Posty

Wyświetlam posty z etykietą Australia

Raz się wygrywa, raz przegrywa

Siedzę sobie znowu na ławeczce w parku, przy stoliku. W sumie, to zimno. Na słońcu było gorąco, krótkie spodenki wyschły mi chyba w pół godziny, ale w cieniu, mróz. Kupuję sobie chyba jakiś stary samochód, bo tak, to bym musiał wynająć. Miałem zadzwonić do jednego gościa, którego w zeszłym roku znałem i stresowałem się tym, od wczoraj. Takie moje lęki. Wiadomo, B, u którego mieszkam, to mało co czasami rozumiem. Kostka jeszcze nie całkiem wyzdrowiała, po wczorajszym bieganiu trochę spuchła, więc dałem sobie dzisiaj spokój. Ale może zrobię parę ćwiczeń na tych maszynkach w parku. Pojechał bym do sklepu, kupić sobie jakiś sweterek i coś ciekawszego do jedzenia, ale nie wiem, czy mi się chce. Naprawiłem rower, który od zeszłego roku nienaprawiony stał. To znaczy, trzeba było odpowietrzyć hamulce i B tego nie zrobił. Trochę się za niektóre rzeczy zabiera jak ja ;) Wczoraj bilard, z A, siostrą kumpelki, UA, i dwoma B, jeden tutejszy, drugi tutejszy pochodzenia z Anglii. Pełno tam Azjatów by

Ani dobrze, ani źle

Siedzę tu w tej Australii i ani mi tu dobrze, ani źle. Niektórzy Australijczycy mówią, żebym został, ale to tacy, którzy nie są tu urodzeni, inni nie mówią nic. Budzę się jeszcze w nocy, bo spore przesunięcie czasowe. Kangurów jeszcze nie widziałem, ale siedzę cały czas w mieście, tu ich nie ma. Przez kostkę nie poszedłem nigdzie na sport, choć dzisiaj byłem trochę pobiegać i porobiłem parę ćwiczeń na urządzeniach w parku. Jedna dobra kumpelka mieszka niedaleko, razem ze swoim mężem i swoją siostrą. Fajnie jest z nimi trochę czasu spędzić. Tu zima, więc w nocy koło 10C, a w ciągu dnia, jak teraz, nawet jak słońce świeci, to w cieniu chłodno. Nie wziąłem wielu rzeczy, sporo sportowych, ale mało do ubrania. Przydałby się jakiś ciepły flies, bo ten który mam jest taki sobie. Może kupię samochód, jakiś tani, używany, zamiast wynajmować. Nie wiem w sumie, co czuję. Mogłem sobie kurtkę ze sobą wziąć, do parku, znaczy się, bo siedzę w parku. Poszedł bym gdzieś z tego cienia, ale tu wygodnie,

Kroki w nieznane

Leciałem najpierw Boingiem, a potem A380, czyli tym największym pasażerskim Airbusa. Mam do niego sentyment, bo coś tam, minimalnie, przy nim też robiłem, choć oczywiście nic konstrukcyjnego. Bardzo cichy samolot. Z moimi słuchawkami do wyciszania dźwięku nie słyszało się prawie nic. Gdy byłem na lotnisku, to zastanawiałem się, po co tu przyjechałem. Nawet jak mnie już X, razem ze swoją z siostrą odebrała, to miałem ochotę wracać. Ale potem pomyślałem, że nie mam się co od nich uzależniać jakoś. I pojechałem na miasto, przedtem jeszcze parę drobiazgów zrobiłem. Takie mam wrażenie, że mniej czuję lęku niż ostatnim razem. Zaczynam przysypiać na siedząco. Dwie kawy nie pomogły. Nie wiem, ile tu zostanę, myślę, że nie o to, w tym wszystkim chodzi. Chyba chodzi raczej o to, żeby po prostu coś robić, nie uciekać cały czas. Na lotnisku w Australii przglądałem się parce, przy okienku celnika. On, normalnie, ona z welonem na twarzy.

W sumie, to najtrudniej jest uwierzyć, że można coś zmienić.

