Posty

Wyświetlam posty z etykietą Samobójstwo

Wewnętrzne dziecko a PTSD, "to się zabiję"

W sobotę były zawody w paletki, w grze podwójnej. Z 12 gier połowę wygraliśmy, połowę przegraliśmy, czy coś koło tego. Ciężko mi się gra z moim partnerem, bo on trochę zakuty łeb, ale wiedziałem o tym od początku ;) Gram z nim, bo go lubię :) Gdy źle gram, to od razu wpadam w ten schemat "po co trenuję, jak i tak nie wychodzi, jak jestem zestresowany", projektuję to ogólnie na moje życiu "i tak mi nic nie wychodzi". Więc odpuszczam sobie następnego dnia, gdy padam na pysk. Staram się zebrać siły i iść po prostu dalej, w pewnym sensie ignorując te negatywne schematy. Wiadomo, nie ma co przebijać muru głową, ale wiem, że często po prostu brak mi wiary w siebie. Odzywa się to latami wpajane mi przez mojego starego "do niczego się nie nadajesz", "z niego to nic nie będzie".  Niezależnie od tego, czy mówił to po prostu dlatego, że mnie nie lubił, czy nienawidził, albo dlatego, żeby mnie zmotywować. Albo po prostu, żeby się samemu odreagować ;) Więc po

Po prostu codzienna walka z PTSD, czy innymi takimi

Moje życie, to po prostu walka. Gdybym sobie odpuścił, to może bym już nie żył. Gdybym nie zaczął w pewnym momencie próbować przeskoczyć tego, co jest w mojej głowie, to może bym już nie żył. Teraz, jak to się ładnie mówi, z perspektywy czasu, widzę wiele rzeczy inaczej. Dziwię się, jak mogłem tak myśleć, że jestem, jaki jestem. Bo w sumie, to wiadomo, jestem jaki jestem, a jak się zmienię, to dalej jestem jaki jestem ;) Mimo, że wiem, że wiele się zmienia, w mojej głowie, to nie do końca w to wierzę. Jakaś część w mnie nie do końca w to wierzy. Dlatego, gdy rano się budzę, to kosztuje mnie to i tak wiele wysiłku, by powiedzieć sobie, że muszę iść dalej. Robię mój zestaw ćwiczeń, rano, gdy wstanę. Ale tylko w ciągu tygodnia. W weekend robię się rozlazły. Cały czas muszę się pilnować, żeby nie przekroczyć tej granicy, gdy popadam w marazm, w nic nie robienie. Siedzę w kafejce. W kafejce łatwiej mi się pisze. W domu nadal, trudno mi coś robić. Najczęściej oglądam, czy czytam coś na inter

Rzadziej uciekam w myśli o samobójstwie

Raz jest tak, raz tak. Ostatnio budzę się koło piątej nad ranem, może dlatego, że moja sąsiadka piętro wyżej tak tupie, a może to jej chłopak. A może po prostu tak się budzę. Nie wiem. W pracy normalnie, trochę mnie dusi, raz więcej, raz mniej. Ale, jakoś idzie. Walczę z tym, bo tak, to wiadomo, to bym uciekł. Staram się pić płyny, gdy za mało piję, to robię się nerwowy. Wczoraj byłem na torcie urodzinowym, pełno kalorii miał ten wieczór. Była kumpelka, chciała pomocy, bo nie chce, żeby jej mąż niektórych rzeczy się dowiedział, tych, które ona ma na telefonie. Może dlatego, że nie mają dziecka, choć chcą, trochę się coś między nimi psuje, temu jakiś koleś jej pewnie w głowie trochę zawrócił i teraz ona nie wie. Mnie oszczędza ze swoimi wywodami, ja jestem od strony technicznej, jak zrobić, żeby się to przez telefon nie wydało, bo wiadomo, telefon zbiera informacje i w dodatku te cloud, na których nie wiadomo co jest zapamiętywane ;) NB (narkotyk-B), zaczęła używać smarta, do komunikacj

Iluzja-"Nic się nie da zrobić"

