Posty

Wyświetlam posty z etykietą PTSD (zespół stresu pourazowego)

W ten, albo w inny sposób

Dzisiaj wróciłem do domu i padałem na pysk. Trochę się przespałem, chyba tylko po to, żeby być bardziej nieprzytomny. -- Napij się kawy -- chodziło mi po głowie -- obudzisz się, a ona tak długo nie trzyma jak herbata. To wszystko dlatego, że chciałem mój 20 minutowy plan dnia zrobić, czyli popisać coś tam pamiętnik. Wiadomo, zamiast coś takiego zrobić, wszedłem na internet i przejrzałem wiadomości i ciekawostki z trzech różnych krajów. - Napij się kawy - kusiło mnie coś w głowie. Włączyłem czajnik na wodę. Chciało mi się po prostu wyć. Nawet nie wiem dlaczego, może by wypełnić tą pustkę, taką trudną do opisania. Nie tęsknotę, ale pustkę. Oczywiście, przegryzałem coś od czasu do czasu, bo "byłem głodny". Czasami mam wrażenie, że tą pustkę próbuję jedzeniem zatkać. A dzisiaj nie idę na sport, więc mam czas na takie coś. Na koniec jakoś zabrałem się za pisanie. Wymieniłem nawet klocki hamulcowe w rowerze, który już przedtem zapakowałem do wanny, żeby go trochę opłukać. W pewnym

Łatwiej w kafejce

Siedzę na zewnątrz, na tarasie kafejki. Piszę sobie coś tam, tutaj też. W domu musiał bym się umęczyć, żeby do tego siąść, tutaj jakoś łatwo idzie. Za cenę jednego cappuccino mogę w spokoju popisać. W domu na samą myśl o tym, żeby usiąść do pisania zaczyna się dusić, to znaczy czuję ciężar na klatce piersiowej, automatycznie płycej oddycham. Czasami robi mi się gorąco, wtedy wiadomo, otwieram drzwi balkonu, to trochę pomaga. Najtrudniej jednak zabrać się za to pisanie, czy robienie czegoś. Normalka. Tutaj zamawiam sobie kawę, siadam, wyjmuję komputer i po prostu piszę. Wygląda jednak na to, że w domu jest mi trudniej. To też nic nowego, ileś tam naście lat dom odczuwałem jako niebezpieczne więzienie i starałem się go unikać, jak się dało. Tak mi pewnie pozostało, w niektórych zwojach mózgowych. Blondi odezwała się z Kanady. że też jej się chce codziennie pracować, bo ma tylko jeden dzień wolnego. Ale, kto wie, co w jej zwojach mózgowych się kręci. Za tydzień mam dwa tygodnie urlopu. Ch

Chmurki taniego dezodorantu

Radio jest dosyć głośne, żeby zagłuszyć odgłos wirującej pralki, to znaczy, żeby było coś słychać. Za oknem niebieskie niebo. Gdy się pochylę, to nawet widzę jego kawałek, bo resztę zasłania mi blok naprzeciwko. Dlaczego wybrałem mieszkanie z blokiem naprzeciwko? Może dlatego, że ma balkon i od tej strony jest cicho, bo jest to zbiór budynków z dużym podwórzem pośrodku. Oczywiście, trawnik, jakieś drzewka pośrodku. Jest to zamknięte bramami, tak, że nikt obcy tu nie wejdzie. Pełno tu takich wewnętrznych podwórek. Taka charakterystyka budowy. Trochę może jak w Chinach, choć to północ Europy. W każdym razie, to jest w tej kuchni dosyć głośno. W mojej głowie też, bo piję mocną czarną herbatę. Nie taką jakąś sikowatą, ale bardziej kolorem zbliżoną do kawy, choć pewnie ciemniejszą. NB (Narkotyk-B) posłała mi zdjęcia psa i córki, kolejność dowolna, bo obie te jednostki były na zdjęciu. Pies wielki, przynajmniej jakiś porządny. Rano chciało mi się spać, mam zakwasy, czyli jak zwykle. We wtore

