Posty

Wyświetlam posty z etykietą ścianka

Moje mysie dziury, gra na własnych emocjach

Wczoraj byłem na paletkach. Przyszła X i graliśmy parę meczy. Byłem zły, że przegraliśmy z AiK. Gdy gram z X, jestem pospinany. Podoba mi się ona, choć wiem, że ma chłopaka i jest dużo za młoda. Ale co z tego, gdy coś w moich emocjach nie zwraca na to uwagi. W sumie, to mogłem więcej z nią porozmawiać, tak normalnie, w przerwach między grami, ale gadałem chyba tylko o badmintonie, bez sensu, a może z sensem. Nawet nie wiem, czy ona chętnie ze mną gra, bo trudno mi ją wyczuć. Myślę, że trochę lubi grać i tyle. Ani mniej, ani więcej, ale mój mózg, moje emocje szukają w niej oczywiście dziewczyny, uczuć i emocji. Napisałem potem maila do niej, że lubię z nią grać, ale nie wiem, czy ona lubi, bo nie wiem, co ona myśli. Nie wiem, czy ten mail miał sens, ale miałem ochotę go napisać. Uczucia do kogoś jak X, czy C (ze ścianki), to trochę jak chodzenie po krawędzi grani, w skalistych górach. Gdy człowiek się poślizgnie, to może kawałek polecieć. Z drugiej strony może mnie to trochę z tego mara

Walczę, dla zasady, bo wolę walczyć, niż tylko uciekać.

Zastanawiam się czasami jak czują się ludzie, którzy nie czują tego niepokoju, codziennie. W sumie, to przyzwyczaiłem się trochę do niepokoju, ale lęki mnie trochę denerwują. Dużo energii kosztuje mnie wychodzenie z dołka, przerywanie tych niewidocznych więzów, na jakiś czas. Potem splatają się one znowu, ściskają mi klatkę piersiową, paraliżują ruchy, jak niewidoczna meduza, taka z Australii. Pewnie, nauczyłem się unikać niektórych sytuacji, w niektórych jest mi łatwiej, jak choćby zrobienie paru papierkowych rzeczy w domu przy biurku. Na paletkach jest V. Pewnie jej się trochę podobam, nie wiem, trudno wyczuć. W sobotę poszła w sumie sama coś zjeść po paletkach. Mnie się nie chciało. Ona mnie jakoś męczy, może dlatego, że mam wrażenie, że nie jest do końca szczera. Jakoś tak dziwnie. Byliśmy z grupką ludzie na zawodach, to znaczy, popatrzeć. V też pojechała z nami. W sumie, to nie wiem, dlaczego o tym piszę. Mam znowu więcej ochoty uczyć się Chińskiego. Nie, żebym to naprawdę robił,

Iść dalej

Coś się znowu trochę duszę dzisiaj. Trudno mi się na pracy skoncentrować, to znaczy, obijam się, ale trudno mi się też na obijaniu skoncentrować. Denerwuje mnie ten bałagan tutaj, no i moje lęki. Kolano mnie trochę boli, dlatego nie poszedłem wczoraj na ten fajny trening drużynowy. Idę dzisiaj pograć z tymi hobbystami, może coś tam potrenuję. Kumplowi, którego zastępuję na paletkach, wstawili płytkę ceramiczną, bo mu się dysk lekko poluzował. Inny przyszedł, po operacji obojczyka i na spotkaniu grupy powiedział między innymi, żeby się życiem cieszyć, a nie tylko pracą. Jego mały dzieciak zrobił trzy koziołki ze schodów i choć nic mu się nie stało, to K doszedł pewnie do wniosku, że życie może być czasami krótsze, niż człek się tego spodziewał. To znaczy, K naderwał sobie przy tym wiązadła przy obojczyku. Wczoraj wiało tu, niektóre pociągi stały. Musiałem wysiąść wcześniej, bo mój wcale nie jeździł, więc jechałem innym. Wysiadłem koło sklepu sportowego, do którego się od miesięcy wybier

