Posty

Wyświetlam posty z etykietą Bez kategorii

Zmęczenie, prawdziwe, czy nie

Jednak pobyt na korcie mi pomaga. Tak po prostu odbijam sobie o ścianę, trochę ćwiczę kroki, przy okazji uczę się słówek. Potem kawa w kafejce. Da się żyć. Wiem, że trudno mi się czasami na ten kort wybrać. Jak zwykle, jestem wtedy zmęczony, padam na pysk. Siadam pod jakimś pozorem wygodnie na łóżku, czy kanapie i najchętniej bym nie wstał. Ale wiem, że jeśli tak zrobię, to i tak nie odpocznę, nawet mnie to może jeszcze bardziej zmęczyć. To raczej ucieczka przed robieniem czegokolwiek. Tak to jest zakodowane w mojej głowie i czasami się to włącza. Reakcje i emocje nie są przylutowane na stałe, czy przymocowane, jak druty wysokiego napięcie do słupów, czy kable w komputerze, czy choćby ścieżki mikroprocesorów. Poza tym, to czym są właściwie emocje, albo, po co one istnieją? Ich obecność można sobie wytłumaczyć tym, że mają one nam pomóc w podejmowaniu pewnych decyzji, czasami dotyczących choćby naszego przetrwania. Gdy jakiś kawałek jedzenia nieprzyjemnie pachnie, czy wygląda, tak, że c

Trochę tygrysa

https://www.youtube.com/watch?v=egWbhNXuGAE Słucham sobie tej piosenki, lubię ten tekst: Since you left me I have lost my gentleness Await in this endless snowy mountain road hearing the freezing wind whistling Watch the boundless country view letting the wind cut my face like a knife Mam wtedy przed oczami ośnieżone góry, z długą białą drogą i podoba mi się "pozwalam by zimny wiatr jak nóż ciął mnie w twarz". Kojarzy mi się to z północnymi krajami. Ale nie o tym chciałem pisać. Bardziej o przechytrzaniu mojego mózgu. Gdy gram w paletki i przegrywam, bo wcale nie potrafię robić rzeczy, które oczekuję od samego siebie, to czuję frustrację, smutek, przychodzą myśli "to nie ma sensu, po co to robię". Wiem, że gdy mam takie myśli, to warto je po prostu olać. Nauczyłem się, albo przynajmniej uczę się, nie ulegać im, gdy mnie łapią w momencie, gdy nie czas na nie. Mam zasadę, żeby próbować nie zastanawiać się nad sensem tego co robię, gdy sobie postanowiłem, że to robię,

Dopaminie się coś miesza

Dzisiaj tu znowu słońce, choć wiatr i chłodno. Byłem coś potrenować z A i 2xR. Byłem jakiś połamany, na hali zimno, czy coś, nic nie wychodziło. Znaczy, z A przegrałem, bo robimy sobie ćwiczenia na punkty, ona, choć dziewczyna, to w niektórych ćwiczeniach wygrywa, takich na pół kortu. Potem z A, jej mężem i 2xR, czyli dwoma Hindusami na jakimś obiedzie. Jakiś smutek mnie w czasie powrotu do domu ogarnął. Może dlatego, że zamiast na kawę, to A pojechała z mężem do domu, bo on chciał finały zawodów w paletki oglądać. -- Co z tego, że smutek -- pomyślałem sobie -- pewnie znowu się jakimś dopaminom coś miesza. Rano miałem nawet dobry humor. Może to niewyspanie, czy skoki pogody, kto to wie, ale, próbuję robić swoje.

Tak sobie

Jakiś trochę dziwny jestem. Ale byłem w kafejce, to mi zawsze dobrze robi, potem na paletkach potrenować. To też mi przeważnie dobrze robi, popatrzeć trochę na to co jest  w pobliżu ;)

Upadek na pysk i wstawanie.