Dym z uszu

Czas płynie, klimatyzacja cicho szumi, dokładniej mówiąc, to syczy z lekka. Jak zwał tak zwał. W niedzielę mało co zrobiłem. Oczywiście, mam z tego powodu nieczyste sumienie, ale, może już tak po prostu jest, tłumaczę sobie. Trudno jest wyłapać ten moment, kiedy lęki mną manipulują, bo odczuwam to nie tylko fizycznie, poprzez wrażenie duszenia się, gorąca, czy fale zmęczenia, ale też poprzez moje myśli. - Po co -- to chyba najczęściej mi przychodzi do głowy. - I tak się nie da/nie uda. Wiem, że to wyuczona bezradność. Mimo, że o tym wiem, to trudno to przełamać. W każdym razie, udało mi się wyjść na krótki spacer, dla zasady, choć to też "nie miało sensu". To w pewnym sensie zabawne, obserwowanie swoich myśli. Już się do tego przyzwyczaiłem, że nie istnieje jedno "ja". Myśli pojawiają się z jakby różnych stron. Każdy zna te obrazki na których do jednego ucha diabełek coś mówi, a do drugiego aniołek. Podobnie z innymi myślami. Moim zdaniem mózg działa jak skomplikowa

Proste, mało proste sprawy

Sobota, idę na targ, potem jak zwykle na paletki. Kumpelka, w której byłe kiedyś ciężko zakochany, ma teraz uśmiechniętego dzieciaka, przynajmniej na zdjęciu. W parku niedaleko odbędzie się wielki koncert, nie ze względu na tego dzieciaka, ale tak, po prostu, dla uciechy publiczności. Będę ten park omijał szerokim łukiem, przynajmniej wieczorem, bo inaczej nie dotrę do domu, jak trafię na porę zakończenia koncertu. A ja co? Ja tam mam swoje małe problemy, które próbuję przegryźć, nic wielkiego. Za to stwierdziłem, że robię mały eksperyment. Mam aparat fotograficzny, stary, taki na klisze, albo jeszcze starszy, bo trochę zabytkowy. Kupiłem go przypadkowo jako prezent dla jednego starszego kumpla. On zbierał aparaty fotograficzne, przynajmniej jak miałem jeszcze z nim kontakt. Chciałem mu ten aparat przesłać. Zabierałem się za to, zabierałem. W końcu dowiedziałem się, że chałupa mu się spaliła, razem z fortepianem i między innymi kolekcją aparatów. Więc, myślę, że już nie zbiera. A że mi

Różne sauny

Za oknem słońce, to znaczy, widzę tylko kawałek niebieskiego nieba, bo mam przed domem inne bloki. Piję mocną herbatę, muszę zaraz na targ, czyli na zakupy. Najpierw czytam australijskie wiadomości, pisząc tu po polsku słuchając niemieckiego Rammsteina z radia, czy jak się ten zespół pisze. Choć nie, teraz leci "Brothers in Arms". Napisałem właśnie wiadomość do kumpelki, Tajlandki. świat jest międzynarodowy, ale nie na tyle międzynarodowy, żebym miał polskie litery na klawiaturze. Jestem jakiś obolały, bo prawie, że codziennie coś tam robię. Wczoraj tylko godzinę, bo padłem na pysk, to znaczy, wolałem przerwać, by móc dzisiaj coś robić. Potem sauna. W różnych krajach też ona różna. W Szwecji jest się na golasa, bez ręcznika nawet, w Niemczech, na golasa, ale bez ręcznika ani rusz, tak, żeby pot był przez niego filtrowany, o ile dojdzie do desek. W Australii i na Białorusi, także w Maroko, trzeba mieć kostium kąpielowy, albo jakieś inne gatki na sobie. Nic to, nie chce mi się

Bo jest jak jest

Powoli się rano chłodno robi. Widzę ludzi opatulonych w kurtki, czy nawet niektórzy rano w czapkach. Ja mam na sobie cienką sportową koszulkę, żeby się za bardzo nie spocić, gdy jadę wczesnym porankiem na rowerze. Wiadomo, na początku jest chłodno, ale ten chłodzik przyda się do wyrównania temperatury gdy się maszyna zaczyna rozgrzewać. Ciekawe jakby to było, gdybym nie miał lęków, to znaczy, gdybym nie czuł tego nieprzyjemnego uczucia, które mi przeszkadza w robieniu czasami prostych rzeczy, jak na przykład kupieniu nowych części garderoby. Wiadomo, lęk nie stoi z kijem nade mną, ale wiem, że działa na mnie. Najczęściej robię się zmęczony, albo niespokojny, nie wspominając już o lekkich atakach duszności i takich tam. Znajoma Zaradna skarżyła się na szefową. Taka zaradna to ona chyba nie jest, ta znajoma, bo od lat siedzi w tej samej, niezbyt popłatnej robocie, nie potrafiąc się stamtąd wyrwać. Myślę, choć może się mylę, że nie zdaje sobie ona z tego sprawy, że po prostu się boi, bo w

Jak jest naprawdę?