Zastanawiam się, czy napisać coś do NB (narkotyk-B). Może to ta rozmowa z jej ojcem tak na mnie wpłynęła, może to, że wiem, że się rozwiodła, choć może jest z kimś innym. A może to po prostu potrzeba rozwiązania jakiegoś węzła, który mam w głowie. Dalej walczę z lękami. To, że sobie nie zawsze radzę, widzę po stercie pudełek w pokoju. Muszę zawartość posortować i starą elektronikę, czy jakieś drobne elektryczne rzeczy do punktu odbioru zawieźć, bo nie powinno ich się do normalnych śmieci wyrzucać. Chciałbym, żeby coś w mojej głowie zrobiło "klick" i żebym nagle nie miał lęków. Kiedyś myślałem, że może tak się stanie. Teraz już raczej w to nie wierzę. Nie bardzo to też odpowiada temu, jak w sumie mózg pracuje, o ile te teorie odpowiadają rzeczywistości. Ogólnie, to coś się zmienia. Jest chyba trochę lepiej, niż parę lat temu. W każdym razie, nie myślę tyle o samobójstwie, co uważam, jest bardzo pozytywne. Nie czuję też tak chyba takich głębokich smutków, czy bólu. Staram się b

Walka z blokadami

Jakiś jestem zestresowany. Czuję niepokój. Parę rzeczy, które mam załatwić, układa się nie tak, jakbym chciał. To pewnie powoduje, że mój niepokój wzrasta. Możliwe, że zbyt szybko reaguję na niektóre bodźce, bo nie dzieje się nic, co by miało mojemu życiu, czy zdrowiu zaszkodzić. Jakoś, przypomniał mi się na chwilę garaż. Stamtąd nie mogłem uciec. Ciekawe, jaki to miało wpływ na moją amygdalę, na ile ona teraz za szybko, czy może zbyt mocno reaguje. Myślę trochę o NB (narkotyk-B). Może dlatego, że wiem, że się rozwiodła, choć nie wiem dlaczego. Nie szukam z nią kontaktu, choć mam czasami taką potrzebę. Traktuję to jak narkotyk, czy alkohol. Wiem, że jakbym się napił, napisał maila, czy smsa, to potem bym się gorzej czuł. Jakaś część mojego mózgu mówi "ale, może Ci to dobrze zrobi", inna na to "tyle razy już próbowałeś". Ta pierwsza "ale teraz sytuacja się zmieniła, ona jest (chyba) sama". Ta druga "dlaczego piszesz "chyba" w nawiasach? Poza

Ta piosenka przypomina mi trochę kołysankę.

W sumie, to słucham sobie tej piosenki, prawie, że w kółko. Wiem, że mi przejdzie. Jakoś smutek mnie odwiedził. Już może parę dni temu. Może też wczoraj, po tym, jak prawie cały czas grałem z X, czyli tą Chinką. Ona zniknęła na koniec, bez pożegnania. Próbuję patrzeć na to tak, jak ja patrzę na inne dziewczyny. Parę chce ze mną gadać, ale mnie się nie zawsze chce. Ale ogólnie, to podobno można ze mną dobrze porozmawiać. Nawet z X niewiele gadam, bo coś się rozmowa nie klei. Dzisiaj rano posłałem X maila z linkiem o technice z paletek i z linkiem do tej piosenki. Odpisała w stylu, "dziękuję za link". Pasuje "link", bez -a, bo użyła niepoprawnego artykułu ;) Ogólnie, to ona się czasami chyba szybko złości, czy jest niecierpliwa, co mi już A opowiedział, który ją częściej widywał, jak grywała ze swoim chłopakiem, który pracuje w innym mieście. Nie robię sobie jakichś nadziei, jeśli chodzi o X, bo jest za młoda. Słucham piosenki. Gdy jest mi smutno, to myślę, że to moje