Upadek na pysk. Słucham akurat "its amazing". Trochę przypadkowo tego słucham, po prostu mam to na liście której słucham. Wczoraj na zawodach nie weszliśmy do półfinału. Trochę z mojej winy. W ostatniej grze jednym z przeciwników był facet, który miał coś z nogą, trochę inwalida. Więc go oszczędzałem, przynajmniej na początku. I przegraliśmy jednym punktem. W czasie gry próbowałem się przestawić, mówiąc sobie "wyobraź sobie, że jest gruby, to byś go nie oszczędzał". Trochę to zadziałało. W sumie, to byłem zły na koniec. Nie lubię grać przeciwko komuś, kto ma kontuzję, albo coś takiego, bo boję się, że coś sobie zrobi. Człowiek się uczy. Następnym razem nie ma litości. Jak ktoś idzie na zawody, to musi się z tym liczyć, że przegra. Koniec, kropka. Szkoda, bo była by większa satysfakcja i wygrałbym skarpetki, może. Popatrzyłem na to, jak grają ludzie w mojej kategorii. Doszedłem do wniosku, że nie chcę tak grać. Wolę pracować nad moją techniką, wolę ładną, estetyczną

Upadki i rzeczywistość

Wczoraj grałem trzy gry pojedyncze, pod nasz trener jest chory, mamy trenera, od dwóch miesięcy, ale nabawił się ciężkiej kontuzji, dodam od razu, że nie przez nas. Grał w piłkę nożną. W każdym razie, to większość przegrałem, padałem potem na pysk, bo już po pierwszym gościu byłem zmęczony. Kiedyś bym się bardziej frustrował, że przegrałem. Teraz zauważyłem, że mam większą kontrolę nad tym jak biegam. Normalnie, to się oczywiście stresuję, gdy gram na punkty. Coś w mojej głowie mówi - o jej, teraz trzeba się pokazać - nie wiem co tam jeszcze się dzieje, ale robię się sztywny, zarówno w moich ruchach, jak i w głowie. Teraz miałem dużo lepszą kontrolę. Na pewno przyczynił się do tego trening który sobie sam robię. Kiedyś myślałem, że mam zwolniony refleks, w ogóle, to po prostu coś w mojej głowie, że nie jestem w stanie pewnych rzeczy na boisku zrobić. Nagle okazuje się, że w pewnych rzeczach się poprawiłem. To oczywiste, jak się trenuje, to się coś poprawia. Wszystko to też oczywiście,

Walka z ludźmi

Wkurza mnie moja lokatorka w Niemczech. Mam tam małe mieszkanie. Było ogrzewanie elektryczne, to ona była bardzo nieszczęśliwa, bo tyle kosztuje, nie umiała go też chyba za bardzo obsługiwać. Dałem założyć ogrzewanie gazowe, bo i tak to chciałem zrobić, też jest nieszczęśliwa. Pojawił się grzyb w rogach, jedna ściana w kuchni podobno morka. Tą ścianę to nawet zarządca potwierdził, tyle, że zimą tam nie mogą nic zrobić. Trzeba było remontować łazienkę, bo wymieniali rury w całym bloku, to było od początku wiadomo. Jest teraz nowa łazienka, nowe kafelki, wszystko, choć sedes podobno nie pasuje, za mały czy coś. Na czas remontu przez miesiąc nie musiała płacić czynszu, ze względu na hałas i takie, nie było przez jakiś czas wody, kurz i dym. Dobra, normalka. Pisze mi jakiś czas temu, że inni, to mieli obniżony czynsz, a dlaczego ona nie? Napisałem jej, że ona przez miesiąc nie musiała płacić. Zapytałem ile to inni mieli obniżone i na jaki czas? Nie odpowiedziała. Do dzisiaj nie zapłaciła k

Wata w głowie

Czasami mam wrażenie, że mam watę w głowie, trudniej mi się myśli. Poza tym, to trudniej mi się czyta, tak, jakby ciśnienie w oczach wzrastało. Wrzuciłem sobie w googla "wata w głowie", po niemiecku i wyskoczyło mi parę forum, na których ludzie mają ten sam problem. Zbyt duża ilość informacji, stres, czy jakiś impuls, powodują, że człowiek zaczyny mieć problemy z normalnym myśleniem, wiele rzeczy jest jakby spowolnionych. Podobnie z widzeniem, które się pogarsza. Ludzie piszą, że wtedy najczęściej uciekają na jakiś czas, na 15 minut od świata, idą do toalety, zamykają oczy, aż to przejdzie. Teraz też jestem jakoś zestresowany, czasami nie wiem, skąd się to bierze. Może też dlatego, że moja noga jeszcze trochę rozwalona? Czuję się wtedy cały pospinany, oczy mnie prawie, że kłują, częściej się mylę przy pisaniu. Z tym, że teraz wiem, że mi to przejdzie, muszę głębiej oddychać, starać się rozluźnić, wtedy amygdala przestaje mnie wrzucać w stan stresu. Na tą "watę w głowie&q