Tu dzisiaj lato. Słucham akurat spokojnej muzyki. No i dobrze, bo wypiłem akurat mocną herbatę. Bardzo rozsądnie,bo  już jest 20:15. Ale, tak bywa, wolałem to, niż leżenie na łóżku i oglądanie jakichś ta rzeczy na YT. Fakt, niektóre rzeczy są interesujące, ale, to trochę jakby przeżywanie cudzego życia, zamiast swojego własnego. Bo co jest ważne, tak obiektywnie? Trudno powiedzieć. Przez paznokieć mojego kciuka w ciągu sekundy przelatuje parę miliardów cząstek elementarnych, zwanych neutrino. świat istnieje podobno od13,8  miliardów lat. w W każdym razie, Blondi coś się nie odzywa, od dwóch dni. Za to dzisiaj, parą godzin temu odezwała się NB (narkotyk-B). Zaczęła używać Whatsappa, nie wiem, czy o tym wspomniałem. Ona pewnie jak zwykle zapracowana. W porównaniu z takimi ludźmi to ja się obijam. Nie mam rodziny, robię co chcę, tyle, że chodzę do pracy. Wczoraj zrobiłem sobie wolne, po prostu mi się nie chciało. To znaczy, zaplanowałem to już w czwartek. Nie muszę dodawać, że wiele nie z

Plan na życie i DNA

Siedzę w kafejce tego klubu sportowego. Przysiedli się do mnie, próbują zrobić coś z powolną przeglądarką na maku. Co mi do tego. W piątek byłem w hali uniwersytetu wojskowego. żeby było śmieszniej, to dlatego, że robiłem tam coś ze znajomymi z Tajlandii. Ona, nawet dosyć ładna, gdy zdejmie okropne okulary, robi tam doktorat, on młodszy, robi tam magistra. Od niej się dowiedziałem, że on jest chyba wojskowym, czy coś. W każdym razie są mili. Ogólnie, to mam wrażenie, że ludzie z Tajlandii są mili, ale poznałem głównie studentów, czy robiących doktorat, więc nie jest to pewnie średnia krajowa. Z Su, czyli tą Tajlandką, pożegnałem się na przystanku autobusowym, bo akurat jej autobus przyjechał. Ja jak zwykle, na rowerku. Blondi odzywa się z Kanady, jest tam znowu na farmie, miła jest. Pracuje na farmie, choć ma doktorat z czegoś innego i miała pracę tutaj, którą rzuciła. Pieniądze to najwidoczniej nie wszystko. Teraz jest na "work and travel". Wiem, ktoś mi powie "mam rodz

Samotność, czasami nie taka zła.

No i niedziela mi przeleciała, spędziłem ją oglądając YT, leżąc sobie na łóżku. Nawet nie dostałem bólu głowy, może to dlatego, że napiłem się herbaty, a może już nie mam odwyku od kawy. Postanowiłem sobie, że od dzisiaj już "mogę" pić kawę, ale wolałem się jakoś napić 3 letniej herbaty, niż zrobić sobie kawy. Herbata ma na mnie chyba lepsze działanie. Jest wieczór, jem kawałek makowca, popijając herbatą z mięty. To znaczy, zalewałem torebkę już teraz chyba ze trzeci raz. Nie ze względu na oszczędność, ale widziałem, że Bl tak robi, a poza tym, to nie chcę pić na noc mocnej mięty. Bl jest jeszcze na wschodzie, pewnie spotkamy się jutro, krótko, potem leci Ona do Kanady. Miałem dzisiaj parę sukcesów, która dla niektórych ludzi mogą wydać się śmieszne. Wyrzuciłem na przykład stary czajnik do gotowania wody. Jak mnie w zeszłym roku nie było, to ktoś kupił nowy, sprawdziłem, nie działał. Stał tak, od ponad pół roku, ja go chciałem naprawić. Dzisiaj spróbowałem. Rozkręciłem. Wycho

