Posty

Stabilizacja?

 Możliwe, że zbliża się czas, że postanowię się ustabilizować, mieć kogoś bliskiego, być w jednym miejscu, kupić samochód. Jakoś tego samochodu mi brakuje, oprócz tej bliskiej osoby. To wszystko pewnie spotęgowało się przez parę rzeczy, przez to, że Blondi, moja partnerka od wspinaczki wybrała kogoś innego, przez to, że mam rozwalone biodro i nie mogę się wyżyć biegając, to znaczy, uspokoić i może jeszcze przez to, że trudno jest gdzieś pojechać, choćby do Australii, albo choćby pójść sobie do kafejki z przyjaciółmi. A może po prostu też dojrzewam do czegoś, mniej się boję, a wiem lepiej czego chcę, albo, może czego nie chcę, czyli być samemu? A może bardziej się boję, bo historia z biodrem pokazała mi, że nie jestem ze stali, tylko zaczynam rdzewieć. Skomplikowane, bo kiedyś, latami chciałem się zabić, tak na poważnie. Teraz, ostatnio, też myślę o tym, ale nie tak na serio. Piszę trochę więcej, to znaczy, tą książkę, może tylko godzinę, czy dwie dziennie, ale lepiej niż kiedyś. Myślę,

Śmiejące się myszy

Zamówiłem sobie od razu dwie książki Jordana Petersona. 12 czegoś tam, porada na życie i 12 nowych porad na życie. Nie chodzi mi o same porady, ale on w swoich prelekcjach opisuje niektóre mechanizmy zachowawcze. Ogólnie, to słuchanie jego prelekcji to dla mnie jak wędrówka po różnych krainach. To co mówi nie jest całkiem nowe, ale interesujące jest jego wiązanie różnych wątków, faktów. Opowiada na przykład o tym, że szczury się śmieją, jak się je łaskocze. Problem w tym, że człowiek tego nie słyszy, bo one się śmieją na ultradźwiękach, czyli bardziej pod tony nietoperzy. Interesujące są niektóre rzeczy. Choćby to, że kondor odwiedza gościa, który mu życie uratował i wychował go, jak ten wyleciał z gniazda. Nie tak, żeby kondor u tego gościa mieszkał. Ptak żyje sobie swoim życiem, ale odwiedza go parę razy na miesiąc chyba, czy jakoś tak. Rozpościera skrzydła, a potem tuli się do niego. Zacząłem tą notkę pisać chyba z tydzień tamu i jakoś nie wysłałem. Jest taka metoda robienia trudnyc

Przechodzenie przez ścianę

Idę jutro do ortopedy, spotkanie przedoperacyjne. Nawet nie wiem, czy on mnie będzie operował, czy jakiś praktykant, to mnie dodatkowo stresuje. Układałem sobie jeszcze pytania dzisiaj, po tym, jak pojechałem do sklepu, a potem do parku. Wydrukowałem te pytania, objadłem się sałatą, bo ostatnio jem chyba codziennie sałatę, potem objadłem się chlebem. Jedzenie to dobra ucieczka od myślenia, poza tym, to najczęściej sprawia przyjemność. Małe przyjemności małych ludzi. Z tym, że nie można jeść cały czas, więc kiedyś musiałem skończyć. Wtedy pojawił się niepokój, schowany może do tego czasu w odgłosie poruszanych szczęk. Położyłem się więc na łóżku, bo taki niepokój, czyli po części duszenie się, traktuję jako zmęczenie. Obejrzałem co było do obejrzenia na demotywatorze, potem trochę Jordana Petersona, na temat depresji i tego, co człowiek mógłby ze sobą zrobić. - Cokolwiek nie będziesz robił - powiedział on w pewnym momencie - rób to. - Możliwe, że wylądujesz w jeszcze większym piekle niż

Skoki nastrojów

Byłem wczoraj na rentgenie, to następny krok w stronę operacji, na którą oczywiście mam średnią ochotę. Oczywiście, przyglądam się moim emocjom, które sobie skaczą jak zające na łące. Wczoraj rano beznadzieja, w sumie, to zastanawiałem się, czy bym się zabił, jakby był jakiś przycisk, który by mnie po prostu usunął z tego świata. Myślę, że jakby coś takiego istniało, to ludzie by częściej znikali. Tak, to trochę głupio, powiesić się i potem co. Ktoś kiedyś zauważy, że się nie odzywam i tak dalej. Mało przyjemna perspektywa. Z drugiej strony, jak ktoś ma depresję to trudno mu się gdzieś wybrać, wyjść z domu i wędrować gdzieś, gdzie można by z mostu do zimnej wody wskoczyć. Takie tam rozważania. W każdym razie, wskoczyłem na rower i wyruszyłem w stronę rentgena, do którego miałem ze 40 minut jazdy, pod warunkiem, że mi się droga nie pomiesza. Oczywiście, coś mi się pomieszało i dłużej mi zajęło, ale nie szkodzi. Przyjęli mnie szybko i jeszcze szybciej to zdjęcie zrobili. Nawet mi rentgen

