Posty

Burramoko Ridge, czyli skok nad szczeliną

Obraz
Jakiś czas temu, jak jeszcze mieszkałem parę dni w mieścinie obok, wybrałem się na dłuższy spacer w pobliskie skałki. To była dłuższa droga, ale w końcu dotarłem do nich, zanurzonych we mgle. Posiedziałem trochę i już chciałem wracać, bo widok był taki sobie, mgła jak mgła, ale przyplątały się dwie młode kobiety. Jakoś się z nimi zgadałem, jak to ja, tym bardziej że chciałem wiedzieć, czy da się dalej przejść, do następnych skałek, które zaczynało być widać, bo wiatr trochę mgłę rozwiał. One nie wiedziały, bo same z dużego miasta, Sydney, ale po chwili zastanowienia doszliśmy do wniosku, że jest tam chyba jakaś taka mało widoczna ścieżka, którą się może da dotrzeć do tych skałek widocznych we mgle. Poszedłem więc parę metrów na próbę i zawołałem do nich, że da się iść. Długo nie trzeba było ich namawiać, więc dalej poszliśmy razem. Było trochę stromo na początku, ale dało się przebrnąć. Po prostu wysokie stopnie i trochę ślisko. Po parunastu minutach doszliśmy do wierzchołków skał. Dz

Cel życia?

Obraz
 Pracuję teraz nad celami i motywacją. Rano budzę się oczywiście najczęściej w szarości moich myśli, ale potem rozpogadzają się one. Dzisiaj musiałem szukać gazownika, do przeglądu piecyka. W sumie, to co w tym stresującego? U mnie myśl o tym powodowała ściskanie w splocie słonecznym, może dlatego, że boję się popełnić jakiś błąd, może dlatego, że mieszkanie to kojarzy mi się ze stresem? W każdym razie to postanowiłem zająć się tym przez 20 minut, i coś tam wykombinowałem, co spowodowało zmianę nastroju, można by powiedzieć, że diametralną. Nie chodzi nawet o to, że mnie ten gazownik stresował, czy stresuje, ale ogólnie, wszystkie problemy zaczynają urastać do wysokości gór, powiedzmy sobie Alp. Siedzę sobie w kafejce z widokiem na te góry tutaj. Jestem tu już stałym klientem, bo łatwiej mi się tu zabrać za pisanie.  Aha, co w sumie chciałem napisać. Moim celem jest w tym momencie skończenie pisania książki, albo przynajmniej praca nad nią i znalezienie jakiejś partnerki. Co do pierwsz

Z kafejki

Obraz
 Coś mnie już dawno tu nie było, ale tak to jest, jak człek w podróży. Miałem dotrzeć do Brisbane, wylądowałem w górach. Póki co, to mi akurat zimno, bo siedzę na zewnątrz w kafejce, już od ponad godziny, ale pewnie się zbiorę i wrzucę parę zdjęć. Nie wiem, coś mi się te zdjęcia z komórki nie ładują na serwer. Teraz jak otworzyłem, to coś tam się zaczęło, mimo że nie jestem na wifi.  

Podróże?

 Duszę się trochę, z rana, czyli normalka. Jadę do tej Australii, choć mi się nie chce, ale jadę dla zasady, żeby przesuwać moją granicę lęku. A może będzie fajnie, zobaczymy. Póki co, to wyląduję najpierw w Sydney, bo do QLD mnie nie wpuszczą. To znaczy, jakbym tam poleciał, z Sydney, to musiałbym do hotelu na państwową kwarantannę na 2 tygodnie. To wolę się poszlajać po Sydney i zobaczyć, czy potem będę mógł normalnie wjechać. W sumie, to chciałbym już być z powrotem i tutaj sobie jakoś życie poukładać, bo tak żyję już od lat na walizkach. Byłem wczoraj na ściance, czyli na bouldering. Powoli coś tam lepiej idzie. Jakbym poszedł na ściankę z liną, to bym pewnie poznał więcej dziewczyn. Wczoraj gadałem z jedną znajomą, X, która mówi, że woli samochodem jeździć. Nie mam samochodu, więc nie chce mi się na ściankę z liną, bo to prawie pół godziny rowerem, więc jak wrócę, to kupię sobie samochód, bo mi tego brakuje. Idę jutro na test PCR, jak wyjdzie pozytywny, to i tak nigdzie nie pojadę

