wyżej. Dzisiaj byłem na przedostatnim chwycie, ale brakło mi siły. Zobaczymy w przyszłym tygodniu. Nie wierzę, żeby to była prawdziwa 7+, ale miło by ją było zrobić. Po tym wszystkim nieźle siekała mnie noga, z boku i pod kolanem. Teraz jest lepiej, po paru godzinach. Ciekawe, czy ta droga jeszcze tam będzie, w przyszłym tygodniu, bo oni je często wymieniają.  Rano budzę się i mówię sobie -- coś masz znowu niski poziom dopaminy. Maniacy, czy inni, mają sporo dopaminy, ludzie z depresją, choćby chwilową, raczej mniej. Tak sobie dumam nad życiem, leżąc w łóżku. - Dobrze ci jes

Wiewiórka dobra na wszystko

 No i życie idzie dalej. Nadal czytam na temat artrozy, jeszcze nie zacząłem znowu z nauką chińskiego, jeszcze mi się nie chce wisieć na desce, ale powoli jakoś  przyzwyczajam się do myśli, że mam jakieś schorzenie, które jest w pewnym sensie na stałe. Takie życie. Byłem dzisiaj na spacerze w parku, trochę tam pomedytowałem pod jakimś drzewem iglastym, zobaczyłem ładną dziewczynę z psem, ale także faceta, trochę ode mnie starszego, który też coś kuśtykał. Tyle, że on miał chyba jakiś udar, bo jego prawa ręka wyglądała trochę sztywno. Za to było trochę wiewiórek w tym parku, one mi jakoś humor poprawiają, nie tylko mnie. Ciekawe, wiewiórki ogólnie cieszą się dosyć dużą popularnością. Może im zdjęcie następnym razem zrobię. Pójdę może do jeszcze innego lekarza, dowiem się jak to z operacjami wygląda. Ogólnie to i tak warto pracować nad muskulaturą nóg, bo po pierwsze to dłużej wytrzyma się bez operacji, a po operacji szybciej dojdzie się do siebie. Nawet chciałem iść dzisiaj na basen, al

Ograniczenia i rozciąganie się, artroza

 Nie chce mi się pisać, cały czas czytam o tym biodrze, choć już powoli mniej, bo nic nowego nie znajduję. Kiedyś, jeszcze nie wiem kiedy, czeka mnie operacja. Nowy staw biodrowy, robią tego w Niemczech koło 150.000 rocznie. Póki co, to staram się ćwiczyć, żeby jakoś mięśnie znowu zaktywować i rozciągać się, bo zrobiłem się lebioda w rozciąganiu. We wtorek byłem na ściance, nie na bouldern, bo tego mi lekarz "zabronił", ale na takiej z liną. Tam można się wspinać na urządzeniu do samoubezpieczania. Póki co to jestem grzeczny i wymeldowałem się z bouldern. Uważam, że to na ściance nie jest takie niebezpieczne dla biodra, bo to jednak trochę inksza inkszość niż wygibasy na bouldern. Byłem dzisiaj w parku nad jeziorem, ćwiczyłem tam też trochę i rozciągałem się. W sumie to zajęło mi to koło trzech godzin, ale przynajmniej coś się zmęczyłem. Powoli wraca mi kondycja na rower, bo nie przejmuję się bólem. Jak się ma artrozę, to nie ma co się bólem przejmować, bo od tego jest jeszcz

Skoki nastroju i spokój u dentysty

 Rano budzę się i czuję jak coś siedzi mi na klatce piersiowej, wiadomo, jakaś tam forma smutku, czy innego baździajstwa. Przypomina mi się Blondi, co jakiś czas i coś mi się smutno chyba robi, czy samotnie. Już nie wspomnę o tym biodrze.Wczoraj, czyli w niedzielę, byliśmy całą grupką w skałkach, w lesie. Jechałem z Blondi i jej nowym chłopakiem. To znaczy, jest ona z nim chyba od listopada zeszłego roku. Jakoś dało się wytrzymać, reality check, czyli poprawka na rzeczywistość, czy jak się to tłumaczy. W każdym razie to cały dzień byłem pospinany, w tych skałkach, oprócz momentu, gdy siedliśmy wszyscy w drodze powrotnej na jednej ze skałek, u góry. Jakoś mi było spokojnie, przez moment.  Zameldowałem się na tinderze i mam nadzieję, że nie będzie "mach", czyli tak, że ja tą samą osobę polubię, która mnie polubi. Przeszukałem już wszystkie tu w okolicy, dałem lajki. Widzę kto mnie daje lajki, bo zapłaciłem za to.  W każdym razie, to na wspomnieni Blondi ogrania mnie smutek. - M