Jest jak jest

Stwierdziłem, że nie mam przyjaciół, tu w okolicy. Są raczej porozrzucani po całym świecie, po paru kontynentach nawet. To znaczy, tych przyjaciół których mam tutaj raczej ostatnio nie odwiedzam. To może dlatego, że mieszkają dosyć daleko, a ja nie mam samochodu, a może dlatego, że chcę mieć święty spokój? Ciekawe, czy mam więcej balansu w moich myślach, nie miotam się tak. Trudno mi to samemu ocenić. Dowiedziałem się, że zarabiam dużo mniej, niż niektórzy inni tu w pracy. Nie zarabiam źle, ale małpka w głowie zawsze chce większego banana, gdy widzi go u innej. Poranna medytacja niewątpliwe mi pomaga. Siedzę sobie na łóżku, czasami półleżę, raczej to ostatnie i po prostu kontroluję swój oddech. To taki start w nowy dzień. Za oknem budzi się nowy dzień, a ja przez jakiś moment oddalam się od wszystkich problemów mojego świata. Istnieje podobno od groma miliardów galaktyk we wszechświecie, więc, czym się tak przejmować. To też kwestia perspektywy. Coś w mojej głowie mówi "dziewczyna

Sobota bez kawy, ale z kofeiną

Tak, bez kawy sobota, ale z kofeiną. Właśnie zrobiłem sobie czarnej herbaty. Nie piję kawy już prawie od dwóch tygodni. Rano piję tylko zieloną herbatę, zaparzaną w temperaturze około 60C. Nie, żebym stał z termometrem. Tyle, że raz, czy dwa razy zmierzyłem temperaturę. Mam termometr do herbaty, nawet polskiej produkcji. Czarnej herbaty nie piłem już od dłuższego czasu. Dlaczego nie piję kawy? Bo zauważyłem, że jej nadużywam i mam bóle głowy w niedzielę. Kawa, jak inne używki, traci na skuteczności, bo organizm się do kofeiny przyzwyczaja. To znaczy, kofeina blokuje receptory adenozynowe, to znaczy. Adenozyna mówi komórkom, żeby sobie trochę odpuściły. Jak komórki tego sygnału nie dostają, to zasuwają dalej. W dodatku wydzielane jest przez to więcej dopaminy, więc człowiek dostaje lekkiego kopa. Dopamina jest także wydzielana, jak człowiek widzi obiekt miłości, albo dziabnie sobie dawkę jakiegoś innego draga. W każdym razie, zauważyłem, że doszedłem już do 3-4 kubków kawy dziennie, a p

Piątek

No i piątek. Pogadałem na czacie z innym kumplem z Australii. Ma dom, dziewczynę, teraz psa. Fakt, musi zacząć szukać roboty, bo kończy studia. Mówi, że ma problemy z rozpoczynaniem rozmów z obcymi, czy ogólnie, ze sprzedawaniem swoim umiejętności. Wcale tego po nim nie widać, jest bardzo miły. Zgadaliśmy się na temat działania tego całego systemu. Ogólnie, to jak ktoś nie ma z tym problemów, to się tym raczej nie interesuje. To w sumie zabawne, że w głowie istnieją różne systemy, które nie zawsze ze sobą współpracują. Ten od emocji, limbiczny i ten nowy, od logiki. Co z tego, że wiem o tym, jak się i tak stresuję? Może to, że poprzez powolne oddychanie mówi się głowie, że wszystko w porządku, to uspakaja. Zauważyłem, że łatwiej mi się rano tych parę minut medytuje. Człowiek, to znaczy, moja głowa, jakoś się do tego przyzwyczaiła. Muszę o tym pamiętać i próbować to wykorzystywać w sytuacji stresowej. Tyle, że wtedy przeważnie o tym nie pamiętam. Idę zaraz na paletki. W środę był fajny