Darmozjady

Coś w mojej głowie myśli czasami o NB (narkotyk-B), może dlatego, że to ostatnia dziewczyna, do której się silnie przywiązałem, to znaczy, moje wewnętrzne dziecko. Siedzę i czuję niepokój. Coś mi lekko ściska skronie, czy może głowę. Lekki ciężar na płucach, muszę świadomie głębiej oddychać. Ramiona jakby lekko nie moje. Może to za dużo kawy, ale bez kawy trudno mi czasami wytrzymać. Obserwuję, jak czasami uciekam. Jak wczoraj. Nie pomagała ani herbata, ani mocne espresso, zrobione na palniku, w małej maszynce. Mimo tego zmęczenia siadłem do komputera i porobiłem parę papierkowych rzeczy. Gdy już siadłem i zacząłem coś robić, to zmęczenie zniknęło. Poza tym, to przyszła JK, czyli Japonka, którą uczę trochę gry na gitarze. Przyniosła wypasione ciastka. Pouczyłem ją trochę na gitarze, zrobiłem zupę, miso, pooglądaliśmy trochę grę podwójną Japonek i poszliśmy na koniec na spacer. JK jest zazdrosna o M, które czasami kręci się koło AP, czyli A z paletek. Nie przyznaje się do tego, ale wych

Uczyć się walczyć i żyć

Wczoraj byłem się wspinać z ładną dziewczyną, którą znam od lat. Potem nie czułem smutku, raczej trochę złości, bo w sumie, to mi godzina nie pasowała i musiałem linę tachać, chociaż ona była samochodem. W sumie, to byłem zadowolony, że nie czułem tego głębokiego smutku, który często się pojawia, gdy spotykam jakąś dziewczynę, która jest w pewnym sensie nieosiągalna. Ale, nawet nie wiem, czy bym chciał być bliżej tej C. Może dlatego nie było tego smutku, a może po prostu coś się we mnie zmienia? Staram się mieć dużo kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, czyli emocjami z przeszłości, które codziennie wychodzą. Myślę, że wychodziły one też kiedyś, ale o tym nie wiedziałem. "Kiedyś", to byłem prawie cały czas nieszczęśliwie zakochany. To była w sumie wygodna forma ucieczki od problemów. "Bo gdyby...". Wiem, że nie tylko ja tak robię. Część ludzi czepia się kurczowo przeszłości, marząc o miłościach, które były, część czegoś innego. W sumie, miłość, czy zakochanie, to też fo

Walka z wyuczonym.

Jestem trochę zmęczony i rozdrażniony. Niepotrzebnie napiłem się mocnej herbaty około ósmej wieczorem. Obudziłem się potem na chwilę w nocy, a potem o piątej nad ranem. Wczoraj nie zrobiłem nic. To znaczy, byłem się wspinać. Moja partnerka, bardzo ładna blondynka. Miło się było do niej na chwilę przytulić, gdy siedzieliśmy na niskim murku, przed ścianką. Idziemy się wspinać we wtorek, trochę późno, bo o 19, ale, czego się nie robi, jak się nie ma nikogo innego do wspinania się. Walczę z moimi wyuczonymi zachowaniami. Coś mnie trzyma i dusi, gdy tylko pomyślę o niektórych rzeczach, które miałbym zrobić. Każdy dzień to jakaś tam walka. Czasami sobie odpuszczam, czasami nie. Czasami pewnie rzeczy muszę zrobić, bo nie da ich się odwlec. I jak zwykle, gdy się do czegoś zasiądzie, to zrobienie tego kosztuje mniej wysiłku, niż uciekanie przed tym. Chyba prawie każdy to zna. Walka ze zmęczeniem i z bezsensem robienia pewnych rzeczy. Ale co, gdy będę jeszcze z trzydzieści lat żył? Kiedyś moje ż