Darmozjady

Coś w mojej głowie myśli czasami o NB (narkotyk-B), może dlatego, że to ostatnia dziewczyna, do której się silnie przywiązałem, to znaczy, moje wewnętrzne dziecko. Siedzę i czuję niepokój. Coś mi lekko ściska skronie, czy może głowę. Lekki ciężar na płucach, muszę świadomie głębiej oddychać. Ramiona jakby lekko nie moje. Może to za dużo kawy, ale bez kawy trudno mi czasami wytrzymać. Obserwuję, jak czasami uciekam. Jak wczoraj. Nie pomagała ani herbata, ani mocne espresso, zrobione na palniku, w małej maszynce. Mimo tego zmęczenia siadłem do komputera i porobiłem parę papierkowych rzeczy. Gdy już siadłem i zacząłem coś robić, to zmęczenie zniknęło. Poza tym, to przyszła JK, czyli Japonka, którą uczę trochę gry na gitarze. Przyniosła wypasione ciastka. Pouczyłem ją trochę na gitarze, zrobiłem zupę, miso, pooglądaliśmy trochę grę podwójną Japonek i poszliśmy na koniec na spacer. JK jest zazdrosna o M, które czasami kręci się koło AP, czyli A z paletek. Nie przyznaje się do tego, ale wych

Przynajmniej próbowałem

Coś mi się ostatnio nie chce pisać. Wczoraj ścianka. Miałem się wspinać z C, ale ona się rozchorowała. Myślałem, że jej się nie chce, ale odpisała dzisiaj, że idzie do lekarza. Wspinałem się z innymi dziewczynami i też było fajnie, a może nawet fajniej ;) C jest ładna, czy nawet bardzo ładna i wychodzi często, że jest trochę rozbestwiona ;) Idę dzisiaj na trening drużyny, zobaczymy, jak będzie się moja noga, czyli kolano, czy łydka sprawować. Lubię te treningi, bo poziom jest wyższy niż w grach z hobbistami. Chociaż, ostatnio przegrałem na zawodach hobbystów, czyli w piątek. Fakt, oszczędzałem się, ze względu na łydkę, ale byłem też zdenerwowany. Wtedy siada mi motoryka. Zawsze mnie to dołuje, jak ze zdenerwowania nie umiem porządnie grać. Czuję się wtedy bezradny i wskakuje schemat "wyuczonej bezradności". Fakt, uczyłem się tego schematu latami, za dziecka, gdy człowiek się podobno najszybciej uczy. Musiałem stać na baczność przed starym i patrzeć na niego, gdy do mnie mówił

Wygodne IV przykazanie, mondai nashi

W sobotę byłem pobiegać, bo przez lekką kontuzję łydki nie chciałem iść na paletki. Biegłem w miarę spokojnie, przynajmniej pierwsze kółko. Potem jednak pojechałem do hali, żeby się spotkać z KJ i A, po prostu pogadać. Na końcu coś tam potrenowałem. W niedzielę zamieszanie, zamiast ścianki, miał być wyjazd, żeby zobaczyć zawody. Z tego nic nie wyszło, bo zawody odbyły się w sobotę, a tu niedziela. Skończyło się na tym, że wpadła KJ (K-Japonka), której coś tam na gitarze pokazałem. Przyniosła zupę mizo, a potem poszliśmy na spacer. Zastanawiam się, czy jej zależy na A, bo złości się trochę, jak A z innymi dziewczynami trenuje. K jest mężatką, dodam, ale co to dzisiaj znaczy. Poszliśmy do parku na spacer, słońce świeciło, siedliśmy na schodach nad jeziorkiem i wygrzewaliśmy się. KJ czekała pewnie, aż A się odezwie, żeby do nas dołączyć, ale on nas olał. To znaczy, poszedł na zakupy, a potem dalej grał w kosza, na którego punkcie ma lekkiego fioła, podobnie, jak na punkcie paletek. A narz

Walka z wyuczonym.