Gadanie o problemach

Tu już wtorek. Nie przepadam za niedzielami, ale lubię jednak weekendy. To się chyba nazywa paradoks ;) Obserwuję moje lęki, a poza tym, to żyję, lawirując trochę między nimi. W przyszłym tygodniu spotykam się na chwilę z Bl, która wraca na parę dni z farmy w Kanadzie. Ona też nie umie sobie chyba nikogo znaleźć. Nie pracuje na tej farmie bo by tutaj nic nie zarobił, bo miała pracę, którą rzuciła, stałą pracę. Pewnie chciała przeżyć coś nowego, kto ją tam do końca wie. Teraz ma tylko jeden dzień wolny w tygodniu, zamiast wolnego weekendu i pracuje do 12 godzin dziennie, czasami. Wczoraj musiała wstać przed 2 nad ranem, bo gonili kurczaki, by je oddać do rzeźni, czy jak się to nazywa, gdzie kurczakom się głowy ucina. Za oknem czasami pada, czasami nie. To interesujące ile mam barier w głowie. Ciekawe ile mają inni. Mimo wszystko, to nie jest to najczęściej tematem rozmów, nawet między przyjaciółmi. O problemach z nogą, czy plecami, o tym można pogadać z każdym. O problemach z głową racz

Nie lubię niedziel

Znowu niedziela, dokładnie mówiąc, to kończy się ona niedługo. Nie chce mi się coś do roboty. Od zeszłego poniedziałku nie piję kawy, żeby się trochę od niej odzwyczaić. Mimo wszystko czuję delikatne ćmienie w skroniach. Nie wiem, czy to jeszcze resztki przyzwyczajenia do kofeiny? Nie piłem dzisiaj nawet zielonej herbaty, byłem za to się przebiec, w parku. Wczoraj grałem w paletki, przez chyba 5 godzin. Między innymi z Su. Ona jest całkiem ładna, jak zdejmie te rogowe okulary. Su jest z Tajlandii. Miło się biegło przez park, już dawno tego nie robiłem. Tak sobie pobiegłem, na luzie. Kumpel zadzwonił, pyta, czy bym do nich nie wpadł, do Australii. On jest w miarę obrotny. Po takiej rozmowie telefonicznej mam wrażenie, że zupełnie nic nie robię. Jego dzieci uczą się w szkole Chińskiego. Pewnie niedługo będą umiały lepiej ode mnie, to mi nie poprawia humoru, ale trochę motywację? No właśnie, w niedzielę nie mam motywacji do niczego. Nie chce mi się po prostu walczyć, ale coś tam zrobię, n

Niedzielny ból głowy

W niedzielę padałem coś na pysk, jak to w niedzielę. Odsypiałem trochę, albo oglądałem jakieś reportaże na YT, większość o Korei Północnej. Koło 15, czy jakoś tak, zaczęła mnie głowa boleć. Może od wylegiwania się na łóżku, a może od czegoś innego. Postanowiłem w niedzielę nie pić kawy, więc podejrzenie było, że to też z tego powodu. Sprawdziłem w internecie. No właśnie, na pierwszym miejscu, jako efekt głodu kofeinowego podany jest ból głowy, szczególnie w weekendy, bo wtedy czasami pija się mniej kawy niż w ciągu tygodnia, siedząc w robocie. Taki ból głowy, zbliżony do migreny, gdzie czuje się lekkie mdłości. Nie napiłem się kawy, ale poszedłem zamiast tego na spacer, do pobliskiego dużego parku. Przebiegłem się nawet koło 200 metrów. Ból głowy jakoś powoli zniknął. To nie pierwszy raz, że czuję ból głowy w weekend, bo w ciągu tygodnia go nie mam. Bieganie pomaga, spacer najwidoczniej też. Nie mogłem wczoraj iść pobiegać, bo po pierwsze, to chciałem dać mięśniom odpocząć, a po drugie

KP, kto chce, ten nie wierzy.

Wczoraj, czyli w niedzielę, nie zrobiłem nic konkretnego. Jak to w niedzielę. Oczywiście, przeważnie mam zamiar coś tam porobić, czy poćwiczyć, ale kończy się na oglądaniu czegoś na komputerze. Wczoraj oglądałem sporo filmów dokumentarnych o Korei Północnej. To w sumie ciekawe, powoli pewne rzeczy układają się w jakąś całość, ze zbioru luźnych informacji powstaje jakiś tam obraz. KP czy DRKP, jak zwał tak zwał, ciągle ma jeszcze obozy koncentracyjne. Ludzie podobno jedzą nawet robaki, które żywią się trupami, bo tych się nie zakopuje zimą, gdy ziemia jest zamarznięta. To tak, tylko. Przy okazji obejrzałem parę polskich "specjalistów" od KP. Ogólnie, to jednak te polskie wypowiedzi to po części tragedia. Jeden narzeka, że jedzenie tam monotonne i idzie szukać hamburgera. Drugi twierdzi, że ten Kim Un, to wcale nie taki zły facet, bo się uśmiechnął, jak na defiladzie kobiety przed nim przechodziły. Możliwe, że takie podejście wynika po części z braku znajomości języka angielski