W sumie, to nic nowego

Ta strona blogowa staje się coraz bardziej "nowoczesna", czyli zaśmiecona kolorowymi poruszającymi się zdjęciami i obrazkami. Tak, jakby człowiek miał szansę to wszystko na raz objąć, a przynajmniej ja. Raczej specjalizuję się w szybkim przechodzeniu na konkretne linki, które potrzebuję. Dobrze, że tu mi nie miga coś cały czas. Jakiś czas temu była moda na flash, wtedy wszystko było jak filmik, nie wiadomo było, co gdzie i jak, ale filmik jako "intro" i dużo, dużo animacji. Ale, tak to jest z modą, nie szukaj logiki. Czasami ludzie noszą super modne "rurki", teraz spodnie z krokiem na wysokości kolan, czasami nawet dziewczyny. Wygląda to super seksy. Przypominają mi się wtedy czasami żule, takie spod spożywczego, albo z parku. Ale wiadomo, idąc za modą pokazuje się, że jest się osobnikiem socjalnie dopasowanym i zdrowym, czyli dobrym do prokreacji, przynajmniej teoretycznie. Nieźle też wyglądają ludzie w spodniach z dresu, nie z tych poliestrowych dresów,

Czekanie na cud

Kiedyś czekałem, aż coś się wydarzy. Coś, co spowoduje, że będzie mi lepiej. Może jakaś dziewczyna, prawdziwa miłość, ale taka przez duże M. A może coś innego miało się zdarzyć, może miało się okazać, że jestem z innej planety, że przylecą po mnie, zabiorą do domu ;) Wiadomo, w takim stanie ducha łatwiej wierzyć jest w to, że z NB (narkotyk-B) coś wyjdzie, czy tęsknić za inną niewiastą. Bałem się telefonów, a równocześnie czekałem na jakiegoś smsa, może od NB. Może przyjdzie kiedyś jakiś email, który mnie wyzwoli z tego stanu? Tak sobie wtedy myślałem, a jak nie myślałem, to tak czułem. A z drugiej strony, to pewnie sobie myślałem, że i tak nic z tego nie będzie. A z trzeciej strony, to po prostu robiłem swoje. Tak mi to przyszło do głowy, bo miałem akurat telefon w plecaku i przypomniało mi się o nim, jak chciałem muzyki posłuchać. Nie czekam już chyba na żadnego smsa. A jeśli czekam, to chyba nie aż tak niespokojnie. Byłem wczoraj na ściance i pogadałem chwilę z grupką fajnych dziewc

Nie ma fal

Obraz
Siedzę sobie w cieniu na kampusie i tylko jakieś małe muszki mnie od czasu do czasu podgryzają. Kawa powoduje lekko euforyczny nastrój, ja to mam dobrze, nie potrzebuję alkoholu. Budzę się rano i czuję niepokój, czyli lęk. Jak się to czuje? To trudno określić, ale człowiek najchętniej, to schował by się z powrotem do łóżka, zasnął, albo czytał coś w internecie. Postanowiłem wyrobić sobie prawo jazdy, dzisiaj. To spowodowało, że czułem się ociężały. Urząd otwierali o 8.30 rano. Czułem się znowu trochę ołowiany, artykuły w internecie stawały się ważne, czy komentarze w forum, na temat zwierząt wyrzucanych z domu, pozostawianych samych sobie w lesie, czy w jeziorze, rzece. Parę gatunków się zaaklimatyzowało, między innymi "snapper"-żółwie. Jeden z nich ostro uszkodził jednego dzieciaka. No właśnie, można tak czytać w nieskończoność, co ludzie na ten temat sądzą, co można by zrobić. To prostsze, niż ruszyć się i pojechać do tego urzędu, mimo, że już 9.30. ściskanie w żołądku, lek

Po prostu przed siebie

Tak sobie tu siedzę, na kampusie, przy stolikach z kontaktami na prąd. Zastanawiam się, czy by nie iść na jakie cappuccino, może pójdę. Może mi się lepiej popisze. Nie popiszę, bo UA zaraz przyjdzie, myślałem, że już pojechała do domu... Ostro mi pomaga z tą wizą. Wczoraj surf, dzisiaj bez surfu, bo mam zakwasy, no i ta wiza i kolacja wieczorem. Miała być może pożegnalna, ale postanowiłem zostać tu tydzień dłużej, ale UA jedzie ze swoim chłopem na urlop, na dwa tygodnie. Japonka się więcej nie odezwała, pisałem coś o jakiejś Japonce? O NB (narkotyk B) raczej mało myślę, ale coś tam myślę. Muszę zobaczyć, co pisałem, bo nie chcę się powtarzać. W każdym razie uczę się na tej desce, małe fale, niespokojne, nie było prawie, że ludzi. ćwiczyłem sobie wstawanie z deski, na takich falach. Chyba mi powoli lepiej idzie, choć często mi fala ucieknie. Już więcej samochodu z tej wypożyczalnie nie biorę, bo nic nie wolno robić, a za szkody też nie płacą, choć codziennie płaci się sporo za ubezpiecz