Jestem trochę zmęczony i rozdrażniony. Niepotrzebnie napiłem się mocnej herbaty około ósmej wieczorem. Obudziłem się potem na chwilę w nocy, a potem o piątej nad ranem. Wczoraj nie zrobiłem nic. To znaczy, byłem się wspinać. Moja partnerka, bardzo ładna blondynka. Miło się było do niej na chwilę przytulić, gdy siedzieliśmy na niskim murku, przed ścianką. Idziemy się wspinać we wtorek, trochę późno, bo o 19, ale, czego się nie robi, jak się nie ma nikogo innego do wspinania się. Walczę z moimi wyuczonymi zachowaniami. Coś mnie trzyma i dusi, gdy tylko pomyślę o niektórych rzeczach, które miałbym zrobić. Każdy dzień to jakaś tam walka. Czasami sobie odpuszczam, czasami nie. Czasami pewnie rzeczy muszę zrobić, bo nie da ich się odwlec. I jak zwykle, gdy się do czegoś zasiądzie, to zrobienie tego kosztuje mniej wysiłku, niż uciekanie przed tym. Chyba prawie każdy to zna. Walka ze zmęczeniem i z bezsensem robienia pewnych rzeczy. Ale co, gdy będę jeszcze z trzydzieści lat żył? Kiedyś moje ż

Ahoj przygodo

Walczę trochę z przesunięciem czasu. Wczoraj przez chwilę przyszła mi do głowy myśl, że może warto się zabić. Tak się zacząłem nad nią zastanawiać, skąd się wzięła. Może z tego, że nie dałem rady nic sensownego zrobić, w sobotę, czy niedzielę. Wczoraj byłem popatrzeć jak grają w paletki, sporo znajomych grało na zawodach. Byłem tam z A, dobrym kumplem, który mnie odebrał z lotniska. W sumie, to miłe to było. Przyjechał on i KJ, czyli K-Japonka. Wypiliśmy u mnie herbatę, KJ miała przy sobie kanapki. Było jak na pikniku. Dostali ode mnie koszulki ;) W sumie, to jedną z nich planowałem dla J, ale, skoro jej nie było, a była KJ, to dałem KJ, która się bardzo ucieszyła. Moja komórka zaczęła znowu lepiej działać, co mnie też ucieszyło. Coś tam musiałem dokładniej wyczyścić. Myśli samobójcze są u mnie związane bardziej z poczuciem bezradności, niż z bólem. Ale staram się wtedy łączyć z wewnętrznym dzieckiem, staram się wyłapać te emocje, które mi przeszkadzają. Lęki z przeszłości. Australia c

Skąd brać energię do życia? Czy zawsze jej trzeba do walki?

W sumie, to nie wiem, skąd brać energię do życia. Z wakacji, z miłości, czy jakichś radości? Dużo tu czytam o szczęściu, na blogach. Szczęście, miłość. No i rozczarowania. Mnie też brakuje czasami, czy często energii, do życia. Co robię wtedy? Staram się iść dalej. Od kiedy obejrzałem parę filmików o ultramaratonie, szczególnie tym "Badwater", to mam to przed oczami. Facet z protezą na nodze, brakuje mu też przedramienia. Potrafi przebiec 40, 100, czy 200 kilometrów. Do tego musiał trenować. Każdy z tych biegaczy musiał ciężko trenować, by móc biec ponad 20, czy 30 godzin. W dodatku w Death Valley, gdzie temperatury sięgają do 40C, czy może więcej. I gdy tak myślę o moim życiu, to widzę, że to też jak jakiś ultramaraton, czyli bieg dłuższy niż maraton. Nie wystarczy, żeby sobie czasami pobiec, bez treningu. Powiedzieć sobie "to ja sobie pobiegnę 100 kilometrów". Bo wtedy, może się uda, a może nie. Gdy ktoś próbuje przebiec "Badwater", to bez treningu po pr

Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień. Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się c

Czym różni się grypa od samobójstwa?