Zamieszanie, czyli normalka

 U mnie w głowie zamieszanie, ale tak to już jest i tak pewnie pozostanie. Staram się tym za bardzo nie przejmować, ale robić swoje, choćby pisać codziennie  pamiętnik. Z tym ostatnim to mi coraz lepiej idzie, kiedyś się tym bardziej stresowałem. Za to pisanie książki nie posuwa się specjalnie do przodu, zastanawiam się dlaczego. Robota mi się w piątek skończyła, no i dobrze, bo mnie trochę wykończyła psychicznie, bo pewne rzeczy musiały być na termin skończone, a ten, który się na tym najlepiej znał poszedł na chemioterapię. Oczywiście, chcieli by żebym tam na stałe pracował, albo przez inną firmę, ale póki co to się wybieram do tej Australii, pewnie na jakiś miesiąc, dwa, z czego prawdopodobnie 2 tygodnie spędzę na kwarantannie. Już nie wspomnę o prawie 3 dniach lotu, bo do Brisbane, gdzie się wybieram, póki co to nic bezpośrednio nie lata, choćby dlatego, że tam obowiązuje kwarantanna, to nikomu z zagranicy się tam nie kwapi. Dlatego też pewnie żadna linia lotnicza nie ma w tym inte

Tu czy tam

 W sumie, to nie wiem po co jadą do tej Australii, przyjaciół zobaczyć, popatrzeć na pytony w lesie i różnego rodzaju papugi w parku. Możliwe, że będę się włóczył przez 2 tygodnie gdzieś w okolicach Sydney, bo w QLD ciągle obowiązuje kwarantanna, jak się przyleci z zagranicy. To zamiast siedzieć w hotelu, za który sam muszę płacić, bez możliwości opuszczenia go, wolę się powłóczyć po kafejkach, a może wybiorę się w góry Blue Mountains. To wszystko powoduje u mnie stres, bo w sumie, to sam chyba nie wiem czego chcę, co nie jest niczym nowym. Czuję się samotny, zostałbym tutaj, ale z drugiej strony coś mnie ciągnie precz. Niby jadę tam też, żeby nie stracić tej wizy. Tak to jest, jak człowiek ma namieszane w głowie.

Bilety i mentalności

Jak to się szybko niektóre rzeczy zmieniają. NSW, to ten stan, gdzie Sydney leży, zniósł kwarantannę, w piątek. O ile psim swędem dostałem bilet przez London, do którego musiałem osobno lecieć, potem 23 godziny bezpośredni lot do Sydney, z krótką przerwą w Darwin, tak teraz jest biletów jak grzybów po deszczu. Wprawdzie nie do Brisbane, gdzie się wybieram, ale mogę lecieć prze Dubai, zawszeć to tylko 6 godzin i potem jakichś 13, czy coś koło tego. Na tą okazję kupiłem sobie droższe siedzenia, takie, że mogę nogi wyciągnąć i nie muszę nikomu po nogach chodzić, jak chcę do toalety.  Tak, że mam bilet przez Dubai. Tamten z Londynu muszę skasować. Jak będę miał szczęście, to może dorzucą jeszcze lotów i pojadę od razu do Brisbane, bez nocki w Sydney, na którą się w tym momencie zapowiada. Póki co, to czeka na mnie 14 dni kwarantanny w QLD (Queensland), gdzie Brisbane leży. Tyle, że myślę, że pod presją może ichniejszy rząd stanowy się podda i nie będzie kwarantanny. QLD żyje z turystyki, a