Iść dalej

Chłodno tu w cieniu. Za szybę pewnie będę musiał zapłacić, to znaczy, za wymianę, bo naprawić się nie da. To w sumie dobre ćwiczenie, podzwonić po warsztatach, pojechać, obgadać. Wczoraj ścianka z B, jakoś poszło. Jak zapłacę, to będę się tylko denerwował, że się tak przejmowałem. Ostatnio mam trochę podejście "jutro może mnie już nie będzie". Nie przesadzam z tym, bo może jeszcze pożyję z 20 lat, trzeba jakoś wypośrodkować. Przydała by się jakaś dziewczyna do przytulenia. Gdy czułem zdenerwowanie, to starałem się łączyć z sobą samym, z tym, który przeżył tyle stresu i którego lęki wychodzą. To chyba naprawdę pomaga, takie mam wrażenie. Lęki powodują u mnie zmęczenie. Wtedy robię się jakiś ociężały i ciężki. Jem, ale tak, jakbym nic nie zjadł, tak, jakby moje ciało nie należało do mnie. Dlatego staram się nie objadać, choć czasami o tym zapominam. Z prawej strony mam las, czy park, nie wiem nawet , jaki jest on duży. W sumie, to nie park, bo nie da się przejść w poprzek, bo d

Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień. Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się c

Czekanie na deskę

Obraz
Usiadłem sobie tu w kącie i zimno tu za cholerę, musiałem się przesiąść. Wczoraj nad morzem. Kiedyś by mnie strasznie ciągnęło do surfowania, ale teraz jakoś niespecjalnie. W sumie, to chciałem kupić deskę, ale zadzwoniłem do UA i ona mi kogoś zorganizowała, od kogo mogę pożyczyć, tyle, że ta dziewczyna jedzie gdzieś dzisiaj i ma mi posłać smsa z adresem jej kumpelki, czy chłopaka, gdzie się mam z nią spotkać. Rozmawiałem z nią wczoraj przez telefon. Dzwoniła z samochodu, bo jej zostawiłem wiadomość. Ciągle mi trudno tych Australijczyków zrozumieć, nawet B, u którego mieszkam, to znaczy, płacę mu tygodniowo. Idę się dzisiaj wspinać z B, do hali. Przedtem ta deska, czekam na adres. Jestem tutaj rowerem, ale potem pojadę do domu i dalej samochodem. Ale kurcze zmarzłem. Już dawno mi tak zimno nie było. Tu poniżej 10C, nocą, teraz, to chyba ze 12C w cieniu, temu siedzę na tarasie, tej części ze ściankami z folii, ale ptaszyska tu i tak wlatują. Nikt ich specjalnie chyba nie przepędza, ludz

Gdzie jest się na koniec, w sumie...

Siedzę w kafejce. Za oknem mokro. Zostawiłem samochód trochę daleko, gdzie może nie ma takich kłopotów z parkowaniem. Potem przyjechałem tu rowerem. Można tu rower na pół godziny wynająć. Kosztuje to 11 AUD na tydzień. Jedyny problem, to kask, bo trzeba go mieć na głowie, jak się jeździ. Wrzuciłbym parę zdjęć do galerii, ale mam przeważnie takie powolne połączenie, albo mało czasu, że mi się odechciewa. Dalej szukamy z UA sposobu na jakieś dowody, że jestem związany z Australią. Założyłem sobie już konto, jestem członkiem w paru klubach sportowych ;) Wynająłem samochód. Dobrze, że to automatyk, bo inaczej, to by mi się zupełnie pomieszało. Z moją świetną orientacją w przestrzeni cieszę się, że mam GPSa, czy jak to się nazywa. Czyli system nawigacyjny, za który płacę osobno, ale jest warto. Nie doczytałem i zamiast samochodu, który chciałem wypożyczyłem inny, taki z namiotem na dachu, a ja chciałem z rozkładanymi siedzeniami. Ale, może na dachu też się da spać? Ciekawe. A może da się si