Nie przepadam za ezoteryką, nawet trudno powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że zrobiłem się zbyt analityczny, zbyt cyniczny, a może też za dużo się tym interesowałem. Pewnie wszystko na raz. Moje ulubione miejsce na placu jest zajęte, ale, może tam pójdę, bo mi się niewygodnie na tej ławce siedzi, jak siedzę ze skrzyżowanymi nogami. Moje życie, to walka. Taka po prostu. Jakby trochę w dżungli, gdzie trzeba na wiele rzeczy zwracać uwagę i wiele rzeczy samych nie przychodzi. Gdy mi ktoś powie, czemu tak walczysz, siądź, wsłuchaj się w siebie, tam znajdziesz prawdę, to dziwnie mi się robi. Pewnie ta "prawda" mnie próbuje odepchnąć, albo coś. Nie wiem dlaczego, ale czasami mam wrażenie, że jestem w średniowieczu, gdy słyszę niektóre poglądy, albo widzę jak się ludzie zachowują. Ale w sumie, to czasami myślę jak Sheldon z BBT, jestem wśród małp, tyle, że w odróżnieniu od Sheldona, też uważam się za małpę ;) Kiedyś świat był prosty, byli bogowie, którzy powodowali burze, czy wojny,

Lęki i plan B, czy jakiś tam

Mój ojciec ma Alzheimera. W sumie, to chyba nic nowego dla mnie, ale trochę mnie to jednak zaszokowało. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze jak psa, a mimo wszystko czuję coś do niego. Gdy jego żona powiedziała, że rozmawiali o mnie, to zrobiło mi się jakoś milej. Rozmawiałem z nią, potem z ojcem, ale nie była to płynna rozmowa, z nim, była jakaś urywana i skończyła się jakoś, tak jakby w pół zdania. "Ma lepsze i gorsze dni", stwierdziła jego żona. "To też zależy od pogody". Wiem, napisałem jakoś automatycznie "ojciec", zamiast "stary" ;) Słucham sobie Vanessy Mae. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze, jest chory. Jest na drugim końcu świata. Z jednej strony mi go żal, jak każdego człowieka, czy zwierzęcia, chorego, z którym bym się zetknął, z drugiej strony czuję jakąś wewnętrzną, jakby ulgę. Tak, jakby moje podświadome lęki cieszyły się z tego, że on jest daleko i że jest w miarę obłożnie chory. że nie zjawi się nagle w drzwiach,

Ucieczka, czy nie ucieczka, kto wie.

Siedzę na lotnisku. Miło mi się zrobiło, gdy przy check-in kobieta zapytała mnie o wizę, czy zrobiłem przez internet. Powiedziałem, że nie i pokazałem jej moją. W sumie, to gdy tak chodziłem po tym lotnisku, to naszła mnie ochota, żeby dłużej w Australii zostać. Już jak się w domu pakowałem, to myślałem sobie, że chciałbym to wszystko zostawić za sobą. Może uciec? Może uciec. Nic mnie w sumie w Europie nie trzyma, oprócz obowiązków. Ale, te też pal sześć. Może mnie jutro nie będzie, czym ja się tak przejmuję. Pożyjemy, zobaczymy. Jak siedziałem już na końcu lotniska, to zadzwoniła do mnie K, ta Japonka, z którą gram czasami w badmintona. Byliśmy też z nią i A na filmie o wspinaczce. Zdziwiło mnie trochę, że przyjechała na lotnisko się pożegnać. Chciała mnie zaskoczyć i nic jej z tego nie wyszło, bo ja już dawno za wszystkimi tymi barierkami i checkami. Trochę mi głupio, ale nie chciało mi się pedałować z powrotem. Zobaczymy, co życie przyniesie. Jestem trochę zmęczony, ale dobrze się c

Bieganie na smutek

Obudziłem się może o czwartej nad ranem, czy coś koło tego. Powoli chyba dostaję gorączki przed podróżą, czyli "Reisefieber". Już wczoraj stwierdziłem, że muszę jednak coś pobiegać, przed tym pół-maratonem za tydzień, czy półtora. Czułem w sobie jakiś głęboki smutek, taki, który ściska trochę klatkę piersiową, trochę jakby boli, gdzieś tam w okolicy serca. Zrobiłem parę ćwiczeń i poszedłem biegać, po piątek. Widziałem nawet dwie dziewczyny w parku, które też truchtały. W czasie biegu smutek jakoś zniknął. W sumie, to gdy wybiegałem z domu, to złościłem się, że jakiś zakodowany schemat smutku wskoczył. To pewnie jakiś instynkt, który mówi "musisz się rozmnażać, znajdź sobie partnerkę", albo "musisz być z kimś, bo grupa jest bezpieczna". Wiadomo, taki instynkt nie gada do mnie bezpośredni, bo ma pewnie ze 150 tysięcy lat, czy może jeszcze więcej, to niby w jakim języku by miał gadać? Rozmawia ze mną językiem ciała ;)  Akurat kumpelka do mnie pisze i posyła z