Czasami czuję zimno od środka, wtedy wiem, że lęki się zbliżają. Przyłapuję się na tym, że leżę na łóżku i oglądam jakiś serial, zamiast robić, no właśnie, to co może bym chciał robić. Ale gdy czuję to zimno, to po prostu uciekam. Łatwiej uciec w jakiś serial, wtedy żyje się czyimś życiem. Nie czuję wtedy tęsknoty, za kimś, czy nacisku na klatce piersiowej, czy tego zimna, jakiegoś, takiego trudnego do zdefiniowania. W robocie udało mi się zrobić coś, co sprawia mi satysfakcję. Myślę dużo o tym wyjeździe do Australii. Nie wiem, czy chcę tam jechać. Coś we mnie chce, coś nie chce. Ale jestem świadom tego, że moje lęki, moje emocje, często kierują moimi myślami. Widzę to po czasie. Myślę, że przydała by się jakaś dziewczyna w moim życiu. Pies sąsiada szczeka, trochę wyje. To jeden młody. Były trzy młode, matka, ich właścicielka, uzależniona od narkotyków, główny lokator i smród z ich mieszkania. Teraz jej nie ma, na to wygląda. Głównego lokatora nie rozpoznałem na ulicy, a może to nie by

Nie ma co rezygnować z walki, choć czasami cholernie trudno

Coś mnie niepokój goni. Każda zmiana wywołuje jakieś dziwne uczucie, gdzieś w moim ciele, w mojej głowie. Trudniej mi się skoncentrować. Zostawić to tu wszystko, na parę miesięcy, albo nie wiadomo na ile? Po co, żeby mieć gdzieś tam inaczej, może gorzej? Przecież wcale nie jest tak źle. Nie mam dziewczyny, ale mam sport i jakoś żyję, walcząc z lękami. Tyle, że nie wiem, czy nie mógłbym lepiej walczyć, zamiast chować się w sobie, przed światem. Jak być znowu bez pracy? Pytania które sobie stawiam, nie znając odpowiedzi. Nie potrafię odróżnić głosu rozsądku od głosu lęku, idąc ciągle w niewidocznym labiryncie, we mgle, po kolana w asfalcie. Nie wiem dokąd idę, dokąd dojdę, dlatego po prostu staram się coś robić, czasami na oślep. Wczoraj na paletkach, po treningu dla drużyny, zapytał mnie jeden z tych dobrych graczy w jakiej klasie gram. Jak powiedziałem, że coś tam pogrywam w tej dla klasie dla zupełnych hobbystów, to powiedział, że dlaczego, że jestem dużo za dobry na to. Miło mi się z

Ucząc się nowych schematów myślenia i emocji

Coś mi się ostatnio nie chce tu pisać. Może to zmęczenie, może po prostu chcę mieć święty spokój, może lęki. Z lękami, tymi z przeszłości, to taki problem, że trudno je odróżnić o tych z teraźniejszości. Bo wiadomo, niektórych rzeczy należy się obawiać, jak na przykład chodzeniu po balustradzie mostu. Ale wtedy, to bardziej strach, niż lęk. W każdym razie, gdy pomyślę o tym, że mam coś zrobić, to czasami zaczyna mnie coś dusić. Gdy myślę o wyjeździe do Australii, to też mnie czasami coś dusi, a czasami nie. Może zależy to od ilości kofeiny we krwi. Ogólnie, to po prostu muszę iść do przodu, wiedząc, że moje wyuczone, te lękowe, schematy, włączają się, mówiąc mi "nie ma sensu", "nie da się", albo nic nie mówiąc, tylko dusząc mnie i szukając wymówek. Jak ktoś to powiedział, nikt nie zna Ciebie tak dobrze, jak Twój własny mózg. W tym przypadku chodziło o przykład lęku, który się wzmagał i który ktoś sobie racjonalizował. To znaczy, zamiast powiedzieć "boję się cho