Lęki i plan B, czy jakiś tam

Mój ojciec ma Alzheimera. W sumie, to chyba nic nowego dla mnie, ale trochę mnie to jednak zaszokowało. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze jak psa, a mimo wszystko czuję coś do niego. Gdy jego żona powiedziała, że rozmawiali o mnie, to zrobiło mi się jakoś milej. Rozmawiałem z nią, potem z ojcem, ale nie była to płynna rozmowa, z nim, była jakaś urywana i skończyła się jakoś, tak jakby w pół zdania. "Ma lepsze i gorsze dni", stwierdziła jego żona. "To też zależy od pogody". Wiem, napisałem jakoś automatycznie "ojciec", zamiast "stary" ;) Słucham sobie Vanessy Mae. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze, jest chory. Jest na drugim końcu świata. Z jednej strony mi go żal, jak każdego człowieka, czy zwierzęcia, chorego, z którym bym się zetknął, z drugiej strony czuję jakąś wewnętrzną, jakby ulgę. Tak, jakby moje podświadome lęki cieszyły się z tego, że on jest daleko i że jest w miarę obłożnie chory. że nie zjawi się nagle w drzwiach,

Jakby na chwilę na stałe.

Tak tu siedzę w tym Starbucku. W sumie, to tyle się dowiedziałem o wizie, że mam prawo do pozostania tutaj, a jak wyjadę, to muszę się starać o ponowny wjazd. Tyle przynajmniej się dowiedziałem, na tym całym wyjeździe. No, może oprócz tego, że w hali potrafię robić niektóre 8-, a tutaj nie dałem rady zrobić jednej z tych 6+, to znaczy, czysto przejść, męczyłem się w jednym miejscu strasznie. Fakt, to była szczelina, w którą trzeba wtykać dłonie do połowy, bo więcej nie wejdzie i klinować. Na drugi dzień wychodziło mi lepiej. W sumie, to zamieszanie w skałkach było spore. W sobotę dwóch facetów i 5 dziewczyn/kobiet. W niedzielę się podzieliliśmy. Ale było nadal dwóch facetów w grupie, tyle, że tym razem 6 kobiet. Z tego wszystkiego zapomniałem mojego śpiwora w lesie. Bo przyjechałem jednym samochodem, spałem sam w namiocie w lesie koło parkingu. Namiot miałem z drugiego samochodu, a wracałem trzecim. Jedna z nich była całkiem fajna, alt trochę jakby dzika. Pracuje jako woluntariuszka w

Za dużo kawy na raz...

Siedzę sobie w kafejce. Będę musiał zaraz znowu coś kupić, bo mi się WLAN, 30 minut kończy, chociaż, może polecę przez telefon, ale, nie chcę, żeby się krzywo na mnie patrzyli. Idę na ściankę, do hali tym razem, B napisał mi smsa. Napiję się zaraz tego ichnego Czaju Starbuckowego. Po kawie jestem trochę na haju, to znaczy, stan lekko euforyczny. Czytam trochę na innych blogach, jak to się ludzie cięli, czy tną. Ja ciąłem się tylko może parę razy, tak odruchowo, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, może próbując sam siebie ukarać, za to, że nie jestem taki, jaki jestem? Ogólnie, to przyszło mi do głowy, że nie ciąłem się, ale wbijałem sobie szpilki, czy inne ostre przedmioty w dłonie, czy przedramiona. Potrafiłem w liceum, na lekcji polskiego przebić sobie skórę na ręce agrafką, czy czymś. Nie czułem przy tym bólu, z tego co pamiętam. Wystarczyło powiedzieć sobie "nie czuję" i nie czułem. No, może z nielicznymi wyjątkami, gdy próbowałem przez dłoń od zewnątrz, koło kciuka i dochodz

W parku, po biegu.