Wpieniony

Wkurzają mnie moje lęki, blokady, schody w mojej głowie. śmiać mi się ze mnie samego chce. Wkurza mnie to. Piję herbatę, żeby coś robić. Zniknęła mi jedna z kart kredytowych, bałagan na biurku, jak w mojej głowie. Wpienia mnie to, że mam bałagan, że nie wiem jaki samochód w Australii wynająć, że nie wiem, dlaczego nie wiem, albo nie wiem, co z tym zrobić. Wpienia mnie, że muszę pić herbatę, żeby zwalczyć lęk, albo kawę. Chyba jestem akurat wpieniony ;) Nawet nie uprawiałem sportu, bo mam wszędzie zakwasy, a poza tym, to mnie kolano boli. Brakuje mi chyba dziewczyny. Ale, fakt, skoro nie mam ochoty się zabić, to może mi inne rzeczy też bardziej przejdą, jak chęć popełnienia samobójstwa?

16 Tons

Budzę się rano i czuję niepokój, ciężar, lęk. Co może mi pomóc? Nie wiem, ale nie chcę się poddawać. W ciągu tygodnia jest lepiej, bo mam swój rytm, w weekend tygodnia gorzej. Jakoś znalazłem tą piosenkę http://www.youtube.com/watch?v=jIfu2A0ezq0 Tu text: http://www.cowboylyrics.com/lyrics/classic-country/sixteen-tons---tennessee-ernie-ford-14930.html "You load sixteen tons, what do you get Another day older and deeper in debt Saint Peter don't you call me 'cause I can't go I owe my soul to the company store" Ładował 16 węgla codziennie, miał płacone w kuponach ze sklepu firmowego, mieszkał w mieszkaniu firmy. Jego dusza należy do sklepu firmowego. I co miał za ładowanie? Więcej długów każdego dnia. Dlaczego mi się to skojarzyło? Może dlatego, że jest mi relatywnie dobrze. Walczę ze sobą, co na pewno jest ciężkie, bo przeszkody są w pewnym sensie niewidoczne, ale gdybym codziennie jeszcze musiał ładować 10, czy 16 ton węgla, to czy czułbym się lepiej? Mogę sobie p

I znowu krok po kroku...

Czuję się, jakby mnie rozjechał pociąg. Spać mi się chce, coś mnie lekko w głowie ćmi, w nocy budziłem się parę razy zlany potem. Rano nie umiałem wstać. Zrobiłem tylko parę z moich porannych ćwiczeń. Gdy leżałem jeszcze w łóżku, miałem wrażenie, że mam na sobie ciężar, jakby ktoś na mnie wylał miękki beton. No, może nie aż tak, bo mogłem się ruszać, ale czułem smutek, bezradność. Pomyślałem sobie, że to pewnie też przez wspomnienie NB (narkotyk B), przez odwiedziny jej ojca (ONB), którego znam od lat. Nawet nie wiem, po co przyjechał do Hamburga, może, by trochę propagować swoją książkę. Na koniec zapomniałem się go zapytać. Powiedział, że tak sobie, żeby pogadać. Do pracy jechałem dzisiaj kolejką, bo mimo, że słońce świeci niedobrze mi się robiło na myśl, że muszę uważać na skrzyżowaniach, czy męczyć się pedałując. W kolejce przypomniało mi się, jak ONB ciągle o OKraju opowiadał, w miarę egzotycznym, w którym dorabia w miarę egzotycznym zawodzie. Pracuje tam może miesiąc czy dwa mies