Nie lubię aftów

Dlaczego wyjeżdżać do innego kraju? Coś ostatnio przytyłem znowu. Z lewej strony pleców, okolicach łopatki jakieś spięcie. Czasami budzę się zlany potem. Martwi mnie, że obniżają mi się dziąsła. Nie lubię mieć aftów, bo to po prostu piecze. Afty mam często. Ale, że to po prostu boli, to trudno się do nich przyzwyczaić. Kiedyś miewałem większe. Ciekawe w sumie, dlaczego nie myślę już o samobójstwie. Może dlatego, że nastawiłem się na walkę. Wiadomo, gdy mnie wciśnie do jakiegoś kąta, to co innego. Ale póki mam nadzieję, dopóki coś się jeszcze zmienia, to próbuję iść do przodu. Byłem na ściance. Tyle tam ładnych dziewczyn, dla mnie za młodych. W sumie, to może nie wszystkie są za młode. Jakiś głos w mojej głowie mi mówi "jak byłeś z kimś, to nie było lepiej, a nawet gorzej". Nie wiem. Wsłuchiwałem się trochę w to uczucie pustki, we mnie. Bo uciekam przed tą pustką, przed jakimś zimnem. Nie zawsze mam siłę, żeby być blisko wewnętrznego dziecka. Gdy pomyślę o niektórych rzeczach,

Bez tytułu i bez NB

Byłem na imprezie sylwestrowej, u S. Było nawet fajnie, poszedłem do domu trochę po czwartej, bo nie chciało mi się już tam siedzieć. Wiedziałem, że im dłużej posiedzę, tym bardziej nieprzytomny będę następnego dnia. Od północy tańczyliśmy, ogólnie, to mało kto tam w parach tańczył. I tak, że ludzie tańczyli ;) W sumie, to mogłem dłużej zostać, ale myślałem też sobie, że trudniej mi będzie do domu wracać, samemu. Wczoraj nie zrobiłem nic, oprócz tego, że pozmywałem. Dzisiaj rano zauważyłem kłębki kurzu za łóżkiem. Tyle chciałem czasie wolnym zrobić, a tak mało zrobiłem. To znaczy, w domu. Bo sportu to uprawiałem sporo. Nie, żebym od tego tracił na wadzę, może dlatego, że za dużo jem, to znaczy, obżeram się. Ale, tak ze dwa, trzy kilo, to bym mógł stracić. Wyczytałem znowu, był artykuł online, że sport dobrze robi na depresję. Widzę to też po sobie. Kiedyś więcej biegałem, teraz szukam raczej towarzystwa ludzi, dlatego więcej badmintona. Kiedyś siadywałem więcej po kafejkach, z notebook

Droga i idea.

Wczoraj po paletkach jedna pięknooka zapytała mnie, czy byśmy nie poszli do innej hali, dalej grać, bo byliśmy akurat w czwórkę. Nie potrafię odmówić niebieskiemu spojrzeniu, szeroko otwartym źrenicom. Ona zawsze tak wygląda, jakby była na prochach. W sumie, to pomyślałem sobie, że mogę iść do domu i obejrzeć do końca jakiś głupi film, w stylu "zabili go i uciekł", albo iść do tej innej hali. Nic z tego nie wynikło, ale miło było. Muszę więcej wychodzić. Potem czułem lekki smutek, samotność, ta z teraz i z kiedyś. Czasami myślę sobie, że moje życie nie ma sensu, że muszę walczyć ze swoimi lękami. Wtedy pomaga mi trochę chińska muzyka, taka trochę ulotna, może tajemnicza. Chińskie filmy są często smutne, główni bohaterowie umierają na koniec, walcząc dla jakiejś idei. Gdy słucham tej muzyki i potem zaczynam czytać jakąś gazetę internetową, to czuję zgrzyt, jakby dwie chropowate krawędzie ścierały się w mojej głowie. Walka o pieniądze, wyścig szczurów, tu jakiś pieprznięty, sko