Tak sobie siedzę w tym parku, bo miło i jest WLAN, w miarę szybki, za darmo. Przyjemniej niż w mieszkaniu, choć w ręce zimno w cieniu, kto by pomyślał. Wczoraj pobudka o 4.20, bo pół maraton o 6 rano. Fajnie się biegło, moja kumpelka ostała się od razu trochę z tyłu, to znaczy, po jakich 2 kilometrach, bo nie trenowała prawie wcale ostatnio. Ten wiatr tu chyba taki chłodny. Nic dziwnego, zima ;) Przebiegłem nawet szybciej niż myślałem, bo chciałem koło 1:45 a udało mi się poniżej 1:40, tak, że byłem zadowolony. Potem śniadanie u matki męża UA, fajna, choć czasami wychodziło, że straciła męża dwa lata temu, a byli razem chyba ponad 40 lat. Tyle, że próbuje coś dalej robić, jeździ na wycieczki, do Nowej Zelandii, czy do dzieci, bo tu odległości spore. Do Sydney, to z 1000 km. Australijczycy lubią Nową Zelandię, to znaczy, na wakacje, bo świetne krajobrazy, w miarę tanio i nie za pełno. Wiadomo, to chyba tylko góry tam są, bo mieszkańcy mieszkają chyba tylko na skrawkach wybrzeża. I co ma

6.30 nad ranem i buty

Tu poranek, słońce się powoli budzi, razem z ptakami za oknem. Wczoraj trochę bouldern na ściance, czyli dużej ścianie skalnej w środku Brisbane. Może wstawię parę zdjęć, jak się pozbieram. Chciałem sobie kupić kartę telefoniczną, ale do tego trzeba paszportu, choć Włosi, których spotkałem, mówili, że da się na prawo jazdy. Ale to może zależy od firmy. Paszportu nie miałem przy sobie. Pobłądziłem po ściance na mieście, łażąc w kółko niedaleko rzeki, między drogą szybkiego ruchu i jakimś szpitalem, czy co to było. Rano byłem znowu na tej górce Mt. Gravitt, czy coś. Dzisiaj nad morze z UA, tam, gdzie mam ten pół maraton biec i gdzie można surfować. UA zmienia plany średnio dwa razy dziennie, ale to nie moja sprawa. Moja dobra kumpelka chce, żebym jej tu te UGG kupił, czyli kierpce za 200 EUR. Odbija jej na tym temacie, bo inaczej nie można tego nazwać. Męczy mnie tym od kiedy wie, że się wybieram do Australii. Powiem jej, żeby mi najpierw kasę przekazała, to może ochłonie, bo kupowanie b

Bieganie, w sumie jest miłe

Trochę się pakuję, trochę nic nie robię. Udało mi się siąść do biurka, bo muszę jeszcze parę rzeczy zrobić. Kumpel pożyczył mi torbę, ale wezmę moją nową, mniejszą, ale nie chcę brać tylu rzeczy. Pół dnia oglądałem jakieś głupoty, ale też bouldering, czyli wspinaczkę. Fajnie się wspinają. Ja byłem w piątek, z B. Ona się trochę niecierpliwiła, bo za dużo czasu mi jedna droga zajęła, a potem się jej czepiałem, że jedną rzecz źle robiła przy ubezpieczaniu. A może jest też trochę niecierpliwa, bo rzadziej chodzę, a wspinam się w sumie, to jednak lepiej od niej. Zrobiłem jedną 7-kę, red-point, czyli bez siadania w linę, w dodatku flash, bo nigdy jej wcześniej nie robiłem. Ona miała z nią kłopoty, mówiła, że trudna. Jakoś, jakby od niechcenia wchodzę powoli w 8-ki, to znaczy, wymęczę niektóre 8-. Mówię od niechcenia, bo nawet nie wiem dlaczego wspinam się teraz lepiej od B. Może dlatego, że więcej uwagi na technikę zwracam, robię jakieś tam podciągnięcia na drążku, w moim wypadku desce? Myśl