Owinięta tapem stopa

Byliśmy dzisiaj na łódce. Katamaran, niby, to był. To znaczy, nawet podnieśli mu przedni żagiel, ale na miejsce koło wysepki dopłynęliśmy na silniku. Wszystko było pięknie i dobrze, trochę prób na desce, na której się stoi i wiosłuje. Spróbowałem raz, nie wpadłem do wody, więc zostawiłem to innym, bo ludzie się rwali do tego, dzieciska też były. Na brzeg dopłynęliśmy pontonem, na małym silniku, może z 50 metrów było, choć trochę prądu, bo przypływ był. Jak mieliśmy wracać, to chciałem zrobić jak Japończyk, który z nami był i popłynąć do łódki. Na ostatnim kroku, gdy już się chciałem położyć na wodę nadepnąłem na coś szpiczastego. Już nie pamiętam co sobie pomyślałem, ale miałem wrażenie, że sobie trochę stopę nadciąłem. Rzeczywiście, trochę z niej kapało, ale popłynąłem do łódki. Tam kapitan, jego zastępca i jeszcze jeden facet po kolei obejrzeli moją stopę. To znaczy, w odwrotnej kolejności. Wszyscy stwierdzili, że nie trzeba szyć. Pomoczyłem wodę w tej mało przezroczystej wodzie. Naw

Nie chce mi się

Ostatnio coś nawet robię, ale nie chce mi się tu coś nic pisać, nie wiem dlaczego.

Miły deszcz.

Pochmurnie się zrobiło. Nawet pada. Z tego wszystkiego otworzyłem drzwi na przestrzał, balkonowe i wejściowe. Przedtem było ok 35C, to siedziałem z wentylatorem przed nosem, bez koszulki. Przedwczoraj byłem na basenie z AM, kumpelką z paletek, zamężną z dobrym kumplem z paletek. Idziemy dzisiaj razem poćwiczyć, w trójkę, bo halę znowu otwarto. W każdym razie AM chce się lepiej nauczyć pływać, żeby móc iść z chłopakiem, autystycznym, którym się czasami opiekuje, móc iść na basen. Wczoraj też byliśmy na basenie. Siedzieliśmy w wodzie 4 godziny. AM, jak dziecko, w sumie, to by nie wyszła, jakbym jej nie powiedział, że idziemy. Trzeba jej przyznać, że zacięta jest. Jak wracaliśmy, to na przedostatnim skrzyżowaniu, na światłach, stał przed nami S, mąż AM. Przypadki chodzą po ludziach. – Mam mu pomigać? – zapytałem AM. – Nie, jak nie ma potrzeby – odpowiedziała. – Wysadzić Cię tutaj? – zapytałem głupio, wskazując na pobliski parking. – Nie, coś ty – zaśmiała się. – Teraz będziesz miał kłopot

Wąż pod lodówką

Wyczytałem we wiadomościach, że komuś tam brązowy wąż zamieszkał w przestrzeni pod lodówką, w domku letniskowym. eastern brown snake ( Pseudonaja textilis ), czyli drugi pod względem jadowitości wąż. To w sumie zdarza się. Ciekawe było wideo, na którym łapacz węży przychodzi do tego domu. - Odsuńta się Państwo trochę z tą kamerą - mówi ten łapacz. Więc właściciele poleźli z kamerą, pewnie komórką, za stół w drugim kącie kuchni. - Tylko nie krzycz - słychać jeszcze, jak filmujący mówi, pewnie do żony. Łapacz odsuwa tą lodówkę, zagląda za nią, a potem gołymi rękami wyjmuje tego wijącego się gada, trzymając go za ogon. Wąż się miota trochę, facet opowiada coś tam, jakby siedział przy kawie w kafejce, równocześnie starając się go włożyć do worka, leżącego na podłodze. Dodam dla przypomnienia, pod względem jadowitości drugiego, lądowego węża. - Jezu, niech Pan go tylko nie upuści - słychać głos kobiety, która parę razy dzielnie coś tam tylko zduszenie wykrzyknęła. Nie upuścił. Zapakował do