Darmozjady

Coś w mojej głowie myśli czasami o NB (narkotyk-B), może dlatego, że to ostatnia dziewczyna, do której się silnie przywiązałem, to znaczy, moje wewnętrzne dziecko. Siedzę i czuję niepokój. Coś mi lekko ściska skronie, czy może głowę. Lekki ciężar na płucach, muszę świadomie głębiej oddychać. Ramiona jakby lekko nie moje. Może to za dużo kawy, ale bez kawy trudno mi czasami wytrzymać. Obserwuję, jak czasami uciekam. Jak wczoraj. Nie pomagała ani herbata, ani mocne espresso, zrobione na palniku, w małej maszynce. Mimo tego zmęczenia siadłem do komputera i porobiłem parę papierkowych rzeczy. Gdy już siadłem i zacząłem coś robić, to zmęczenie zniknęło. Poza tym, to przyszła JK, czyli Japonka, którą uczę trochę gry na gitarze. Przyniosła wypasione ciastka. Pouczyłem ją trochę na gitarze, zrobiłem zupę, miso, pooglądaliśmy trochę grę podwójną Japonek i poszliśmy na koniec na spacer. JK jest zazdrosna o M, które czasami kręci się koło AP, czyli A z paletek. Nie przyznaje się do tego, ale wych

Po drodze

Tak sobie siedzę w parku narodowym, w miejscu O'Reilly, czyli kafejka ze sklepem z upominkami, ale nie mają nawet fajnych koszulek. Czyli jak na całym świecie. Obsługa, to Japończycy. Połaziłem trochę, obejrzałem ichny wodospad, widziałem sporo ptaków, tu kręcą się przeczerwieniaste papugi, z niebieskimi piórkami. Będę musiał niedługo wracać, bo droga kręta po pierniku, czasami przez las, gdzie już się parę kangurów, czy innych pademelons kręciło, czyli małych kangurków, bym to nazwał. http://www.wildlifemountain.com/images/Red-NeckedPademelon199.jpg Staram się pracować nad kontaktem z moim wewnętrznym dzieckiem, czyli nad lękami, jakoś docierać do nich. Jest mi chyba łatwiej, po tym, jak widzę, że coś się chyba zmienia. A jak nie jest mi lepiej, to mam przynajmniej zajęcie i uczę się nowych rzeczy, to znaczy, starych, bo moich emocji z przeszłości ;) Myślę, że brakuje mi dziewczyny, ale nie jestem do końca pewny, w jakim stopniu dziewczyny, a w jakim stopniu moje wewnętrzne dzieck

Nie ma fal

Obraz
Siedzę sobie w cieniu na kampusie i tylko jakieś małe muszki mnie od czasu do czasu podgryzają. Kawa powoduje lekko euforyczny nastrój, ja to mam dobrze, nie potrzebuję alkoholu. Budzę się rano i czuję niepokój, czyli lęk. Jak się to czuje? To trudno określić, ale człowiek najchętniej, to schował by się z powrotem do łóżka, zasnął, albo czytał coś w internecie. Postanowiłem wyrobić sobie prawo jazdy, dzisiaj. To spowodowało, że czułem się ociężały. Urząd otwierali o 8.30 rano. Czułem się znowu trochę ołowiany, artykuły w internecie stawały się ważne, czy komentarze w forum, na temat zwierząt wyrzucanych z domu, pozostawianych samych sobie w lesie, czy w jeziorze, rzece. Parę gatunków się zaaklimatyzowało, między innymi "snapper"-żółwie. Jeden z nich ostro uszkodził jednego dzieciaka. No właśnie, można tak czytać w nieskończoność, co ludzie na ten temat sądzą, co można by zrobić. To prostsze, niż ruszyć się i pojechać do tego urzędu, mimo, że już 9.30. ściskanie w żołądku, lek

Czasami nie wiedziałem, że mi odbijało

Stanowczo brakuje mi dziewczyny, stwierdzam i mam wrażenie, że brzmi to jak w większości blogów na ten temat ;) Powoli przyzwyczajam się do walki, tak mi się wydaje. Możliwe, że idzie mi lepiej, w życiu, a może to po prostu kwestia treningu. Jestem może bardziej odporny na kopnięcia. Tak mieliśmy kiedyś, gdy coś tam trenowałem. Kopaliśmy się z płaskiej stopy w brzuch i nic mi to nie robiło. Nawet byłem trochę dumny z tego, bo kumpel powiedział po treningu, że chciał mnie tak kopnąć, żeby było widać, że jego kopnięcia mają jakiś skutek. Ale, wiadomo, to kwestia treningu, tak, jak rozwalanie kamieni. Ale, to było dawno i nieprawda, jak się to mówi. Czy wie się o tym, że jest się kopniętym, to znaczy, lekkim wariatem? Myślę, że pewne rzeczy się realizuje, a pewnych nie. Patrząc z perspektywy czasu widzę jaki byłem porąbany. Kiedyś wstałem, siedząc w kuchni z kumplem, z którym mieszkałem i podniosłem stół z jednej strony, tak, że cała jego zawartość, łącznie z jego śniadaniem wylądowały na

Skąd brać energię do życia? Czy zawsze jej trzeba do walki?