Akurat jest ładnie

NB (Narkotyk-B) odpisała na mojego smsa. Teraz mi przyszło do głowy, że uzależnienie od Niej zmieniło się. Od kokainy przesunęło się może w kierunku marihuany, czyli marychy. Tak sobie to wyobrażam, bo nigdy kokainy nie próbowałem. - Po co mi to - pomyślałem sobie, gdy pomyślałem o Niej. - To jeszcze dodatkowy faktor zamieszania w moim życiu. Myślę, że w pewnym sensie łatwiej jest człowiekowi żyć, gdy nie ma zbyt wiele wolności, to znaczy, nie chodzi mi o ograniczenia związane z lękami, o które się potykam. Raczej, o takie życie zgodnie z instynktem. Rodzina, wtedy dzieci, wtedy trzeba dbać i pracować po części dla dzieci, można sobie pomarzyć o innych krajach, ale raczej się tam nie pojedzie. - No bo mam dzieci, nie mogę wyjechać do innego kraju - można wtedy usłyszeć. Mam kumpla, który ma trójkę dzieci i pojechał żyć, na jakiś czas, do Australii. - Dzieciaki się angielskiego poduczą - powiedział mi. Tyle, że on jest w miarę zaradny. Blondi posłała mi zdjęcie. Plaster na głowie. Cielą

W deszczu

Napisałem akurat SMSa do NB (narkotyk-B), tak bez powodu, jedno zdanie. Może to dlatego, że tak szaro za oknami, pada. Trudno wyczuć. Wczoraj wreszcie sprzedałem koła do samochodu, który został oddany na złom już ponad rok temu. Ogłoszenie dałem już ze 2 tygodnie temu, ale, że to opony zimowe, to zainteresowanie było takie sobie. I tak, zbierałem się parę miesięcy za to, żeby to ogłoszenie zmajstrować, choć jest to prosta czynność. Widać po tym, jak przed pewnymi rzeczami uciekam. W każdym razie stresowałem się wczoraj, bo ktoś się zgłosił i chciał wpaść wieczorem. Logika mówiła mi, że przeważnie takie sprzedaże są nawet miłe, ale emocje mnie stresowały. Na koniec wpadł facet, też z takim typem samochodu jaki miałem kiedyś, nie umiał znaleźć miejsca na parking. Pojechałem z nim szukać. Potem obejrzał po łebkach te koła, powiedział, że potrzebuje tylko na ten sezon, a jego są już zjechane. Nawet się nie targował. W sumie, to było to nawet miłe przeżycie. Muszę sobie to zapamiętać. Ogóln

Lato i demonstracje

Piątek, G20, główna ulica prawie, że pusta, bo większość zakładów i biur pozamykane. Czasami przejadą samochody osobowe, czasami kolumna samochodów policyjnych na światłach. Na niebie słychać helikoptery, czasami widać jeden, czy drugi. Zmęczeni policjanci wsiadają do samochodu, demonstranci cieszą się, że utrudnili przejazd gościom. Odbili sobie na policji wczorajsze potraktowanie. Uważam, że dobrze jest demonstrować, choć tutaj wiem, że część tych ludzi ma ochotę porozrabiać. Dzieje się tak co roku na pierwszego Maja. W jednej z dzielnic rozwalają wtedy regularnie szyby w sklepach kapitalistów, podpalają samochody, oczywiście, kapitalistom. Przyjeżdżają na to ludzie z innych krajów. Po części, by się porozbijać, jak chuligani na meczu, po części, żeby popatrzeć. Ideologii w tym niewiele. Część z tych protestantów żyje pewnie z zapomogi, która "im się należy", oczywiście. Spróbowali by tak w innym kraju podemonstrować, w Turcji, Chinach, nie wspomnę już o Korei Północnej. Ni