Pies

Z dzieciństwa. Biję naszego psa, Boja, biję go patykiem, bo nie chce wracać do kojca. On szczerzy na mnie zęby. Robię tak, jak mój Stary robi, uczę go posłuszeństwa. Może go nawet kopnę, aż zadudni? Nie wiem. W mojej głowie wyobrażenie i rzeczywistość mieszają się. Widzę jak stary zmiotkiem leje jednego z psów, bo mieliśmy parę, nie na raz, ale pod rząd. żaden nie pożył u nas nawet 10, czy 12 lat, więc co jakiś czas był nowy. Za tym bitym zmiotkiem psem chyba nie przepadałem. Nawet nie wiem, co się z nim stało. To była suczka, miała młode. Coś ją przejechało? Stary gdzieś ją oddał? Nie wiem. Jakbym miał dziurę we wspomnieniach. Mam wrażenie, że mam wiele takich dziur. Moja pamięć jest jak ser szwajcarski. Wydaje mi się, że pamiętam, ale jak przez mgłę. Na koniec, to nie wiem. Gram coś mamie i babci na gitarze. – Musisz się uśmiechać, jak grasz – mówi babcia. Co za głupia pi.da. Tak jakbym miał wiele do śmiechu. Tak, jakby oni nie wiedzieli, jak się czuję. Fakt, oni są dorośli i stary i

Nowy Rok

Szczęśliwego, zdrowego i pogodnego Nowego Roku !!! życzę Wszystkim, którzy czasami na tego bloga zaglądają :) Wiem, Nowy Rok zaczął się już parę dni temu, ale czasami mam spóźniony refleks ;)

Lepsze momenty

Czasami się zastanawiam, jak to jest, budzić się bez lęku, bez wiecznego zastanawiania, co będzie dalej, a potem tak przeżyć cały dzień. Dzisiaj siedziałem sobie w kafejce i pomyślałem, że pójdę do sklepu, aldi, żeby kupić parę rzeczy. Zapisałem sobie to. Czasami sobie takie coś zapiszę, ale "coś" mi przeszkodzi w realizowaniu tego. Dla kogoś to może śmieszne, bo jak można odczuwać lęk przed pójściem do sklepu? Ano, można. Więc poszedłem i było spoko. Był okres, że miałem takie jakieś niskie ciśnienie, czy coś, że bałem się, że stracę przytomność, mimo, że przedtem kawę wypiłem. Nigdy nie straciłem. W sumie, to w tym momencie mi przyszło do głowy, że może to też był lęk. Teraz, przed chwilą, postanowiłem zadzwonić do ubezpieczenia. Kumpel w Niemczech miał oddać mój samochód na złom. Nie zgłasza się on od dłuższego czasu, więc już myślałem, że będę samochód musiał zgłosić jako skradziony. Bo jak coś z tym samochodem nie tak, ktoś nim jeździ i spowoduje wypadek? Zadzwoniłem. Na

Stado owiec

Tak sobie czytam niemiecką gazetę internetową, taka ucieczka od tego, co mam robić. Piszę tam komentarze w forum, przeważnie na temat tak zwanych uciekinierów. Tak się zastanawiam, czy ci ludzie są naprawdę tak psychicznie ograniczeni, czy może tak kierowani przez emocje. Wiem, że ta gazeta nie należy do brukowców i jest uznawana w Niemczech jako gazeta na poziomie. Ale z częścią ludzi nie da się podyskutować. Dla części z nich istnieje tylko "mamy obowiązek pomóc uchodźcom", powtarzane w kółko, w różnym kontekście. Merkel, czyli szefowa Niemiec, powiedział po raz któryś, że "nie ma granicy na liczbę przyjmowanych uchodźców" (keine Obergrenze). To przyjmują ludzi, z Syrii, z obozów wkoło Syrii, z krajów afrykańskich. Są artykuły, że za 1000 EUR można kupić paszport syryjski, w Grecji. 75% tych "uchodźców" to młodzi mężczyźni. Im się pomaga. A co z chorymi, dziećmi, kobietami, w tych obozach wkoło Syrii? Tym obcięto finansowanie, bo mniej ludzi się tym inte