W sumie, to nie wiem, skąd brać energię do życia. Z wakacji, z miłości, czy jakichś radości? Dużo tu czytam o szczęściu, na blogach. Szczęście, miłość. No i rozczarowania. Mnie też brakuje czasami, czy często energii, do życia. Co robię wtedy? Staram się iść dalej. Od kiedy obejrzałem parę filmików o ultramaratonie, szczególnie tym "Badwater", to mam to przed oczami. Facet z protezą na nodze, brakuje mu też przedramienia. Potrafi przebiec 40, 100, czy 200 kilometrów. Do tego musiał trenować. Każdy z tych biegaczy musiał ciężko trenować, by móc biec ponad 20, czy 30 godzin. W dodatku w Death Valley, gdzie temperatury sięgają do 40C, czy może więcej. I gdy tak myślę o moim życiu, to widzę, że to też jak jakiś ultramaraton, czyli bieg dłuższy niż maraton. Nie wystarczy, żeby sobie czasami pobiec, bez treningu. Powiedzieć sobie "to ja sobie pobiegnę 100 kilometrów". Bo wtedy, może się uda, a może nie. Gdy ktoś próbuje przebiec "Badwater", to bez treningu po pr

Po prostu przed siebie

Tak sobie tu siedzę, na kampusie, przy stolikach z kontaktami na prąd. Zastanawiam się, czy by nie iść na jakie cappuccino, może pójdę. Może mi się lepiej popisze. Nie popiszę, bo UA zaraz przyjdzie, myślałem, że już pojechała do domu... Ostro mi pomaga z tą wizą. Wczoraj surf, dzisiaj bez surfu, bo mam zakwasy, no i ta wiza i kolacja wieczorem. Miała być może pożegnalna, ale postanowiłem zostać tu tydzień dłużej, ale UA jedzie ze swoim chłopem na urlop, na dwa tygodnie. Japonka się więcej nie odezwała, pisałem coś o jakiejś Japonce? O NB (narkotyk B) raczej mało myślę, ale coś tam myślę. Muszę zobaczyć, co pisałem, bo nie chcę się powtarzać. W każdym razie uczę się na tej desce, małe fale, niespokojne, nie było prawie, że ludzi. ćwiczyłem sobie wstawanie z deski, na takich falach. Chyba mi powoli lepiej idzie, choć często mi fala ucieknie. Już więcej samochodu z tej wypożyczalnie nie biorę, bo nic nie wolno robić, a za szkody też nie płacą, choć codziennie płaci się sporo za ubezpiecz

Doskwiera mi trochę samotność, tak sobie myślę

Siedzę w kafejce. Trochę kłopotu z tą szybą, bo ściągnąłem cholernie ciężki namiot, który był przymocowany na dachu i teraz nie mogę jechać pokazać samochodu w wypożyczalni. Pewnie by się nie ucieszyli, jakby zobaczyli, że tego namiotu nie ma. Ale trudno, zobaczę jeszcze. Może B będzie miał jakiś pomysł. Nie chce mi się tu już siedzieć. Może za mało płynu wypiłem, a spociłem się trochę biegając za tymi butami UGG. Myślę, że J chce je po prostu dla szpanu i poza tym dlatego, że tu są tańsze. Ona robi się coraz bardziej, taka, na pokaz, takie mam wrażenie. Kupili sobie kabrioleta. W Australii nikt nie jeździ kabrioletem, bo za dużo słońca. Tu wolą okno otworzyć, albo grylować na świeżym powietrzu, w przerwie obiadowej. Za to surf w miarę się udał. Zastanawiałem się ciężko, którą plażę wybrać, ale, w końcu poszedłem na tą jedną, zapchaną surfistami. udało mi się znaleźć jeden break point drugiej kategorii, gdzie miałem święty spokój, choć fale takie sobie, ale dobre do treningu. Teraz jes