Ma być cieplej

 Ma być cieplej, to może znowu posiedzę na balkonie, pooglądam wiewiórki, o ile przyjdą. Póki co, to sprzątam po gołębiach, bo dobrały się do jedzenia dla sikorek i rozrzucają ziarno, poza tym, to raczej nie brudzą, tyle dobrze.  Wczoraj byłem obejrzeć dach, w mieszkaniu gdzie jest grzyb. Dekarz, bo z nim to oglądałem, powiedział, że dach wygląda w porządku. Więc, lokatorka jest idealna, jak sama twierdzi, ani sąsiad pod spodem, ani nad nią nie ma grzyby, tyle, fakt, to nad nią jest trochę mniejsze. Ten z boku mam coś minimalnie. Nie wiem, co tam pójdę, to mam wrażenie, że ona dobrze nie wietrzy, jakoś tam zawsze duszno. Ostatnio jak byłem, bo coś tam musiałem naprawić, to powiedziałem, żeby otworzyła na oścież, na przestrzał okna, bo mi tam duszno było. Niby otworzyła, ale zaraz zamknęła, bo powiedziała, że boi się, że się przeziębi. Pożyjemy, zobaczymy. Mnie biodro i kolano siekają. Poza tym, to zaczynam trochę lewe biodro czuć. To prawe to mnie nieźle siekało, tym bardziej po spacer

Słońce na balkonie

 Zimno to, ale raczej nocą, będzie z -10, w ciągu dnia tak koło -3 chyba. Dzisiaj było sporo słońca, gdy wyszedłem na balkon to miałem je na twarzy, chyba po raz pierwszy w tym roku na balkonie. Jeszcze nie jest ono na tyle wysoko, żeby mi oświetlało twarz, gdy siedzę na krześle, ale zawsze coś. Póki co to nie czytam książki na balkonie, bo stwierdziłem, że przy temperaturach poniżej zera łatwo dostać zapalenia różnych organów, gdy człek tylko siedzi.  Poćwiczyłem znowu na desce do wiszenia, chwytodeska się to chyba nazywa. Wymyślił ją w sumie Niemiec, to znaczy, takie ćwiczenie. Międzynarodowa nazywa się takie coś "campus board". To dlatego, że była niejako wymyślona w klubie sportowym o nazwie "Campus". Ten człek, Wolfgang Güllich, już w 1988 ćwiczył wiszenie na pojedynczych palcach, a ten "campus board" stworzył po to, żeby móc zrobić jedną drogę w skałkach. Miał lekką obsesję na tym punkcie, jak to jeden z jego kumpli określił. Ja to nawet nie umiem wi

Ślady na śniegu

 Emocje mi skaczą, jak pajacyk zawieszony na gumce pod lusterkiem wstecznym samochodu. Rano, bardzo różnie. Dzisiaj w nocy budziłem się, wszystko było szare i ciemne, może dlatego, że to noc była. Tyle, że rano też tak. Parę dni temu znowu, budzę się pełen energii. Im bardziej się temu przyglądam, tym lepiej widzę, że sporo mam chyba takich przeskoków z przeszłości, na tym polega PTSD. Myślałem, że to inni tak mają, że jakaś trauma im się odzywa, coś tam z przeszłości. Oni słyszą może wybuch bomb, czy coś, mnie po prostu coś ściska splot słoneczny i wszystko staje się szare i bez sensu. Wiem o tym, więc robię moje poranne ćwiczenia, słuchając przy tym muzyki, zawsze tej samej.  Wczoraj chciałem o coś zapytać chirurga, to znaczy, czy to on sam mnie będzie operował. Znalazłem jego adres w sieci. Końcówka była firmowa, więc piszę. Podobnego maila napisałem do innego chirurga i dużej kliniki i ten mi dosyć fajnie odpisał. Napisałem wczoraj dosyć późno, więc nie oczekiwałem odpowiedzi, ale