Wyspany

Dzisiaj nawet lepiej się czuję. Palec dalej spuchnięty, co mnie trochę wkurza, ale, co na to poradzę, trzeba mi było od razu przerwę zrobić, jak sobie go uszkodziłem, a nie czekać 5 tygodni. Poszedłem na siłownię. Biegałem najpierw przez 35 minut. Ustawiłem sobie tempo mniej więcej jak ostatnim razem, tak, że nie dałem rady przebiec bez zatrzymywania. Normalnie, gdy biegam na zewnątrz, to nie muszę się zatrzymywać, po prostu zwalniam. Tutaj nie chciałem zwolnić, wolałem biec aż do momentu, gdy coś w mojej głowie powie "dosyć". Interesujące jak to działa, że człowiek się "musi" zatrzymać. Pewnie gdybym miał więcej motywacji, to bym się nie zatrzymał. W każdym razie będę to ćwiczył dalej, pewnie za jakiś czas nie będę się musiał zatrzymać, znając życie. Potem poćwiczyłem trochą na barki i poszedłem ćwiczyć bieganie do paletek. Chyba mi coraz lepiej wychodzi. Mam wrażenie, że płynniej. Czy ma to jakieś znaczenie? Pewnie nie takie wielkie, po prostu projektuję na życie

Stado pawianów

W Paryżu jacyś terroryści rozwalili ze 160 osób. Cały świat się tym przejmuje, to znaczy, zachodni. Jak rozwalili dwa samoloty, ten na Ukrainie, i ten ruski ostatnio, to mało kto się tym przejął. A tak, to masowa histeria. Na niemieckich stronach ciągle można spotkać komentarze, że to zachód temu winny, bo ich bombarduje, albo religia. Wiadomo, bombardują ich ze względu na ropę naftową.Ale oni sami sobie głowy rozwalają, o demokracji, czy wykształceniu nawet nie wspomnę. Wydają chyba tylko ze 100 książek rocznie, z literatury pięknej. Po co im to, jak wiadomo, mają swój koran. Oświecenie, tyle, że nie z żarówką, ale pochodnią. Ale komórki tam używają, mimo, że w koranie o tym nic nie ma. Jakby nie było ropy, to by ich już dawno olali, jak to się dzieje większością państw na przykład w Afryce. W Ruandzie wyrżnęło się z 500 tysięcy, to nikt nawet palcem w bucie nie ruszył. To cało UN to spieprzało, aż się za nimi kurzyło . Oczywiście, przesadzam, bo UN ewakuowało się samolotami, więc spe

Kawa. Raz lepiej, raz gorzej.

Budzę się do niczego, za wcześnie, bo już o 5.30, czy coś koło tego. Boję się spóźnić na zawody. Ostatnio przyjechałem później, bo się dopiero w ostatnim momencie zorientowałem, że w zupełnie inne miejsce mam jechać. Ogólnie, to budzę się bez budzika. Ma to zalety. Wada jest taka, że przeważnie budzę się dużo za wcześnie. Nie chcę się spóźnić, bo mam rakietki dzieciaków. Tym razem to 9 klasa, coś jak pierwsza klasa liceum w Polsce. Dzieciaki z prywatnej chrześcijańskiej szkoły. Szkoła bardzo ładna, z dużym audytorium, z organami, basenem, 50 m. Ale, budzę się, wszystko do niczego. Napiłem się kawy, zjadłem jakiejś jajecznicy, wymieniłem parę tekstów z A i świat od razu jest jakiś inny, bardziej pozytywny. Z czystego masochizmu chyba czytam wiadomości z Niemiec. Tam masakra z uchodźcami, czyli w dużej mierze emigrantami ekonomicznymi. Ale nie wolno ich tak nazywać. Gdy ktoś coś takiego na jakimś forum powie, to rzuca się na niego wataha i wyzywa go od faszystów. Niemcy chyba nie potrafi

Nigdy się nie poddawaj.

Pustka w głowie i w sercu. Jestem jak w metalowej beczce. Zrobię sobie znowu rozpuszczalnej kawy. Potem parę słówek. O dziwo, mam wrażenie, że więcej zaczynam rozumieć, jak oglądam ten mój prosty serial do Chińskiego. Też więcej staram się powiedzieć, nauczyłem się paru zdań, parę jakoś tam sklecę. Jak na przykład "Nie szukaj wymówek", "不要找借口". Wczoraj na paletkach nawet jakoś szło, raz lepiej, raz gorzej, ale to tylko forma nadania dniu rytmu, ucieczki. Chciałbym mieć spokój w sobie, może kogoś, do kogo bym się mógł rano przytulić. Niepokój jest w mojej głowie, bo nic mi nie zagraża. Po prostu walczyć dalej, z pustką i wewnętrznym chłodem. Z niepokojem, który mnie tak często dusi i z bezsilnością. 决不退让。Nigdy się nie poddawaj.