Iść dalej

Chłodno tu w cieniu. Za szybę pewnie będę musiał zapłacić, to znaczy, za wymianę, bo naprawić się nie da. To w sumie dobre ćwiczenie, podzwonić po warsztatach, pojechać, obgadać. Wczoraj ścianka z B, jakoś poszło. Jak zapłacę, to będę się tylko denerwował, że się tak przejmowałem. Ostatnio mam trochę podejście "jutro może mnie już nie będzie". Nie przesadzam z tym, bo może jeszcze pożyję z 20 lat, trzeba jakoś wypośrodkować. Przydała by się jakaś dziewczyna do przytulenia. Gdy czułem zdenerwowanie, to starałem się łączyć z sobą samym, z tym, który przeżył tyle stresu i którego lęki wychodzą. To chyba naprawdę pomaga, takie mam wrażenie. Lęki powodują u mnie zmęczenie. Wtedy robię się jakiś ociężały i ciężki. Jem, ale tak, jakbym nic nie zjadł, tak, jakby moje ciało nie należało do mnie. Dlatego staram się nie objadać, choć czasami o tym zapominam. Z prawej strony mam las, czy park, nie wiem nawet , jaki jest on duży. W sumie, to nie park, bo nie da się przejść w poprzek, bo d

Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień. Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się c

Czym różni się grypa od samobójstwa?

Nie przepadam za ezoteryką, nawet trudno powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że zrobiłem się zbyt analityczny, zbyt cyniczny, a może też za dużo się tym interesowałem. Pewnie wszystko na raz. Moje ulubione miejsce na placu jest zajęte, ale, może tam pójdę, bo mi się niewygodnie na tej ławce siedzi, jak siedzę ze skrzyżowanymi nogami. Moje życie, to walka. Taka po prostu. Jakby trochę w dżungli, gdzie trzeba na wiele rzeczy zwracać uwagę i wiele rzeczy samych nie przychodzi. Gdy mi ktoś powie, czemu tak walczysz, siądź, wsłuchaj się w siebie, tam znajdziesz prawdę, to dziwnie mi się robi. Pewnie ta "prawda" mnie próbuje odepchnąć, albo coś. Nie wiem dlaczego, ale czasami mam wrażenie, że jestem w średniowieczu, gdy słyszę niektóre poglądy, albo widzę jak się ludzie zachowują. Ale w sumie, to czasami myślę jak Sheldon z BBT, jestem wśród małp, tyle, że w odróżnieniu od Sheldona, też uważam się za małpę ;) Kiedyś świat był prosty, byli bogowie, którzy powodowali burze, czy wojny,

Próby surfowania... Miej marzenia, jakbyś miał żyć wiecznie.

I znowu siedzę w kafejce. Nie posurfowałem za bardzo, bo mi fale nie pasowały, to znaczy, były większe niż moje umiejętności, ale fajnie było się w wodzie popluskać, próbując je złapać. Poza tym, to nie moja deska i nie chcę pierwszego dnia przesadzać i ją może połamać, czy coś. Powoli mi się podoba, tak sobie jeździć, trochę więcej luzu mieć, może też w głowie. Gdy rano pomyślę, że jadę surfować, to mi się łatwiej wstaje. Sport zawsze dodawał mi ochoty do robienia rzeczy. Tą kafejkę za pół godzina zamykają. Jadę potem do domu, to ponad godzina drogi, bo tu się strasznie trzeba wlec. W Niemczech, to średnia na autostradzie, to tak między 140 i 150, a tutaj, to chyba z 90, bo raz jest 80, a najwyższa dopuszczalna szybkość, to 110 km/h i wszyscy się tego trzymają, na to wygląda. No, może z jakimiś wyjątkami. Jeździ się jednak dużo bardziej na luzie niż w Niemczech, czy w Polsce, nie ma takiej walki na drogach i pokazywania, kto jest samcem, czy samicą Alfa. W Niemczech to jeszcze ujdzie,